Laureatami czwartej już edycji rankingu DGP w kategorii wydziałów prawa wśród uczelni publicznych został po raz kolejny Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Kierowany przez prof. Krzysztofa Rączkę wydział uzyskał 87,5 na 100 możliwych punktów.
Na kolejnych miejscach jest Uniwersytet Jagielloński oraz Uniwersytet Wrocławski.
W kategorii uczelni niepublicznych pierwsze miejsca zajęła Uczelnia Łazarskiego z Warszawy. Uzyskała 67 punktów. Wyprzedziła Szkołę Wyższą Prawa i Dyplomacji z Gdyni oraz Wyższą Szkołę Zarządzania i Prawa im. Heleny Chodkowskiej w Warszawie. Otrzymały one odpowiednio 63,5 oraz 59,3 punktów.
W tegorocznej edycji rankingu zwraca uwagę coraz lepsza pozycja uczelni które znajdują się na kolejnych miejscach.
Dystans do lidera zmniejszyły Kraków, Wrocław, Białystok i Poznań. Wszystkie działające tam wydziały uzyskały ponad 80 punktów. Coraz lepsza jest też kondycja uczelni niepublicznych. Nie tylko, że liderzy taj kategorii zdobywają coraz więcej punktów, ale wyprzedzają już sporą część publicznych uniwersytetów.
Komentarze(47)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeAplikacje w ramach których prowadzona jest powtórka ze studiów to parodia kształcenia zawodowego. Od nauki ogólnej są studia. Po studiach człowiek powinien wybierać swoją drogę zawodową.
Aplikacje to pomysł z czasów, kiedy całe prawo zajmowało metr albo półtora metra półki z dziennikami ustaw. W takich czasach możliwe było opanowanie takiego materiału.
Obecnie jedna gałąź prawa ma więcej przepisów niż dawniej całe prawo. Mózg ludzki nie powiększył w tym czasie swojej objętości.
Obecnie, ci, którzy aplikowali w dawnych czasach nie mogą pojąć, że to już nie czasy kiedy można było choćby przeczytać wszystkie dzienniki ustaw. Obecne ustawy mają stopień komplikacji o kilka poziomów większy niż te dawniejsze. W państwie socjalistyczno-komunistycznym przepisy były proste bo większość regulowało państwo.
Teraz jeden dziadek z drugim, myśli, że czas się zatrzymał. Ja bym im zrobił egzaminy o stopniu trudności takim jak dla studenta. Założę się, żeby się szeregi palestry przerzedziły.
Jeżeli robią to nieumyślnie, to oznacza, że sami są do niczego.
Jeżeli robią to umyślnie to znaczy, że celowo oszukują studentów nie ostrzegając ich przed pójściem na studia, że niczego ich na tych studiach nie nauczą.
Teraz najlepsze. Magister w trakcie szkolenia korporacyjnego rzekomo uczy wspaniale. Za parę godzin daje on więcej wiedzy niż profesor-członek korporacji za kilkadziesiąt. A zatem uczelnie powinny pozbyć się profesorów i zatrudnić tych magistrów, którzy uczą na aplikacjach. Ewentualnie ostrzec wszystkich studentów, że studia prawnicze są bezsensowną stratą czasu.
Dwie uwagi na koniec. Wielu kierowników katedr są adwokatami, radcami czy notariuszami, a zatem sami wybierają podręczniki czy program kształcenia.
Profesorowie nie zaprzeczają, kiedy korporanci plują na ich osiągnięcia edukacyjne. Co więcej niektórzy profesorowie twierdzą, że studia niczego nie uczą.
p.s. Zastanawiam się czy można pozwać uczelnię, za to, że przez 5 lat nie nauczyła mnie niczego pożytecznego zawodowo, a nie ostrzegła mnie, że profesorowie na uczelni są gorsi niż magistrzy na aplikacji (i temu nie zaprzeczają)
A co do tematu to racja, studia nic a nic nie przygotowują do zawodu, nie pisze się pism procesowych na podstawie akt, no bo sory kazusy na pół strony to nie to samo, generalnie absolwent, bez praktyki, po studiach jest zielony i pisma napisać nie potrafi
W Polsce profesorowie uczelni mówią o tym w mediach i dalej są profesorami uczelni. Czemu ktoś kto publicznie stwierdza swoją nieprzydatność do zawodu jest dalej utrzymywany. Czy po to, żeby w dalszym ciągu niczego nie uczyć i wypuszczać kolejne pokolenia nieprzygotowanych do niczego absolwentów?
