Pracujemy coraz dłużej, zarabiamy mało i nikt nas nie docenia. Jak zawsze biednemu wiatr w oczy. A może po prostu uaktywnia się w nas polski gen permanentnego narzekactwa? Coś w tym jest, że wielu z nas trudno się pogodzić, że już nie wystarcza pracować od 8 do 16. Że trzeba się narobić, żeby zarobić.
Ale przecież to już mniejszość. Wiemy, że nadrabiamy wieloletnie straty, że gospodarkę napędza nasza praca. Że nasz PKB rośnie nawet wówczas, gdy dokoła nas recesja. Zarabiamy coraz lepiej. A mimo to jesteśmy wciąż niezadowoleni. Dlaczego? Jak zawsze powodów jest kilka. Jedni wpadli w pułapkę kredytową i pracują nie dla siebie, ale dla banku. Inni, nie mając pomysłu na siebie, tkwią w pracy, która nie przynosi im satysfakcji. Nie szukają innej, bo w kryzysie lepsza praca nie dobra, ale pewna. Wreszcie są i tacy, którzy pracują dużo, lubią swoją pracę, dobrze zarabiają. Ale nie są zadowoleni. Nietrudno zgadnąć dlaczego. Nie sztuką jest bowiem być świetnym w pracy. Sztuką jest umieć się od niej oderwać, mieć życie poza firmą, umieć odpocząć. Święto Pracy to doskonały moment, by sobie o tym przypomnieć.