Czy brak doświadczenia w administracji dla kandydatów na kierowniczych stanowiskach urzędniczych wypływa na jakość urzędu? Dlaczego asystenci i doradcy nie odbywają służby przygotowawczej? Czy kierownik urzędu powinien mieć możliwość obniżania wymagań dotyczących stażu pracy na niektóre stanowiska?
Stefan Płażek
doktor, adiunkt w Katedrze Prawa Samorządu Terytorialnego UJ, adwokat
W poprzedniej ustawie o pracownikach samorządowych (z 1990 roku) kwestia dostosowania podstawy zatrudnienia do danego stanowiska była uregulowana tak źle, że każda następna regulacja mogła być jedynie lepsza. W tym sensie można mówić o pewnym postępie, bowiem ustawa obecna wyeliminowała wiele regulacji ewidentnie nonsensownych, jak np. brak reguł w kształtowaniu zakresu podmiotowego stosunków pracy z mianowania, czy poświęcenie tej zupełnie marginalnej grupie pracowników większości przepisów ustawy. Jednak w dalszym ciągu nie sposób dostrzec jakiejś spójnej filozofii w zakresie podstaw zatrudnienia poszczególnych pracowników samorządowych. Zupełnie nie wiadomo, co stało na przeszkodzie przekształceniu mianowania w stosunki umowne już w dniu wejścia w życie ustawy, tak jak uczyniono to ze stosunkami pracy nawiązywanymi na podstawie powołania.
Jedną z najczęściej jednak krytykowanych innowacji nowej ustawy jest wprowadzenie dodatkowej kategorii pracowników – doradców i asystentów. Są oni zatrudniani poza trybem naboru, nie podlegają służbie przygotowawczej i oczywiście związanemu z nią egzaminowi, nie podlegają ocenom okresowym. Ustawa nie przewiduje dla nich żadnych wymagań kwalifikacyjnych (zawarto je jednak w rozporządzeniu), a ponadto – co już całkowicie niezrozumiałe – nie dotyczy ich zakaz wykonywania zajęć sprzecznych z obowiązkami pracowniczymi (art. 30 ustawy). Wprawdzie zatrudnia ich się jedynie na czas pełnienia funkcji wójta (burmistrza, prezydenta, starosty, marszałka), ale przepis art. 20 ustawy poprzez swą całkowitą nieprecyzyjność stwarza tym osobom możliwość przechodzenia na inne stanowiska. Zresztą również i obecny tryb naboru na stanowiska urzędnicze nie stwarza zbyt silnych gwarancji uczciwej rywalizacji. Po pierwsze, umożliwia przewagę osobom już zatrudnionym. Po drugie, nie podlega sądowej weryfikacji.
Co do ustawowych kwalifikacji w nowej ustawie o pracownikach samorządowych zrezygnowano z obligatoryjnego warunku posiadania stażu w administracji publicznej. Ma to wady, ale i zalety, poprzez ułatwienie dostępu kandydatom zewnętrznym. Natomiast nie jest jasno uregulowany wymóg alternatywny, tj. posiadania trzyletniego stażu w działalności gospodarczej (art. 6 ust. 4 pkt 1 ustawy). Wprawdzie idea wyrównania szans stażu pracowniczego i biznesowego jest słuszna, niemniej sformułowanie, iż chodzi o działalność „o charakterze zgodnym z wymaganiami na danym stanowisku”, ani nie jest ścisłe, ani spójne z terminologią obecnego prawa gospodarczego.
Wątpliwości istnieją także w zakresie wymagań kwalifikacyjnych, o których stanowi przepis par. 4 rozporządzenia płacowego z 18 marca 2009 r. Otóż pracownikowi samorządowemu może być skrócony w uzasadnionych przypadkach staż pracy wymagany na danym stanowisku, wyjąwszy jedynie sekretarzy, inne wyższe stanowiska urzędnicze oraz sytuacje istnienia bezwzględnych wymogów stażowych w odrębnych przepisach. Pod znakiem zapytania jest też kwestia konstytucyjności tej regulacji z punktu widzenia zarówno zasady praworządności, jak i równości wobec prawa.
Brak jest jakichkolwiek wskazań, co znaczy pojęcie „szczególne okoliczności”. Należy ponadto przypomnieć, że pod rządami poprzedniej ustawy został zakwestionowany przez TK m.in. właśnie przepis dotyczący kwalifikacji pracowniczych z uwagi na jego nazbyt ogólne sformułowanie. Nie wiadomo też, o ile można skrócić ten staż. Praktycznie może to spowodować brak wymogu jakiegokolwiek stażu. Ponadto w przepisie mówi się o pracowniku. Nie wymienia on kandydata zewnętrznego, dopiero startującego w trybie naboru. Stwarza to wyraźną preferencję dla osób już zatrudnionych, zwłaszcza w połączeniu z powyższym niejasnym art. 20 ustawy.