Wynagrodzenia lekarzy rosną – wynika z najnowszych danych resortu zdrowia. Najwięcej zyskują pracujący na kontraktach. Lekarz bez specjalizacji zarabia o 57 proc. więcej niż trzy lata temu, specjalista z dwójką – o 61 proc., a ordynator – o 64 proc. Zdaniem ekspertów to nawet nie połowa ich zarobków.
Ministerstwo Zdrowia przygotowało raport o zarobkach lekarzy pracujących w szpitalach finansowanych przez NFZ. Wynika z niego, że w porównaniu z majem ubiegłego roku płaca zasadnicza lekarzy wzrosła od 1,8 do 3 procent. Ale ona stanowi jedynie część ich wynagrodzenia.
Podstawowe pensje zbliżone są do średniej krajowej. Na konto lekarza bez specjalizacji wpływają prawie 3 tys. zł, specjalista z wieloletnim stażem otrzymuje 3,8 tys. zł, ordynator – 4,5 tys. Gdy dorzucimy do tego dodatki funkcyjne i pieniądze za dyżury, otrzymujemy sumy znacznie wyższe.

Nastroje się nie poprawiają

Ministerstwo podaje, że etatowy lekarz bez specjalizacji zarabia 5 tys. zł, kontraktowy – nawet 7 tys. Specjalista z drugim stopniem zarabia odpowiednio 7 tys. na etacie bądź 10 tys. na kontrakcie.
– Nic dziwnego, że nastroje lekarzy się poprawiają – mówi „DGP” Krzysztof Bestwina, dyrektor szpitala w Turku.
W tamtejszej placówce tylko czterech lekarzy zatrudnionych jest na etatach. Reszta wybiera kontrakty. Dzięki nim lekarzy nie obowiązuje tygodniowe ograniczenie czasu pracy, które wynosi 72 godziny. Kontraktowi mogą brać więcej dyżurów. Za każdą godzinę otrzymują od 40 do 65 zł. Specjalista, który wypracuje 200 godzin miesięcznie, wystawia szpitalowi rachunek na 12 tys. zł.
Z raportu wynika, że płace lekarzy stale rosną od trzech lat. Mniej etatowym – ok 20-25 procent, więcej kontraktowym – nawet ponad 60 procent.
Zarobki na kontraktach skokowo wzrosły od listopada 2007 roku, czyli odkąd rządy przejęła PO. – Mamy nadzieję, że dla lekarzy, którzy myślą o wyjeździe za granicę, będzie to dodatkowy argument, żeby zostać i pracować w kraju – mówi „DGP” rzecznik Ministerstwa Zdrowia Piotr Olechno.
Związkowcy nie tryskają jednak takim optymizmem. – Jeśli przyjrzeć się zarobkom bazowym, okazuje się, że lekarze zarabiają średnią krajową lub niewiele ponad nią. A to oznacza, że zarobki muszą wzrosnąć – mówi dr Maciej Jędrzejowski z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Dlatego Naczelna Rada Lekarska apeluje do premiera Donalda Tuska o zagwarantowanie lekarzom minimalnych płac na poziomie dwóch średnich krajowych dla lekarza bez specjalizacji i trzech – dla specjalisty.
Na realizację tego postulatu nie ma jednak szans, bo to oznaczałoby, że – włącznie z dyżurami – ich pensje wzrosłyby niemal o 100 proc. Na to pieniędzy w budżecie NFZ nie ma.

Oficjalne dane to tylko połowa

Eksperci podkreślają z kolei, że rzeczywiste zarobki polskich lekarzy są zdecydowanie wyższe niż te ujęte w ministerialnym raporcie. – Lekarz pracuje średnio w dwóch miejscach. Raport opisuje zarobki, które gwarantuje im tylko jedna posada, ta w państwowym szpitalu – mówi Adam Kozierkiewicz, niezależny ekspert ochrony zdrowia.
Rafał Janiszewski, były doradca ministrów zdrowia podkreśla, że bardzo wielu lekarzy pracuje w jednym szpitalu rano, w drugim po południu i przyjmuje jeszcze prywatnie. W rezultacie całościowe wynagrodzenie polskich lekarzy może być nawet kilkukrotnie wyższe niż stawki podawane przez MZ.
Jakie pieniądze oferują lekarzom prywatne szpitale? Warszawska placówka, która szuka internisty, oferuje 8 tys. zł na etacie bądź 9,5 tys. na kontrakcie. Za każdą godzinę dyżuru dorzuca 60 zł. Prywatny szpital w Zachodniopomorskiem jest gotów zapłacić ordynatorowi oddziału ginekologii 10 tys. zł miesięcznie podstawy. Do tego premia z zysku do 35 proc. i pieniądze za dyżury. Niemało.