Osoby, które rozpoczynają pracę na etacie lub zakładają własne firmy, muszą wybrać fundusz emerytalny. Jeśli samodzielnie nie dokonają wyboru, zrobi to za nich ZUS.
Osoby, które urodziły się w 1969 roku lub później i po raz pierwszy podejmują pracę albo rozpoczynają działalność gospodarczą, muszą wybrać jeden z 14 działających na rynku otwartych funduszy emerytalnych (OFE). Taki obowiązek dotyczy jednak wyłącznie tych osób, które odprowadzają do ZUS składkę emerytalną. Nie muszą więc zawierać umowy z funduszem np. studenci i uczniowie do 26 roku życia, którzy pracują na postawie umowy zlecenia lub osoby pracujące na podstawie umowy o dzieło. Ich zleceniobiorca nie odprowadza za nich najczęściej do ZUS składki emerytalnej.
Formalnie każda osoba, która zacznie pracować, powinna wybrać jeden z działających funduszy w ciągu 7 dni od podjęcia zatrudnienia. Tak stanowią przepisy. W praktyce jednak liczy się to, aby zrobić to do 10 stycznia lub 10 lipca. To właśnie taka data musi widnieć na umowie, aby uniknąć wylosowania przez ZUS.
To jest tylko część artykułu. W pełnej wersji dowiesz się więcej na temat:
Losowania do OFE
Strat finansowych związanych z zaniechaniem samodzielnego wyboru OFE
Wykazu uposażonego
To jest tylko część artykułu, zobacz pełną treść w e-wydaniu Dziennika Gazety Prawnej: Na co zwracać uwagę, wybierając OFE.
Komentarze(6)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeJeśli powinna powstać jakaś komisja śledcza dla dobra kraju i milionów Polaków, to niewątpliwie komisja śledcza ds. Otwartych Funduszy Emerytalnych. Dwunastu milionom polskich emerytów - członkom OFE - dziewięć lat temu wciśnięto poprzez gazety i ekrany telewizji kota w worku...
Wielu uwierzyło, że na stare lata niczym dzisiejsi emeryci z Niemiec czy Szwecji będą wygrzewać kości na słonecznych plażach Florydy, Majorki. Tymczasem zapowiada się, że będziemy mieli powtórkę ze skandalu w stylu powszechnych świadectw udziałowych NFI. Skala rozczarowań i oburzenia, jaka niewątpliwie nadejdzie może zmieść każdy rząd i koalicję, a zbliża się błyskawicznie. Już na początku kwietnia 2009 r. pierwsi beneficjenci nieprzemyślanej i szkodliwej reformy ubezpieczeniowej z 1999 r. zgłoszą sie po emeryturę, a raczej wyrok skazujący ich na nędzę i wykluczenie.
Ubezpieczeniowy cud?
Trzy tysiące kobiet, które jako pierwsze uzyskają emerytury z II Filaru na głodowym poziomie stanowiącym realnie 900 zł lub 1000 zł na rękę wywoła prawdziwe tsunami. Kończy się komfort PTE i OFE polegający wyłącznie na przyjmowaniu pieniędzy od emerytów poprzez budżet państwa w skali 20 do 30 mld zł rocznie (2 lub 3 mld zł miesięcznie) i kasowaniu prowizji rzędu 700 mln lub 1 mld zł rocznie. Wygląda na to, że stopy zastąpienia (czyli stosunek pierwszej emerytury do ostatniej pensji) dla osób z niskim wynagrodzeniem będą oscylowały pomiędzy 50 a 75 proc., podczas gdy w krajach OECD, gdzie takiej "cudownej" reformy nie przeprowadzono wynosi 83 proc., a w Polsce przed "cudem ubezpieczeniowym" wynosił 96 proc. Łatwo policzyć, że kobieta która zarabia obecnie od 1500 do 2000 zł otrzyma na rękę od 900 do 1500 zł. Nic dziwnego, że z analiz OECD wynika, że wdrożony w Polsce z takimi fanfarami system emerytalny w ramach tzw. czterech reform Buzka i Balcerowicza może prowadzić do zagrożenia ubóstwem osób o niskich zarobkach. A takich w Polsce jest najwięcej.
