W I półroczu 2010 r. aż o 61,8 proc. wzrosła kwota świadczeń, których firmy nie wypłaciły swoim pracownikom. Więcej firm regularnie płaciło pensje nawet w okresie ubiegłorocznego spowolnienia gospodarczego. Firmy częściowo usprawiedliwia fakt, że przepisy prawa pracy w tej kwestii nie są do końca jasne. Utrudnia to też dochodzenie zaległych pensji przez samych pracowników.

Brak terminu

Problemem dla pracodawców i pracowników jest np. brak określenia terminów, w których mają być wypłacane dane świadczenia.
– Przepisy prawa pracy nie określają wprost terminu wypłaty wynagrodzenia oraz innych świadczeń, np. ekwiwalentu za niewykorzystany urlop lub odprawy emerytalnej, w przypadku rozwiązania stosunku pracy – mówi Halina Tulwin, dyrektor departamentu prawnego Głównego Inspektoratu Pracy (GIP).
Termin wypłaty wynagrodzenia jest najczęściej wskazany w regulaminie pracy. Dokument ten obowiązuje jednak tylko pracowników i jest wątpliwe, czy może mieć zastosowanie także do byłych podwładnych, którym ostatnią pensję wypłaca się już po rozwiązaniu stosunku pracy.
– Terminy wypłaty odprawy i ekwiwalentu ustalił Sąd Najwyższy, ale orzeczenia sądów to nie obowiązujące prawo. Linia orzecznicza może się przecież zmienić – mówi Halina Tulwin.
Niektóre firmy mają też problem z dostępem do fachowej wiedzy prawniczej.
– Od małych przedsiębiorców, którzy zatrudniają jedną lub dwie osoby, nie można wymagać, aby w każdej sprawie śledzili orzecznictwo sądów. To niewykonalne i niezgodne z polityką wspierania przedsiębiorczości – mówi Rafał Wojtas, właściciel firmy RW Studio, zatrudniającej cztery osoby.
Z powodu niedoprecyzowanych przepisów pracownicy nie wiedzą, kiedy dokładnie mają otrzymać np. odprawy lub ekwiwalenty, a pracodawcy – kiedy należy je wypłacić. Pierwsi muszą liczyć się z koniecznością oczekiwania na należne im pieniądze, a drudzy narażają się na zarzut łamania praw pracowniczych. Dlatego Państwowa Inspekcja Pracy (PIP) wystąpiła do Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej (MPiPS) z wnioskiem o doprecyzowanie terminów wypłat wspomnianych świadczeń. Na pewno ułatwiłoby to działalność PIP, skoro inspektor pracy mógłby wskazać wyraźną podstawę prawną do wypłaty świadczenia w danym terminie. Do tej pory resort pracy nie zaakceptował jednak tej propozycji.

Trudno o zaliczkę

Nieprecyzyjne przepisy mogą też utrudniać wypłatę zaległych pensji ze środków Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych (FGŚP). Na przykład w razie niewypłacalności pracodawca lub osoba zarządzająca majątkiem firmy (syndyk, likwidator) musi w ciągu miesiąca sporządzić wykazy roszczeń swoich pracowników. Przepisy nie określają jednak, kiedy należy złożyć taki wykaz do FGŚP. A od tego zależy wypłata zaległych świadczeń dla pracowników.
Z kolei podwładny firmy opuszczonej przez pracodawcę musi czekać aż dwa miesiące, aby wszcząć procedurę ubiegania się o zaliczkę na poczet niewypłaconych świadczeń.
– Warto zastanowić się nad uproszczeniem całego systemu wypłat z FGŚP. Na przykład w Rumunii pracownik porzuconej firmy może otrzymać zaległe pensje już po kontroli pracodawcy przez tamtejszą inspekcję pracy – mówi Andrzej Radzikowski, wiceprzewodniczący OPZZ.

Tylko bezsporne roszczenia

Najszybszym sposobem na odzyskanie zaległych wynagrodzeń jest skarga do PIP. Inspektorzy pracy mogą wydawać nakaz natychmiastowej wypłaty należnych pensji. Problem w tym, że nakazy takie wydawane są tylko wówczas, gdy świadczenie, którego domaga się pracownik, jest bezsporne. Wystarczy więc, że np. pracodawca nieprawidłowo naliczy jego wysokość, i sprawa będzie musiała trafić do sądu. A to wydłuży okres oczekiwania na pensje.
– Jeśli zaległe świadczenie nie jest bezsporne, inspektor pracy może wnioskować o jego właściwe naliczenie i wypłatę – mówi Halina Tulwin.
Firma musi poinformować inspektora o sposobie realizacji takiego wniosku.