Najpierw listy bezpośrednio do rezerwistów, potem reklamy w prasie, sieci, a jeśli będzie trzeba, to i w telewizji. Dziś startuje kampania promocyjna Narodowych Sił Rezerwowych.
W lipcu wojskowe komisje rekrutacyjne wyślą 50 tys. listów zachęcających do wstąpienia do NSR. Odbiorcami będą te osoby, które szczególnie mogą przydać się wojsku. W pierwszej kolejności MON będzie nęciło lekarzy, chemików, spawaczy – dowiedział się „DGP”. Dane o wykształceniu były zbierane przez WKU podczas rekrutacji. Na razie, z racji oszczędności, do NSR będą przyjmowani głównie rezerwiści w wieku 25 – 35 lat, którzy przeszli już szkolenie wojskowe. W sumie budżet całej kampanii wyniesie 1,4 mln zł.
NSR to formacja do tej pory nieistniejąca w Polsce – coś na kształt amerykańskiej Gwardii Narodowej. Ma liczyć 20 tys. osób – cywilów, którzy w razie nadzwyczajnej potrzeby (klęska żywiołowa, zagrożenie terrorystyczne, wojna itp.) wesprą zawodowe – odchudzone do 100 tys. żołnierzy – wojsko. Tylko w tym roku MON chce do szeregów NSR pozyskać 10 tys. osób.

Potrzebna zgoda pracodawcy

Aby, tak się stało, resort musi pozyskać do swoich planów akceptację pracodawców – to oni muszą się zgodzić na to, aby ich pracownicy wstąpili do NSR. Dlatego do około pięciu tysięcy największych firm i jednostek samorządu terytorialnego dostanie listy, w których MON będzie informował ich i przekonywał, że warto mieć wśród pracowników żołnierzy nowej formacji. Bo nie tylko na tym nie stracą – za każdy dzień nieobecności funkcjonariusza NSR w pracy MON wypłaci firmie rekompensatę w wysokości jego zarobków (jednak nie więcej niż do wysokości 2,5 średniej krajowej). Zyskiem będzie to, że żołnierze na koszt państwa mają przechodzić zawodowe kursy, które podniosą ich kwalifikacje.



Motywują pieniądze

Szeregowy żołnierz NSR za każdy dzień ćwiczeń otrzyma od wojska 80 zł (2400 zł rocznie za 30 dni szkoleń). – Według badań te 80 złotych dla jednej trzeciej rezerwistów jest motywujące – mówi Rafał Szymczak, który w MON zajmuje się PR. Ponad połowę respondentów przyciąga do NSR perspektywa „udziału w ważnych dla kraju przedsięwzięciach”.
Produkcją spotów reklamujących NSR (pojawią się we wrześniu) zajmie się firma Vena Art, która już współpracowała z MON przy okazji kampanii „Zawód żołnierz”. – Wyprodukujemy dla ministerstwa 90-sekundowy spot i 15-minutowy film – powiedział nam Norbert Rudaś z Vena Art. Najtrudniejszym zadaniem będzie przekonanie niektórych grup zawodowych, np. lekarzy, aby wstąpili do NSR. Zwłaszcza że im wojsko nie jest w stanie ani finansowo, ani zawodowo nic zaoferować. No, chyba że męską zabawę w żołnierzy.
Jak to się robi w USA
Wzorem promocji własnych sił zbrojnych są Amerykanie.
20,5 mld dolarów wynosi ich budżet na rekrutację nowych żołnierzy, obejmujący też wydatki na promocję, czyli niemal tyle, ile wynosi cały budżet obronny Kanady. Dzięki temu Amerykanie mogą pozwolić sobie na bardzo atrakcyjny system zachęt, np. bonusy dla chętnych na stanowiska ciężkie do obsadzenia.
30 tys. dolarów może dostać rekrut w chwili podpisania kontraktu. – Żołnierze rekruterzy szczególne znaczenie przywiązują do szkół średnich, gdzie już wśród 17-latków szukają rekrutów, oferując im m.in. darmowe wykształcenie w zamian za podpisanie kontraktu – mówi nam Rhianna Hoeflicker, żona amerykańskiego żołnierza. Ważnym narzędziem w pozyskiwaniu ochotników są też robione z rozmachem reklamy telewizyjne.
49 mld dolarów to cały roczny budżet Gwardii Narodowej. Na same reklamy telewizyjne wydaje 76 mln dolarów rocznie.
Dzięki akcji promocyjnej i zaoferowaniu atrakcyjnych warunków służby Gwardia Narodowa, która jeszcze w 2005 r. miała nieobsadzone 20 proc. składu, dziś może narzekać na nadmiar kandydatów.
pw