Komisja Europejska chce automatycznego podwyższenia wieku emerytalnego. Nawet bogatych krajów unijnych nie stać już na utrzymywanie z budżetów szybko starzejącego się socjalnego społeczeństwa.
Europejskim systemom ubezpieczeniowym grozi bankructwo. Jedynym sposobem na ich uzdrowienie jest podwyższanie wieku emerytalnego.
Komisja Europejska zaproponuje dzisiaj rewolucyjne zmiany. Chce, aby kraje unijne nie tylko jednorazowo podniosły wiek emerytalny, ale też automatycznie zwiększały go wraz z wydłużaniem się życia.
– Obecny układ jest nie do utrzymania – mówi „Dziennikowi Gazecie Prawnej” Peter Lohmus, ekspert Komisji Europejskiej.
Są po temu dwie przyczyny. Od lat w Europie rodzi się zbyt mało dzieci. Dlatego choć dziś na jednego emeryta przypadają cztery osoby, to za 50 lat będą to już tylko dwie.
Po drugie Europejczycy żyją coraz dłużej. I wielu z nich pozostaje na emeryturze prawie tak długo, jak pracowało zawodowo.

Koszty coraz wyższe

– Przez lata wiele krajów Unii dopłacało z budżetu państwa do systemów ubezpieczeń emerytalnych. Ale nie stać ich już na to. Zbyt wysokie mają deficyty budżetowe i są zbyt zadłużone – przekonuje Lohmus.
Kraje Unii nie muszą posłuchać zaleceń Brukseli – ustalanie systemów emerytalnych pozostaje wyłączną domeną rządów narodowych. Jednak w razie zaniechania reform prognozy dla wielu krajów pozostają dramatyczne. Jak bowiem przewiduje KE, w ciągu nadchodzących 50 lat koszty emerytur urosną w Niemczech do 12,8 proc. PKB, Francji do 14 proc. PKB, Belgii do 14,7 proc. Słowenii do 18,6 proc., a Grecji nawet 24,1 proc. PKB.
– Wydatki na utrzymanie emerytów będą pochłaniały tak dużą część budżetu państwa, że nie wystarczy już pieniędzy na stymulowanie wzrostu gospodarczego – podkreśla w rozmowie z „DGP” Marco Incerti, ekspert brukselskiego Centrum Europejskich Analiz Politycznych (CEPS).
Sytuacja Polski jest pod tym względem o wiele lepsza. Do 2060 r. udział wydatków na ubezpieczenia emerytalne ma w naszym kraju spaść, i to najbardziej ze wszystkich krajów Unii. O ile w 2007 r. ta część wydatków pochłaniała 11,6 proc. PKB, to za 50 lat będzie to już tylko 8,8 proc. Spadek jest już zresztą widoczny teraz. Bo w 2000 r. wydatki państwa na systemy emerytalne pochłaniały 13,16 proc. PKB, a w 2020 r. spadną do 9,72 proc. PKB.
To przede wszystkim zasługa przeprowadzonej w 1999 r. reformy rządu Jerzego Buzka: prywatne fundusze emerytalne stopniowo przejmują od państwa coraz większą część ciężaru utrzymania emerytów.
Na korzyść naszego kraju grają jednak także inne czynniki. Jednym z nich jest szybkie tempo podwyższania wieku, w jakim faktycznie Polacy przechodzą na emeryturę. Od ile w 2001 r. było to 56,6 lat, to już w 2008 r. – 59,3 lata. Przyczyną są przepisy, które radykalnie ograniczyły możliwość przechodzenia na wcześniejszą emeryturę. Zdaniem Komisji Europejskiej proces ten będzie trwał nadal, bo coraz więcej Polaków jest objętych systemem OFE i nie może otrzymać świadczeń wcześniej niż po ukończeniu 65. roku życia (dla kobiet – 60. roku).

Mundurówki gorsze od KRUS

Kulą u nogi polskiego systemu emerytalnego pozostaje KRUS. Składki wpłacane przez rolników pokrywają zaledwie 6 proc. wydatków na świadczenia emerytalne dla mieszkańców wsi. Ale jak przewiduje Bruksela, problem KRUS nawet bez reform będzie dość szybko znikał wraz z szybkim spadkiem liczby rolników. Dlatego o ile w 2007 r. wydatki na emerytury rolnicze pochłaniały 1,28 proc. PKB, to w 2020 r. będzie to już tylko 0,69 proc.
O wiele poważniejszym problemem staje się system emerytur mundurowych. Pozwala on policjantom, wojskowym, strażakom czy prokuratorom nie tylko na przejście na emeryturę po przepracowaniu zaledwie 15 lat, ale wprowadza korzystny system naliczania wysokości świadczeń na podstawie ostatniej pensji. Dlatego wydatki na emerytury mundurowe będą rosły – z 0,86 proc. PKB w 2007 r. do 1,46 proc. w 2060 r. Już za 10 lat będą one pochłaniały więcej funduszy publicznych niż KRUS.
Problem Polski jest też bardzo niski (60 lat) wiek, w którym kobiety mogą otrzymać świadczenia emerytalne przy zdecydowanie większej od mężczyzn, średniej długości życia. Taki układ jest tym bardziej niemożliwy do utrzymania, że od lat przyrost naturalny w Polsce należy do najniższych w Europie. O ile jeszcze w 2020 r. liczba pracujących będzie u nas wynosiła 174 proc. liczby emerytów do utrzymania, to później zacznie szybko spadać. A w 2060 r. emerytów będzie wręcz więcej niż tych, którzy mają na nich pracować.
Niektóre kraje Unii już wzięły sobie rady Brukseli do serca. Zaczęły podnosić wiek emerytalny, choć przy akompaniamencie bardzo poważnych protestów społecznych.
Nowy brytyjski rząd zapowiedział wydłużenie do 66. roku wieku emerytalnego dla mężczyzn. We Francji wiek ten do 2018 r. ma być stopniowo przesunięty z 60 do 62 lat. A w Grecji zostanie zrównany dla kobiet i mężczyzn i będzie wynosił 65 lat.