Narasta presja na polski rząd, żeby zlikwidował absurdy w systemie emerytalnym. Pracujemy zdecydowanie za krótko.
Wiek emerytalny w krajach Unii ma być nie tylko podwyższony, ale też musi rosnąć automatycznie z wydłużającą się średnią długością życia. Taką rewolucyjną zmianę chce dziś zaproponować Komisja Europejska.
Zdaniem Brukseli, jeśli reformy zostaną zaniechane, wydatki na emerytury rozsadzą budżety państw UE. Jak wynika z raportu, który również dziś zostanie zaprezentowany, kraje Unii przeznaczają na emerytury średnio 11,8 proc. PKB. I ten odsetek rośnie.
Europa przymierza się do wielkich cięć i zmian. Niemcy, Wielka Brytania, a nawet Grecja wydłużają czas aktywności zawodowej. U nas – choć faktyczny wiek przechodzenia na emeryturę należy do najniższych w Europie – rząd nie widzi potrzeby ani podniesienia wieku emerytalnego, ani ukrócenia przywilejów emerytalnych. Wciąż wybujałych mimo ich redukcji od 2009 r. w ZUS.
Najbardziej absurdalnie wygląda to w KRUS. Nie tylko dlatego, że wszyscy rolnicy płacą minimalne składki (50 zł miesięcznie), mogą też przestać pracować: kobiety – w wieku 55 lat, mężczyźni – 60 lat. W efekcie budżet w 95 proc. finansuje świadczenia rolników, które pochłaniają ok. 2 proc. PKB.
W kolejce do likwidacji stoją też inne przywileje emerytalne, które rujnują budżet. W tym roku dopłaci on do nich prawie 70 mld zł. Przede wszystkim emerytury dla górników i służb mundurowych. W dalszej kolejności trzeba ograniczyć lub nawet zlikwidować prawo do emerytur pomostowych i znieść specjalne wcześniejsze emerytury (świadczenia kompensacyjne) dla nauczycieli.
Problemem jest w Polsce wyjątkowo niski (60 lat) wiek uprawniający kobiety do zaprzestania pracy. I to w sytuacji, gdy żyją średnio o wiele dłużej od mężczyzn.
Mimo wszystko nasz kraj jest w o wiele lepszej sytuacji niż większość państw Unii. To efekt odważnych reform rządu Jerzego Buzka sprzed 11 lat. Dzięki nim wydatki państwa na system emerytalny będą spadały, i to najszybciej w całej Unii. Koszty utrzymania emerytów w coraz większym stopniu będą przejmowały OFE.
Dlatego o ile w 2020 roku państwo będzie przeznaczało w Polsce mniej niż 10 proc. PKB na wydatki emerytalne, o tyle w Niemczech czy we Francji będzie to kilkanaście procent, a w Grecji – nawet ponad 20.
Mimo tych optymistycznych danych naciski Unii dotyczą w równym stopniu Polski. Od lat bowiem nasz przyrost naturalny należy do najniższych w UE. Bez zmian liczba emerytów w przyszłości przewyższy liczbę osób pracujących.