Odsyłam m.in. do publicznych wypowiedzi profesorów F. i Ć.
Obecnie człowiek jeżeli nie ma bogatych rodziców, którzy go będą utrzymywać, praktycznie nie ma szans na zdobycie zawodu. Pracowałem w u kilku pracodawców i prywatnych i państwowych i każdym miejscu dano mi jednoznacznie do zrozumienia, że rozpoczęcie aplikacji będzie się równało z rozwiązaniem umowy o pracę. I nie mam o to do nich pretensji, bo nie mają żadnego interesu, żeby zatrudniać takiego nieobecnego pracownika.
Odrębną sprawą jest już fakt, że dla prawników nie ma pracy już dziś, więc za kilka lat to powinno się w ogóle pozamykać te wydziały...
Całe szczęście, że na zaocznych tylko. Na mojej uczelni (zakreślę, że to jedna z trzech ostatnich w rankingu) takim głąbom na DZIENNYCH daje się promocję z roku na rok. No cóż, czego uczelnia nie zrobi dla utrzymania wysokiej liczby studentów. Tylko po co państwo ma za to płacić?
Być może dlatego, że tylko na dziennych kształci prawników, a na wieczorowi i zaoczni służą do nabijania kabzy uczelni.
Przepuszcza się tam nawet największych głąbów dając im błędnie do zrozumienia, że będą prawnikami. Wyrządza się w ten sposób krzywdę zarówno im, jak ich potencjalnym klientom, którzy na tej butnej niekompetencji poświadczonej dyplomem uczelni będą tracić pieniądze i zaufanie do prawa.
ja na studiach (UW Warszawa - najlepsza) nie napisałam ani jednego pozwu, ani jednej umowy, ani razu nie byłam w sądzie!
Program jest zły! Na aplikacji jest już lepiej, ale dopiero praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka uczy zawodu. Dlatego samo skończenie studiów nie pozwala na świadczenie pomocy prawnej na właściwym poziomie - po prostu!
Prawnikowi potrzebna jet znajomość przepisów. Znajomość orzecznictwa to też nie praktyka. A z kolei znajomość patologii to nie jest nic co warty by komukolwiek przekazywać.
Jakiej praktyki wymaga pozew?? Piszą go i to często dobrze zupełni dyletanci posługując się wzorami ściągniętymi gdzieś z internetu. Wystarczy wzór i znajomość kilku zasad.
Do czego panie nr. 12 potrzebna mi tu praktyka? Tu potrzebna mi tylko wiedza o przepisach i ewentualnie o orzecznictwie. Staranne zbadanie sprawy stawia mnie w tym samym miejscu co korporanta jeżeli się też przyłoży.
Doświadczenie zawodowe skraca jedynie czas poszukiwań. Jeżeli miałem wiele takich spraw to kolejna jest dla mnie po prostu łatwiejsza, ale wcale to nie oznacza, że ktoś, kto weźmie się za taką sprawę po raz pierwszy nie rozwiąże jej równie dobrze, a nawet lepiej.
Każdy kto czymś się zajmuje staje się bardziej biegły. Jednakże korporanci w wielu sprawach nie mają żadnego lub mają marne doświadczenie a państwo pozwala im je zdobywać. Tymczasem państwo DYSKRYMINUJE ludzi spoza korporacji, których doświadczenie często znacznie przewyższające korporantów jest lekceważone i którym nie pozwala się zdabywać doświadczenia tak jak korporantom.
Skąd korporant czerpie tą rzekomą praktykę? Z lexa, z komentarzy, z gazet. Wiedza ogólnie dostępna. Co takiego obejmującego profesję prawną nie ma bądź nie można przekazać pisemnie?
Udawanie przez organy państwa, że nie widzą problemu jest śmieszne i żałosne.
Tak się składa, że ze względów finansowych przeniosłem się ze studiów dziennych na zaoczne. Wszystkie egzaminy do końca studiów studenci zaoczni zdawali z dziennymi. Prace były kodowane, więc nie ma mowy o innych kryteriach ocen. Biorąc pod uwagę, że jednocześnie pracowałem na pełny etat i się uczyłem, tak jak wielu studentów zaocznych, to chyba studenci dzienni wyglądają osiołkowato. Czasu mieli bez porównania więcej, a oceny na egzaminach w większości mieli gorsze. Więc troszeczkę szacunku dla ludzi pracujących supermenie mamusi.
