Walczące o przeżycie PSL stosuje orwellowskie dwójmyślenie. Partia w „Roku 1984” twierdziła, że to, co przymusowe, jest dobrowolne. Podobnie działają ludowcy, wskazując, że KRUS jest tak nowoczesny, że powinien być wzorem do naśladowania.
PSL musi przejść do natarcia – nie chce powtórzyć losu słynnych przystawek PiS. Wchodzi więc w rolę obrońcy rolników – przykładem może być opublikowany wczoraj w DGP wywiad z Waldemarem Pawlakiem. Liderzy PSL wskazują, że próbuje się demonizować KRUS, a to system nowoczesny, prosty i wypłacalny. Co więcej, powinni być nim objęci wszyscy Polacy.
Posługują się przy tym fałszywymi argumentami, stosując socjotechnikę tzw. zdartej płyty – im częściej powtarza się bezrefleksyjnie jakąś tezę, tym większa szansa, że ludzie w nią uwierzą.

Mit 1. Wypłacalność

Pawlak przekonuje, że za 68 zł składki wpłacanej miesięcznie do KRUS rolnik otrzymuje 600 zł emerytury. Dodaje, że składka w wysokości 100 zł odprowadzana przez 40 lat i lokowana na 5 proc. rocznie dawałaby na koniec ok. 150 tys. zł. – Gdyby te pieniądze wypłacać w ciągu 20 lat, dałoby to 1 tys. zł miesięcznie. Tak właśnie działa KRUS – przekonuje Pawlak.
W tym twierdzeniu kryją się aż cztery manipulacje lub zwykłe kłamstwa. Po pierwsze składka w wysokości 68 zł uwzględnia nie tylko składkę na emeryturę, ale też na rentę – można przyjąć wzorem ZUS (23,5 proc. składki to składka rentowa), że na emeryturę rolnik płaci ok. 50 zł miesięcznie.
Po drugie przeciętna emerytura z KRUS wynosi nie 600 zł, a 793,11 zł. Po trzecie wpłata 50 zł miesięcznie (600 zł rocznie) nawet przez 40 lat daje nominalną kwotę 24 tys. zł i w żaden sposób nie powstanie z niej 150 tys. zł. Tymczasem KRUS musi wypłacić emerytowi więcej. Np. 60-letnia kobieta ma statystycznie do przeżycia 23,1 lat. Otrzymując 800 zł emerytury miesięcznie, dostanie z KRUS 221 tys. zł. Biorąc pod uwagę wartości nominalne (bez uwzględniania waloryzacji kapitału, ale też corocznych podwyżek), dopłata do takiej osoby ubezpieczonej w KRUS wynosi więc 196,8 tys. zł!
Po czwarte to właśnie niewspółmierna hojność systemu emerytalnego w stosunku do wpłacanych składek powoduje, że jest on trwale niewydolny. Dlatego wypłacane z niego świadczenia pochodzą w ponad 90 proc. z budżetu.

Mit 2. Taniej niż w ZUS

Liderzy PSL twierdzą, że dopłaty na jedną osobę ubezpieczoną w KRUS są niższe niż w ZUS, oraz że dotacje do ZUS wciąż rosną i system staje się niewydolny. Kryją się tu kolejne dwie nieprawdy.
Pierwszą weryfikuje banalna operacja matematyczna. W 2009 roku ZUS, który wypłaca emerytury i renty dla 7,53 mln osób, otrzymał z budżetu 30,4 mld zł dotacji (nie uwzględniam dotacji z tytułu refundacji składek OFE, bo to wydatek „inwestycyjny”, tj. obniża zobowiązania ZUS). W ZUS wychodzi więc 4,04 tys. zł na jedną osobę. W tym samym czasie 1,43 mln świadczeniobiorców KRUS otrzymało z budżetu 15,8 mld zł. To 11,04 tys. – prawie trzykrotnie więcej. Powszechny system będzie też zmierzał w długim okresie do równowagi – emerytura ma ściśle zależeć od wpłaconych składek, po likwidacji przywilejów emerytalnych wydłuża się okres pracy ubezpieczonych w ZUS. System KRUS w obecnym kształcie jest natomiast trwale niewydolny – każda osoba, która do niego wchodzi i wpłaca 50 zł miesięcznie na emeryturę, a będzie otrzymywać 800 zł, jest wygrana w stosunku do podatników, którzy będą musieli dołożyć prawie 200 tys. zł do jej świadczenia.



