Ministerstwo Zdrowia ma chrapkę na zyski firm farmaceutycznych. Pod hasłem troski o pacjenta rząd chce wprowadzić 3-procentowy podatek od wpływów z refundacji, czyli od pieniędzy, które wcześniej sam wydał na pomoc pacjentom. Budżet ma na tym zarobić 180 mln zł. A pacjenci? Jak zwykle zapłacą za to ukrytą podwyżką leków.
Pieniądze zasiliłyby Agencję Oceny Technologii Medycznych. To instytucja, która wydaje opinie o skuteczności leków ubiegających się o refundację. W praktyce oznacza to, że pieniądze zamiast na finansowanie leków pójdą na rozbudowę administracji. Przy okazji rząd chce ograniczyć i tak już wątłą konkurencję na rynku farmaceutycznym, narzucając wszystkim aptekom jednolite ceny. Chorzy pożegnają się z promocjami i zniżkami w ramach kart stałego klienta. Szpitale nie będą mogły już organizować przetargów na zakup leków. Będą musiały je kupować po urzędowych cenach. Dziś wydatki na leki stanowią 10 – 15 proc. szpitalnych budżetów.
Projekt ujednolicenia cen spotkał się z ostrą krytyką ekspertów, zarówno samej branży, jak i niezależnych instytucji, np. Centrum im. Adama Smitha czy UOKiK.
– To zbrodnia przeciwko wolnemu rynkowi – twierdzi Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska. Koncerny ostrzegają, że dodatkowe opłaty, typu 3-proc. podatek od refundacji, zostaną wkalkulowane w ceny najpopularniejszych nierefundowanych leków.
Rzecznik resortu zdrowia Piotr Olechno przekonuje, że proponowane rozwiązania będą służyć pacjentowi. Nie potrafi jednak wyjaśnić, w jaki sposób. Projekt ustawy, który ma się znaleźć w tzw. nowym otwarciu reformy zdrowia minister Ewy Kopacz, powędruje za chwilę do konsultacji społecznych.

Kto zarobi, a kto straci na pomysłach Ewy Kopacz

Firmy farmaceutyczne i ekonomiści protestują przeciwko najnowszym pomysłom Ministerstwa Zdrowia: sztywnym cenom i nowemu podatkowi, jakim mają być obciążone te pierwsze.

Grożą, że jeśli Ewa Kopacz będzie je forsowała, powinna stanąć przed komisją śledczą.
Minister zdrowia, która podczas epidemii świńskiej grypy zasłynęła jako pogromczyni zachodnich koncernów farmaceutycznych, nie ustępuje. Rozwiązania proponowane w nowej ustawie refundacyjnej mają ograniczyć poczynania firm na polskim rynku i przynieść do publicznej kasy znaczne oszczędności – 350 mln zł.



Obraża pacjentów
Pomysły Kopacz krytykują ekonomiści. Według nich przekonywanie Polaków do tego, że to będzie służyć pacjentom, obraża ich inteligencję. Pomysł usztywnienia marż i cen w aptekach czy szpitalach jest nierynkowy i nie dba o dobro konsumenta. – To jest sprawa dla nowej komisji śledczej – uważa Adam Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. Jak dodaje, proponowany przez resort mechanizm odgórnego narzucania cen leków i wyrobów medycznych pacjentom oraz szpitalom jest wyjątkowo korupcjogenny, bo opiera się na układzie.
Co ciekawe, podobne propozycje Ewa Kopacz krytykowała, kiedy była w opozycji. – Jakim cudem pacjentowi się polepszy? Nie ma takiej możliwości, że za dodatkowe obciążenie dla firm w postaci nowego podatku nie zapłaci pacjent – argumentuje Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska. Zwraca ona uwagę, że po wprowadzeniu przepisów producent, który chciałby wprowadzić na rynek nowy lek, nie będzie mógł zastosować rabatu. Także szpital nie skorzysta już z tańszej oferty, jeśli pojawi się nowy dostawca.
Brakuje wyliczeń
Według Rej najlepiej byłoby, gdyby minister zachowała się tak samo jak w przypadku odmowy zakupu szczepionek: dopóki nie będzie miała rzetelnych wyliczeń, niech nie wprowadza żadnych eksperymentalnych pomysłów.
U nas jest drożej
Burza wywołana przez Kopacz pokazuje też drugą stronę medalu. Część dyrektorów szpitali zwraca uwagę, że dziś ceny leków dyktowane przez firmy farmaceutyczne są wyższe niż w innych państwach europejskich. Liczą oni, że ministerstwu uda się przełamać dyktat firm i za leki będzie można płacić mniej.
Mogą się jednak zawieść. Nic nie wskazuje na to, że zaoszczędzone pieniądze trafią do szpitali albo pacjentów. Wiadomo natomiast, że aż 5 mln zł resort planuje przeznaczyć na administrację.
Prawie milion pochłonie 10 dodatkowych etatów w Ministerstwie Zdrowia. Kolejne 1,3 mln zł to płaca dla 20 członków Komisji Ekonomicznej, jaką utworzą pracownicy MZ i NFZ. Z tego 17 osób to obecni pracownicy, którzy mieliby wykonywać te same zadania co dotychczas, tzn. monitorować listę, za co dostaliby podwyżkę 6 tys. zł. Z kolei Agencja Oceny Technologii Medycznych otrzyma 2 mln zł.
Pod hasłem troski o pacjenta rząd chce wprowadzić 3-procentowy podatek od wpływów z refundacji. / ST