W 2009 roku urodziło się najwięcej od 15 lat dzieci. Wciąż jednak nie rodzi ich się na tyle dużo, aby nie malała liczba Polaków.
Jak szacujemy, na podstawie dostępnych już danych GUS z okresu styczeń–październik, w ubiegłym roku urodziło się w Polsce 440 tys. dzieci. To o 25 tys. więcej niż rok wcześniej i aż o 90 tys. więcej niż w najgorszym po II wojnie światowej roku 2003 – wtedy na świat przyszło zaledwie 351 tys. dzieci. Profesor Irena Kotowska z SGH studzi optymizm.
– W ubiegłym roku tzw. wskaźnik dzietności, który wskazuje, ile dzieci rodzi średnio kobieta, wyniósł 1,39, i jest wciąż jednym z najniższych w UE – mówi Irena Kotowska.
Tłumaczy, że aby występowała tzw. zastępowalność pokoleń, czyli żeby Polaków nie ubywało, musi on wynosić 2,1.
Demografowie tłumaczą wzrost liczby urodzeń głównie tym, że decyzje o posiadaniu dzieci podejmują osoby, które wcześniej odwlekały je w czasie. Następuje więc swego rodzaju kumulacja – rodzą te osoby, które wchodzą w dorosłość, jak i starsze osoby, które wcześniej na dzieci się nie decydowały. Wzrostowi sprzyja też, że obecnie w dorosłość wchodzą lub decydują się na potomstwo liczne roczniki urodzone w latach 70. i 80. A w tym czasie rodziło się ponad 600 tys. dzieci rocznie. Poprawiła się też sytuacja na rynku pracy, rosną dochody Polaków.
– To ostatni moment na podjęcie przez rząd kroków, które ułatwią decyzje o posiadaniu potomstwa. Później nie będzie tak licznych roczników – mówi Irena Kotowska.
Wskazuje, że np. więcej dzieci rodzą matki z wyższym wykształceniem. W ubiegłym roku było ich 34 proc. A one mają ambicje zawodowe, więc trzeba ułatwić im łączenie pracy i obowiązków rodzinnych.