Mit 3. Sprawiedliwość

Liderzy PSL nie chcą też przyznać, że obecna sytuacja jest kuriozalna i głęboko niesprawiedliwa. Nie tylko w stosunku do np. rodziców wielodzietnej rodziny, którzy muszą opłacać składki do ZUS na emeryturę, a ponadto z podatków utrzymywać wszystkich, bez względu na ich zamożność, rolników. Także dlatego, że działający w małym miasteczku czy na wsi sklepikarz albo szewc wpłaca do ZUS z tytułu wszystkich składek prawie 10 tys. zł rocznie, a żyjący obok rolnik mający na przykład 45 ha ziemi, który otrzymuje z UE ponad 20 tys. dopłat, wpłaca do KRUS nieco ponad 1000 zł rocznie. A rolnicy za składki niepozwalającej sfinansować ich świadczeń otrzymują emerytury porównywalne z prowadzącymi firmy w ZUS. Pierwszy dostaje 800 zł, drugi – 1267 zł.

Mit 4. Opodatkowanie

Obrońcy KRUS (ale nie tylko, bo sugeruje to też rząd) wskazują, że trzeba koniecznie połączyć wysokość składki z wprowadzeniem na wsi PIT. Wtedy wyliczą dochód i będzie też można wskazać, ile mogą wpłacać do KRUS. To kolejny mit. Wprowadzenie obligatoryjnego systemu podatkowego dla rolników będzie drogie – zarówno dla nich, jak i z tytułu rozrastania się biurokracji.
A przecież można do KRUS przenieść sposób opłacania podatków i składek osób prowadzących działalność w ZUS i rozliczających się uproszczonymi formami podatkowymi np. kartą podatkową. Nie wyliczają one dochodu i wpłacają ryczałtowe składki i podatki.
Rolnicy płacą już podatek gruntowy i można urealnić jego wysokość, a nawet wprowadzić dla nich odliczenia – chodzi głównie o ulgę rodzinną. Nie trzeba wtedy tworzyć całego aparatu skarbowego na wsi.



Mit 5. Powszechna bieda

Pozostaje więc rozstrzygnąć, kto miałby płacić do KRUS samofinansującą składkę. A tutaj mamy do czynienia z kolejnym mitem – na wsi nie ma prawie takich osób. Z danych GUS wynika jednak, że następuje tam proces konsolidacji gospodarstw. Ich liczba zmniejszyła się na przykład w 2006 roku do 1,8 mln (z blisko 1,9 mln w 2000 roku). W ślad za tym przybywa też dużych towarowych gospodarstw. Z ogólnej liczby 13,8 mln hektarów użytków 6,3 mln jest skupionych w gospodarstwach większych niż 15- -hektarowe. A one uzyskują dochód na poziomie średniej pensji. Co więcej, dochody rolników rosną – od przystąpienia do UE najszybciej z wszystkich grup.

Fałszywy solidaryzm

Nie ma więc problemu, aby część ubezpieczonych w KRUS zaczęła płacić składki jak prowadzący firmy w ZUS. Nie po to, aby na złość obciążyć ich wyższą daniną, ale aby opłacali je w takiej wysokości, żeby nikt nie musiał dopłacać do ich świadczeń.
Bo o to tak naprawdę chodzi. Aby nie łamać zasady zdrowego solidaryzmu czy pomocniczości i pomagać tym, którzy pomocy potrzebują. A nie finansować świadczenia osobom często majętnym z pieniędzy podatników, którzy są w dużo gorszej sytuacji.
Autor jest szefem działu praca DGP, ekspertem Instytutu Sobieskiego