Kłamano od początku
Błędy i kłamstwa leżały u podstaw tej reformy. Media, licząc na wpływy z reklam, skutecznie zablokowały krytyków tych rozwiązań. Działania wielu OFE rozpoczęto od oszukańczych praktyk inwestycyjnych, wszystkie miały świetne wyniki, często sztucznie zawyżone, nadzór był jak zwykle wyrozumiały i pobłażliwy, z krótkim epizodem staranności za czasów prezesury Cezarego Mecha. Wysokie wskaźniki zyskowności w OFE były wynikiem po części dziwnej inżynierii finansowej. Skutecznie ukrywano straty na konkretnych operacjach często powtarzanych wielokrotnie. Sprzedawano papiery po cenach niższych od rynkowych, kupowano natomiast po cenach wyższych od rynkowych. Ponieważ napływały nowe mld zł z ZUS, w papierach się zgadzało (w 2008 r. OFE otrzymają 33 mld zł z budżetu państwa via ZUS, co miesiąc od 2 do 3 mld zł z naszych składek).
Emerytalne niewolnictwo
Prowizje pobierane przez OFE były i są nadal gigantyczne 7 proc. od wartości składek za sam fakt ich napływu. Wyobraźmy sobie minę klienta banku, który zakładając lokatę bankową na 30 lat miałby zapłacić za to 7 proc. Do tego dochodzą opłaty za zarządzanie, rocznie ok. 0,6 proc. wartości aktywów, które urosły dziś do ok. 134 mld zł, a w 2009r będzie to ok. 180 mld zł.
Do tego opłaty za zmianę przymusowego wcielenia do któregoś z OFE. Co to ma wspólnego z nowoczesną gospodarką wolnorynkową? To czyste niewolnictwo.
Czyje koszty, czyje zyski...
OFE mogą lokować do 40 proc. środków w akcje na GPW, na czym ostatnio w styczniu straciły blisko 6 mld zł pieniędzy emerytów i nie wiadomo czy to koniec. Podczas gdy klienci TFI stracili na giełdzie 11 mld zł, w styczniu 2008 r. mogli rzucić się do panicznej ucieczki, tu nawet zejść z pokładu emerytalnego "Titanica" nie ma możliwości. Około 60 proc. pieniędzy OFE lokują w państwowe obligacje. To blisko 90 mld zł, z których rząd i budżet dotują ZUS, emerytury i podwyżki w sferze budżetowej. Polski emeryt finansuje zatem podwyżki dla lekarzy, którzy często gęsto nie chcą go przyjąć w państwowej przychodni, bo akurat strajkują. Jeśli do tego dołożymy bałagan ustawodawczy, brak systemów informatycznych w ZUS-ie, brak jasnych zasad wypłat i dziedziczenia środków to 12 mln Polaków ma się czym martwić. OFE puchną jak pączki.
W 2006 r. zebrały 590 mln zł zysku netto, w 2007 r. około 700 mln zł. Aż 1,53 mld zł kosztowały nas usługi OFE tylko w 2007 r., podobnie będzie w kolejnych latach. Pamiętajmy, że co roku na emerytury przechodzi blisko 100 tys. Polaków. Gigantycznie rozbudowano biurokrację emerytalną. Przed reformą emerytalną płatnicy składek składali ok.18 mln dokumentów rocznie, a po reformie już 260 mln rocznie.
Ubodzy emeryci
Za grzech pierworodny tak szkodliwej reformy emerytalnej ponoszą winę rząd Jerzego Buzka, którego partia znów jest dziś u władzy, oraz twórcy tej reformy m.in. prof. Marek Góra, który dziś doradza rządowym gremiom. W ostatnich dniach odtrąbiono kolejny cud emerytalny rządu Donalda Tuska. Poinformowano, że za 30 lat polski emeryt otrzyma 5500 zł emerytury. Problem w tym, że dotyczy to wyłącznie dzisiejszego 30-latka, a realna wartość tych pieniędzy za 30 lat to obecnie 1800 zł. Podobnie dzisiejsi 50latkowie przy pensji 3000 zł dostaną emeryturę 1697 zł (dla kobiet) o realnej wartości 1056 zł i 2648 zł (dla mężczyzn), czyli realnie na stan teraźniejszy 1531 zł.