Szukając oszczędności, samorządy chcą tworzyć w szkołach biblioteki publiczne. Gminy już likwidują szkolne biblioteki – ostrzega Związek Nauczycielstwa Polskiego. Resort edukacji przyznaje, że biblioteki publiczne funkcjonują lepiej niż szkolne.
Związek Nauczycielstwa Polskiego, a także posłowie klubu Lewica krytykują władze Wrocławia i Jarocina za reformę szkolnych bibliotek. W tych dwóch miastach uczniowie wypożyczają książki w utworzonych w szkołach filiach bibliotek publicznych. Dzięki temu samorządy racjonalizują wydatki. Aby bez dodatkowych nakładów zaoferować lepszy dostęp do książek, muszą jednak obchodzić prawo. Resort edukacji zapowiada zmiany w działaniu bibliotek szkolnych.

Tańsza publiczna niż szkolna

– Dzięki temu, że szkolne biblioteki zastąpiliśmy publicznymi, uczniowie częściej i łatwiej mogą korzystać z ich zasobów – tłumaczy Mikołaj Szymczak, naczelnik Wydziału Oświaty w Miejskim Urzędzie w Jarocinie.
Są one czynne po popołudniu, a także w soboty, ferie i wakacje oraz mają bogatszy księgozbiór. Gminie udało się to bez zwiększania nakładów finansowych. W filiach bibliotekarze zatrudnieni są bowiem na podstawie kodeksu pracy, a nie Karty Nauczyciela. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczają na rozwój bibliotek.
Andrzej Ociepa, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej we Wrocławiu, dodaje, że filie są większe i lepiej wyposażone niż zlikwidowane szkolne biblioteki. Oferują także więcej zajęć dodatkowych, a także są dostępne dla wszystkich mieszkańców.
Artur Ostrowski, poseł Lewicy, twierdzi jednak, że takie działania są sprzeczne z prawem i grożą likwidacją szkolnych bibliotek. Są one, jego zdaniem, wynikiem szukania oszczędności. Szkoły bowiem zwalniają bibliotekarzy, a koszty zatrudniania pracowników przejmuje biblioteka miejska.
Samorządowcy nie zgadzają się z tymi argumentami. Przepisy prawa jednak nie ułatwiają wprowadzania racjonalnych rozwiązań.



Nieprecyzyjne prawo

Ustawa o systemie oświaty stanowi, że szkoła publiczna musi zapewnić uczniom możliwość korzystania z biblioteki. Jednak zgodnie z rozporządzeniem o ramowych statutach publicznych szkół każda z nich ma obowiązek prowadzenia biblioteki szkolnej i zatrudniania bibliotekarza. Zdaniem Andrzeja Ociepy rozporządzenie jest niezgodne z aktem wyższej rangi, jakim jest ustawa. Zbyt uszczegóławia ono przepisy ustawy, mimo braku wyraźnej ustawowej delegacji. Kuratoria oświaty jednak są zobowiązane stosować obowiązujące prawo i uchylają statuty szkół, które nie zawierają zadań biblioteki szkolnej i bibliotekarza.
– W ten sposób zmuszono nas do obejścia prawa – przyznaje Mikołaj Szymczak, naczelnik Wydziału Oświaty w Miejskim Urzędzie w Jarocinie.
Szkoły, w których utworzono filie publicznej biblioteki, aby nie łamać prawa, ponownie zatrudniły nauczycieli bibliotekarzy, ale na 1/30 etatu. Oznacza to, że prowadzą oni szkolną bibliotekę przez godzinę tygodniowo. Władze miasta przyznają, że to fikcja. W rzeczywistości uczniowie korzystają z działających w szkołach filii biblioteki publicznej.

Resort rozważa zmiany

Krystyna Szumilas, wiceminister edukacji narodowej, uspokaja opozycję, że biblioteki nie znikną z polskich szkół. Każda placówka musi bowiem umożliwiać uczniom wypożyczanie książek i przepisy w tym względzie nie zostaną zmienione. Przyznaje jednak rację samorządom, że biblioteka nie powinna funkcjonować tylko i wyłącznie podczas pracy szkoły.
– Dobrze by było, aby były otwarte także popołudniu oraz dostępne dla lokalnej społeczności – mówi.
Dlatego też resort edukacji poszuka takich rozwiązań, które uelastycznią przepisy. Samorządy postulują o jak najszybsze zmiany. Coraz więcej gmin chce bowiem skorzystać z rozwiązań wprowadzonych we Wrocławiu i Jarocinie. Funkcjonowanie szkolnych bibliotek jest zbyt kosztowne i mało efektywne. Zatrudnieni w nich bibliotekarze pracują tylko 30 godzin tygodniowo, mają wolne w ferie zimowe i letnie. Ponadto takie biblioteki nie mogą korzystać z grantów ministra kultury, bo podlegają resortowi edukacji.