Rocznie wydajemy ponad 400 mln zł na absurdalne becikowe.
Dzięki jego likwidacji i zaoszczędzonym pieniądzom moglibyśmy faktycznie pomóc dzieciom – zlikwidować domy dziecka, wzmocnić pracowników socjalnych czy usprawnić działanie sądów rodzinnych.
Zacznę od osobistej dygresji. Mama opowiadała mi kiedyś, że jako świeżo upieczony psycholog podjęła pracę w domu dziecka. Zrezygnowała po trzech dniach. Dlaczego? Bo dzieci tak dramatycznie potrzebowały uczuć, że wyciągały ręce do każdego. A pracownicy mieli zakaz – co zrozumiałe z punktu widzenia profesji i rotacji kadry – nawiązywania osobistych kontaktów.
To główny powód, dla którego duże domy dziecka powinny zostać zlikwidowane. Nawet najlepiej zorganizowana placówka nie jest w stanie zapewnić dziecku najważniejszego – miłości i poczucia bezpieczeństwa. Niestety, niejeden dom dziecka nie panuje też nad patologicznymi zachowaniami podopiecznych i bywa, że dzieci stają się ofiarami przemocy czy gwałtu.
Dzieci osierocone lub porzucane przez rodziców powinny jak najszybciej trafiać do adopcji (tutaj kłania się opisywana przez DGP w poniedziałek niewydolność sądów), ewentualnie do rodzinnych domów dziecka lub rodzin zastępczych. Także dlatego że ich utrzymanie w domach dziecka jest drogie.



Nie mniej ważna jest jednak prewencja oraz skuteczna polityka państwa, aby jak najmniej dzieci wychowywało się poza rodziną. Obecnie często jest tak, że dobra wola i duża determinacja pracownika socjalnego decydują, czy rodzinie, której grozi np. ograniczenie praw rodzicielskich, uda się skutecznie pomóc. Jeśli jej zabraknie, dzieci będą umieszczone w placówkach opiekuńczych na wiele lat.
Państwo powinno gruntownie przebudować system pomocy rodzinie. Na pierwszy ogień powinno wzmocnić rolę pracowników socjalnych, którzy powinni przestać zajmować się pracą administracyjną, a zacząć pracować z rodziną. Trzeba też podnieść prestiż tego zawodu i wprowadzić zachęty, by weszli do niego młodzi, dobrze wykształceni ludzie z misją. Potrzebujemy nowoczesnego systemu opieki nad dzieckiem, pracujących z rodziną psychologów, pedagogów, pediatrów. Trzeba też wreszcie uchwalić ustawę o rodzicielstwie zastępczym – prace nad nią trwają już od dwóch lat!
Pojawia się pytanie, skąd wziąć na to pieniądze. Wypłata becikowego kosztuje rocznie ponad 400 mln zł. A to typowy przykład marnotrawstwa. Pomoc trafia do wszystkich bez względu na dochód, a 1000 zł chyba nikogo przy zdrowych zmysłach nie zachęci do podjęcia decyzji o dziecku. Ale może do tego skłonić takich rodziców, którzy zdecydują się na nie, aby otrzymać świadczenie, a później je porzucą. Warto więc podjąć niepopularną decyzję o jego likwidacji. M.in. po to, aby nie przybywało porzucanych dzieci.