Być może ta sytuacja uległa zmianie, ale jakoś trudno mi w to uwierzyć...
Tak czy inaczej popieram Inkę - 1200 osób na roku to skandal!
Dlatego nie wiezrę, że przy takiej liczbie studentów możliwe jest utrzymanie wysokiego poziomu.
Uczelnie usilnie trzymaja sie systemu magisterskiego,ktory bedzie musial byc zniesiony z powodu takiego,ze zdobycie prawa wykonywania zawodu (uprawnien do zarabiania na wyksztalceniu) poprzez uzyskanie tytulu magisterskiego JEST I BĘDZIE NIEREALNY (i zawsze tak było),bo uprawnienia takie w Polsce od zawsze oraz UE maja tylko te wydzialy,ktore stosuja numerus clausus i zapewniaja WSZYSTKIM ABSOLWENTOM ktoremu ten tytul daja BEZPLATNY STAZ oraz 5- 5,5 letnie studia(psychologia,farmacja)Wszystkie kierunki ksztalcace do wolnych zawodow,w ktorych wymagane sa pozauczelniane egzaminy zawodowe NIE MOGĄ uzalezniac zdobycia dostepu do takiego egzaminu wczesniejszym uzyskaniem mgr prawa>>medycyna,stomatologia,weterynaria (egz.zawodowe,specjalizacyjne).I tu LOGICZNIE POWINNO BYC PRAWO!!.
Kierunek tak prowadzony nie miesci sie w tych prawnych granicach.Tutaj studenci musza pisac prace i zdawac egz.zawodowe,,a KORPORACJE NIGDY NIE ZNIKNA...
Nadmienie,ze egz.adwokackie sa obowiazujace do zdobycia prawa wykonywani zawodu chyba juz w skali swiatowej.
Szkoda,ze polskie uczelnie prawnicze dalej uwazaja,ze to ich nie obowiazuje..
Nie da się ukryć że prawo jest modnym kierunkiem, wciąż w przeświadczeniu społeczeństwa jeden z najcieższych obok medycyny kierunków, a więc tym samym prestiżowy. Dlatego też tlumy ściągają corocznie na wydziały prawa gdzie rektorzy aż zacierają ręce (pieniądza za studenta a koszty poza zapewnieniem sali i wykładowcy prawie żadne), nie patrząc na ewentualne perspektywy przyszłych prawników. Te nie wyglądają ciekawie, rynek już sie wypełnia, społeczeństwo nie chce korzystać z usług prawników, najblizsze lata pokażą że coraz więcej osób będzie miało problem aby dobić do średniej krajowej...
Młodzi adwokaci, radcowie prawni i notariusze już mają problem z utrzymaniem kancelarii, a trzeba podkreślić że absolwenci po lex gosiewski dopiero będą wchodzić na rynek...
Wreszcie ktoś powinien to ustalić.
To,że się dziekan z podobnymi parytetami uchował nie znaczy,że to ma być obowiązujące i popierane w tym kraju!!!
I potem dochodzimy do takich kwiatków,że po 10 latach adwokatem czy sędzią będzie głupszy od najgłupszego!A ten stardzy prawnik nie miałby szans dostać się w limicie na studia!
Ten system musi się zmienić,a wszelkie przejawy HEREZJI dziekańskich polegajacych na popieraniu chłamu intelektualnego uwikłanego w afery musi być surowo tępione!!!
A systemu magisterek nie ma na świecie już!!I zmiane tego na normalnosc będzie pierwszym poważnym krokiem do wyzwolenia abolwentow oraz, co najważniejsze, DANIA IM WRESZCIE ZAWODU!Bo widac wyraźnie ,że nasi pedagodzy uczciwi i życzliwi w tym nie są!
