Dyrektorzy generalni nie chcą redukować zatrudnienia, mimo że mają już takie możliwości. Urzędy obawiają się, że będą musiały płacić odszkodowania za nieuzasadnione zwolnienia. Brak zwolnień słabszych pracowników powoduje, że urzędy mają kłopot ze specjalistami.
Dyrektorzy generalni strach przed redukcją kadr tłumaczą małą samodzielnością w sprawach decyzji kadrowych. Ostatecznie decydują o tym ich szefowie, czyli np. minister.
– Wszystkie tworzone stanowiska są konsultowane z ministrem – mówi Jacek Olbrycht, dyrektor generalny Ministerstwa Obrony Narodowej.
Dodaje, że przeprowadzenie zwolnień jest też utrudnione, m.in. ze względu na sposób oceny pracy urzędników. Nie dość, że ocena pracy odbywa się raz na dwa lata, to nawet otrzymanie negatywnej nie oznacza automatycznego zwolnienia. Dopiero w kolejnym roku, jeśli się zapracuje na drugą negatywną ocenę, można pożegnać się z pracą.
Dyrektorzy wskazują, że można wprawdzie wypowiedzieć pracownikowi umowę, ale tę trzeba bardzo dobrze uzasadnić, aby nie zapłacić odszkodowania za nieuzasadnione zwolnienie.
– W przypadku gdy zwolniony pracownik zwróciłby się do sądu pracy, a ten nakazałby urzędowi wypłacenie odszkodowania, dyrektor znalazłby się w trudnej sytuacji – mówi Bogumiła Stanecka, dyrektor generalny Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Podkreśla, że wtedy jego bezpośredni przełożony mógłby go zwolnić za narażenie urzędu na nieuzasadnione wydatki. Dodatkową przeszkodą, na jaką wskazują urzędy, są koszty związane z wypłacaniem odpraw.



Cenny specjalista

Urzędy mają jednak trudności w pozyskiwaniu dobrze wykwalifikowanych pracowników, zwłaszcza ekspertów. Nie są w stanie zapłacić im tyle, ile zarabiają na rynku. Trudno jest im też motywować pracowników, bo przepisy sztywno regulują sposób ich wynagradzania. W efekcie często w urzędach pracują słabi pracownicy.
Miał temu właśnie zaradzić przepis zawarty w obowiązującej od marca ubiegłego roku nowej ustawie o służbie cywilnej. W efekcie od stycznia tego roku dyrektorzy generalni otrzymują pulę pieniędzy na pracowników, którą mogą podzielić elastyczniej. Jeszcze w ubiegłym roku byli ograniczeni limitem etatów, zgłaszanym w poprzednim roku budżetowym.
Obecnie dyrektor, który zdecydowałby się na zwolnienie np. dwóch słabych urzędników, mógłby zatrudnić za ich pieniądze eksperta.
– Jeśli więc pojawiają się dodatkowe pieniądze w urzędzie, można pozyskiwać specjalistów z rynku – potwierdza Sławomir Brodziński, szef Służby Cywilnej.
Zarządzający urzędami odpierają jednak te zarzuty.
– Nawet mając 6 tys. zł trudno nam pozyskać takich fachowców jak geodeci, architekci czy specjaliści z zakresu gospodarki nieruchomościami – mówi Bogumiła Stanecka.

Odkładany audyt

Rząd jeszcze w ubiegłym roku miał przeprowadzić audyt i sprawdzić stan zatrudnienia w poszczególnych urzędach. Następnie miał ustalić, czy jest on odpowiedni do wykonywanych zadań. Jego organizacją miał się zająć resort finansów. Do tej pory audyt się nie rozpoczął.
– Nic nam nie wiadomo, że mamy przeprowadzać w urzędach audyt w zakresie reorganizacji zatrudnienia – mówi Magdalena Kobos z Ministerstwa Finansów.
Zdaniem ekspertów samo umożliwienie dyrektorom generalnym swobodnego zarządzania kadrami nie doprowadzi jeszcze do zwiększenia efektywności pracy urzędów.
– Dyrektorzy generalni wciąż nie umieją zarządzać kadrami i w dodatku boją się odpowiedzialności za podejmowane decyzje o zwolnieniu – mówi Witold Gintowt-Dziewałtowski, członek rady Służby Cywilnej.
Podkreśla, że sposób ich zarządzania kadrami powinien być niezwłocznie skontrolowany, np. przez Najwyższą Izbę Kontroli.