Kupując zagraniczne wczasy wielu Polaków oszczędza na ubezpieczeniu i najczęściej wybiera to najtańsze. Niektórzy podpisują umowy ws. ubezpieczenia prawie ich nie czytając - mówi prawniczka Federacji Konsumentów Aleksandra Frączyk.

Jej zdaniem zadbanie o swoje ubezpieczeniowe nie jest jednak proste, gdyż zdarza się, że ubezpieczyciele tak formułują umowy, by były one dla klienta niezrozumiałe, co - w razie potrzeby - ułatwi im uniknięcie odpowiedzialności.

Prawniczka podkreśliła, że każda umowa turystyczna powinna zawierać informacje o ubezpieczycielu i zakresie jego odpowiedzialności. "W praktyce jednak klienci biur turystycznych otrzymują jedynie wyciąg z takiej umowy, z którego często nie wynika za co ubezpieczyciel nie odpowiada. A jeżeli takie informacje są, to napisane w zawiły sposób, z dużą ilością wyłączeń, przez co dla przeciętnego klienta umowa jest niezrozumiała" - dodała.

Według Frączyk, organizatorzy imprez turystycznych mają obowiązek zawierania z firmami ubezpieczeniowymi tylko umów od następstw nieszczęśliwych wypadków. "Gdy chcemy mieć ubezpieczenie szersze, obejmujące np. leczenie za granicą chorób przewlekłych, przewiezienie chorego do Polski, opiekę nad jego rodziną czy transport zwłok, trzeba zapłacić dodatkową składkę" - zaznaczyła.

"Z informacji docierających do Federacji Konsumentów wynika, że Polacy rzadko decydują się na taką dopłatę, a umowy ubezpieczenia podpisują nawet ich nie czytając. Potem, gdy ubezpieczyciel nie chce pokryć kosztów leczenia, prawie nigdy nie decydują się na spór sądowy" - powiedziała Frączyk.

Prawniczka Federacji wyjaśniła, że przyczyną rezygnacji klientów z walki o swoje prawa w sądzie jest - z jednej strony - przekonanie o nikłych szansach w sporze z ubezpieczycielem, z drugiej - wysokie wpisowe. Wynosi ono 5 proc. wartości kwoty, o którą toczy się spór. Jeśli jest to np. 20 tys. euro, to klient musi wpłacić ok. 4 tys. zł wpisowego.

"Szanse na wygranie sporu sądowego z ubezpieczycielem są niewielkie, szczególnie, gdy turysta zachorował lub zmarł na chorobę uznawaną za przewlekłą. Pamiętam zaledwie kilka sukcesów odniesionych przez klientów w takich wypadkach. Zwykle biura ubezpieczeniowe w dowolny sposób rozszerzają pojęcie choroby przewlekłej. Za taką uznają nawet wahania ciśnienia w trakcie rutynowych kontroli u lekarza pierwszego kontaktu" - powiedziała Frączak.

Według definicji Komisji Chorób Przewlekłych przy Światowej Organizacji Zdrowia, choroba przewlekła to "wszelkie zaburzenia lub odchylenia od normy, które mają jedną lub więcej z następujących cech charakterystycznych: są trwałe, pozostawiają po sobie inwalidztwo, spowodowane są nieodwracalnymi zmianami patologicznymi, wymagają specjalnego postępowania rehabilitacyjnego albo według wszelkich oczekiwań, wymagać będą długiego okresu nadzoru, obserwacji czy opieki".



Ubezpieczenie obejmujące leczenie i następstwa chorób przewlekłych jest kilkakrotnie droższe od zwykłego. Według jednego z kalkulatorów internetowych, osoba 40-letnia wyjeżdżająca na 14-dniowe wczasy zagraniczne musi zapłacić, w zależności od firmy, od 320 zł do 996 zł ubezpieczenia z opcją leczenia chorób przewlekłych. Bez tej opcji, zapłaciłaby od 67 zł do 320 zł.

O zakresie ubezpieczenia klienci są informowani w momencie rezerwacji zagranicznego wyjazdu. Otrzymują umowę ubezpieczenia lub wyciąg z niej, ale zawsze są tam wskazane wyłączenia odpowiedzialności ubezpieczyciela. Jednak klienci raczej się tym nie interesują i podpisują umowy bez czytania - powiedziała PAP pracownica jednego z warszawskich biur podróży.

Według niej większe zainteresowanie poszerzeniem ubezpieczenia wykazują osoby starsze i podróżujące częściej. Ci ostatni - jak mówiła - przychodzą już nawet ze swoim ubezpieczeniem, zawartym bez pośrednictwa biura turystycznego.

Przedstawicielka innego biura podróży twierdzi, że sprzedawcy jej firmy zawsze informują klientów o zakresie ubezpieczenia. Proponują wówczas tzw. pakiet optymalny plus, który obejmuje odpowiedzialność ubezpieczyciela także za leczenie i następstwa chorób przewlekłych.

Według niej, najszerszym zakresem ubezpieczenia zainteresowani są zwykle tylko klienci wyjeżdżający w dalekie podróże, np. do Meksyku, Arabii Saudyjskiej, Republiki Południowej Afryki; w krajach basenu Morza Śródziemnego, jak np. Egipt, Tunezja, Grecja, Polacy czują się na tyle swobodnie, że nie tylko nie wykupują poszerzonych pakietów, a wręcz życzą sobie tylko ubezpieczenia podstawowego.

Jak wyjaśniła przedstawicielka biura, pakiet podstawowy obejmuje: podstawowe leczenie do wartości 10 tys. euro, usługi ratownictwa medycznego do wartości 5 tys. euro i zwrot kosztów następstw nieszczęśliwych wypadków o wartości do 40 tys. zł.

Zdaniem Frączyk, lepiej zapłacić nawet kilkaset złotych więcej wykupując najszerszy pakiet ubezpieczeniowy, niż potem samemu pokrywać koszty leczenia czy transportu zwłok do kraju, co groziło rodzinie Polaka, który zmarł na wylew w Egipcie. "Nie można - tak jak większość Polaków - zakładać, że wakacje to taki czas, w którym nic złego nie może się nam wydarzyć" - dodała.

Wyjeżdżając do państw UE oraz Islandii, Liechtensteinu, Norwegii i Szwajcarii, turysta może liczyć także na państwową opiekę medyczną w kraju podróży. Jej koszty zwróci Narodowy Fundusz Zdrowia. Trzeba mieć jednak Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego (EKUZ). Można ją uzyskać w wojewódzkim oddziale NFZ. Jest ważna przez 2 miesiące od daty wydania, a w przypadku emerytów i rencistów - 5 lat. Na podstawie karty turysta nie otrzyma jednak zwrotu np. kosztów transportu do Polski czy akcji ratunkowej. NFZ zapłaci jedynie za podstawowe zabiegi medyczne i nie więcej niż kosztowałyby one w Polsce.