Ostatnio rozwinięto także nowe źródło przychów: opłaty z powtarzanie przedmiotu. Każdego większego przedmiotu nie zdaje pomiędzy 50 a 80 % studentów, a potem muszą płacić za powtarzanie
idac na prawo wybieralem miedzy warszawa, krakowem a wroclawiem. dostalem sie wszedzie, wybralem wroclaw. nie moge sluchac opowiesci moich znajomych o ich systemie " bez cwiczen", wybierania sobie egzaminow zeby zalczyc minimalna liczba jakichs punktow rok. we wroclawiu przedmioty do wyboru sa typu: wielkie religie wspolczesnego swiata, psychologia sadowa. cala reszta to obowiazkowe kobyly, nie zdasz- przykro... zatem naprawde, nie narzekajac a obiektywnie patrzac na sprawe- nie polecam wroclawia do studiowania prawa. bardzo ciezko, bardzo nieelastycznie, bardzo zniechecajaco. aha, zeby nie bylo, ze jestem sfrustrowanym przecietniakiem- ucze sie naprwde dobrze, ale akurat we wroclawiu nie ma to wiekszego znaczenia. choc miasto kocham:)
Może to nic nadzwyczajnego, ale jakoś tak na odwrót niż u nas:p
Tego chyba na uczelniach nie uczą.
Co do profesorów praktyków - są oni mniej więcej tacy sami jak "teoretycy" tyle że na ogół studenci ich wolą bo nie pytają z teorii z za krzaka tylko merytorycznie ze znajomości i zrozumnienia przepisów. Są to ludzie o raczej ugruntowanej pozycji, w tym rynkowej, i nie potrzebują zwalczać własnych uczniów. Głownie nauka polega u nas na czytaniu książek które są tej samej struktury co publikacje przedwojenne czy niestety PRLowskie (wiele książek od np. cywilnego jest po prostu aktualizowana przez następców np.Czachórski, Ignatowicz...).
Problem tki w tym że sposób egzekwowania wiedzy jest wszędzie bardzo marny... pamięciowe kucie przepisów tworzy nie znawców prawa ale idiotów, często widziałem jak osoby które słowo w słowo recytują dany przepis na egz ustnym, dopytani nie rozumieją jego znaczenia, nie kojarza związanych z nim innych przepisów. System testów czy nawet egzaminów ustnych które nacisk kładą na bezmyślną recytacje jest fatalny i powinien być zwalczany. Zwyczajnie nie ma sensu. Wyławia nie ludzi zdolnych a tylko ambitnych którzy dłużej się uczyli a nie lepiej zrozumieli problem. Niestety bezmyślna jest też większość młodych ćwiczeniowców których widziałem w ciągu ostatnich kilku już lat. I tak mam wrażenie że swój pogląd w Polsce ma np. Zoll czy Radwański a reszta jak chór idiotów tylko powtarza jego zdanie, niezdolna do do wyrobienia sobie własnej opinii. Mieszkałem kilka lat za granicą i przyjazd tutaj był dla mnie szokiem. Tam wszystko jest analityczne - tu idiotyczne.
Oczywiście zero kontaktu studenta z wykładowcą (i tak pewnie mało kto by chciał) i jednak przeteoretyzowany program studiów (no może nie na każdej uczelni ale u mnie zdecydowanie tak) to także inne zarzuty jakie można stawiać przed naszymi wydziałami.
Na UW też by mogli tak robić jak na UW, tzn. kosić na wszystkim i kasować hajs za powtórki, ale w Wawie jest więcej pracy i większość wykładowców w ciągu tygodnia gości jedynie na wydziale, resztę czasu spędzając w robocie w kancelarii czy gdzieś indziej, więc nie chciałoby im się kompletnie poświęcać więcej czasu na poprawki. W Krakowie biznesu i instytucji nie ma, więc kadra UJ może dorobić tylko na koszeniu braci studenckiej i kasowaniu jej za poprawki.
UW pierwsze??!!!
Kończyłam tam dziennie prawo na piątkach i powiem wam jedno - jeśli tam jest najlepiej to nie chcę wiedzieć jak jest na innych uczelniach :/
Wykładowcy to w większości uznane autorytety, ludzie posiadający ogromną wiedzę i doświadczenie. Co z tego, skoro na wiekszości wykładów czytany jest podręcznik? O ćwiczeniach (drugi raz podręcznik) nie chce mi się nawet pisać...
Reforma szkolnictwa wyższego, przynajmniej kierunku prawo (na innych nie studiowałam, więc nie wiem) jest KONIECZNA!
Kiedy ktoś to zrozumie??