Agencje pośrednictwa pracy domagają się dostępu do usług świadczonych dla sektora publicznego. Headhunterzy uważają, że przeprowadzą rekrutacje szybciej i profesjonalniej niż urzędnicy. Aby firmy mogły szukać pracowników do urzędów, muszą zmienić się przepisy.
Agencje zatrudnienia chcą przejąć od urzędników część rekrutacji z sektora publicznego. Jako koronny argument podają, że potrafią rekrutować szybciej, skuteczniej i bardziej kompetentnie, niż robią to urzędnicy wyznaczeni do przeprowadzenia tego procesu wewnątrz instytucji państwowych. Co więcej, uważają, że ich usługi finalnie mogłyby okazać się tańsze od kosztów ponoszonych obecnie przez urzędy.
– Agencje zatrudnienia mają wiedzę, doświadczenie, umiejętności i narzędzia, by rekrutować na stanowiska w sektorze publicznym w sposób profesjonalny, przejrzysty i obiektywny, z zachowaniem wszelkich reguł przewidzianych przepisami – przekonuje Monika Ulatowska ze zrzeszającego ponad 50 firm Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia (SAZ).

Bilans zysków i strat

Zewnętrzne rekrutacje pociągałyby jednak za sobą dodatkowe, niemałe koszty, których większość urzędniczych budżetów obecnie nie uwzględnia. Większość naborów w urzędach przeprowadzana jest przez urzędników w ramach ich dodatkowych obowiązków służbowych i wiele nie kosztuje.
Agencje pobierają natomiast za znalezienie kandydatów do pracy wynagrodzenie, które jest nie mniejsze niż jedna miesięczna płaca takiej osoby. A na przykład w służbie cywilnej zatrudniającej 120 tys. osób w I półroczu 2009 r. zostało przyjętych prawie 6 tys. osób. Biorąc pod uwagę, że w liczącej ponad 400 tys. urzędników administracji publicznej (służba cywilna, administracja samorządowa, zatrudnieni w ZUS) rotacja nie przekracza 8 proc., rocznie do obsadzenia jest łącznie około 33 tys. stanowisk. Agencje mogłyby więc na takich rekrutacjach zarobić ponad 105 mln zł. To połowa budżetu, jakim dysponują obecnie.



W Unii rekrutują agencje

Mimo wysokich kosztów praktyka zlecania rekrutacji prywatnemu sektorowi staje się coraz powszechniejsza w krajach UE.
– W Niemczech agencje przeprowadzają dla sektora publicznego już ok. 15–20 proc. rekrutacji. Wspierają głównie te instytucje, którym trudno jest pozyskać na rynku kandydatów do pracy – mówi Martin Grohmann z firmy MMC Consulting.
W Wielkiej Brytanii co druga rekrutacja odbywa się z udziałem headhunterów. W Polsce tylko pojedyncze urzędy zlecają rekrutacje agencjom. Pozostałe instytucje wybierają usługi własnych działów kadrowych.
– Kupujemy w agencjach testy kompetencyjne i psychologiczne oraz szkolimy tam członków komisji konkursowych – mówi Małgorzata Woźniak, rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji.
Podobnie jest w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (KPRM). Tamtejsi urzędnicy korzystają z pomocy firm zewnętrznych w przypadku oceny kluczowych kompetencji kandydatów na kierownicze stanowiska. W celu realizacji tego zadania konsultują się też z osobami posiadającymi kompetencje np. psychologami, ale przeprowadzają postępowanie samodzielnie.
Jak przypomina Dagmir Długosz, dyrektor Departamentu Służby Cywilnej KPRM, przepisy ustawy o służbie cywilnej wskazują, że w komisji konkursowej muszą zasiadać członkowie służby cywilnej, którymi pracownicy agencji nie są. Nad przebiegiem i prawidłowością procesu rekrutacyjnego czuwa natomiast dyrektor generalny danego urzędu.
– Powstaje pytanie, czy dyrektor generalny chciałby decydować się na powierzenie rekrutacji, nawet przy zastosowaniu w umowie z agencją klauzul o karach odszkodowawczych, gdy spoczywa na nim tak duża odpowiedzialność prawna – mówi wprost Dagmir Długosz.
Dodaje, że łatwiej jest czuwać nad prawidłowym przebiegiem procesu, mając hierarchicznie podporządkowanych pracowników.
Według niego współpraca z agencjami mogłaby następować tylko w sytuacjach, gdy urząd ma problem z obsadzeniem stanowiska oraz na wyłączną odpowiedzialność dyrektora generalnego.
Headhunterzy argumentują jednak, że z rozwojem technologii i informatyzacji w urzędach następuje coraz większa specjalizacja stanowisk. Urzędnicy nie będą w stanie sprawdzić kompetencji kandydatów do pracy. Coraz częściej będą zdarzać się pomyłki, co finalnie może obciążyć budżet urzędu bardziej, niż faktura za rekrutację wystawiona przez agencję.



Transparentne procedury

Zdaniem prawnika Bartłomieja Okonia, który na zlecenie SAZ analizował sytuacje prawną urzędów, aby współpraca między agencjami a urzędami mogła w ogóle nastąpić, muszą ją uwzględnić odpowiednie przepisy.
– Najlepiej, aby w ustawach dotyczących zarówno służby cywilnej, pracowników urzędów państwowych, jak i pracowników samorządowych znalazł się przepis uprawniający urzędników do delegowania takich usług firmom – uważa Bartłomiej Okoń.
Zdaniem Grzegorza Dolniaka, wiceprzewodniczącego Klubu Parlamentarnego PO zmiana w prawie, która upoważniałaby urzędy do delegowania tego typu usług zewnętrznym firmom, byłaby możliwa, ale agencje musiałyby zachować przejrzysty i transparentny charakter rekrutacji przeprowadzanych w imieniu urzędów.
– Takie rozwiązanie wymaga daleko idącej ostrożności, bo nabór urzędników powinien odbywać się pod szczególną kontrolą – uważa Grzegorz Dolniak.
Bezpieczeństwo tego typu usługom mogłoby zapewnić zastosowanie procedury zamówień publicznych. Poza gwarancją udzielaną standardowo na każdego rekrutowanego kandydata, agencje wiązałaby wówczas dodatkowa odpowiedzialność za jakość świadczenia, wynikająca wprost z przepisów o tych zamówieniach.
– Przepisy te stanowią, iż podmiot, który wyrządził szkodę wskutek niewykonania lub nienależytego wykonania zamówienia, podlega wykluczeniu z postępowań o udzielenie zamówienia publicznego przez okres trzech lat od uprawomocnienia się orzeczenia sądowego stwierdzającego taką szkodę – przypomina Bartłomiej Okoń.