Rząd wycofał projekt ustawy o racjonalizacji zatrudnienia w administracji. Kancelaria Premiera chce sprawdzić, czy urzędy angażują optymalną liczbę pracowników. Dyrektorzy generalni nie obawiają się, że audyt wykaże konieczność 10-proc. redukcji etatów.
– Celem rządu nie jest przeprowadzenie redukcji zatrudnienia, która mogłaby negatywnie wpłynąć na wydajność pracy w urzędach – podkreśla Michał Boni, minister w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (KPRM).
Z kolei Ministerstwo Finansów wyjaśnia, że w obecnej sytuacji, gdy ograniczone są środki budżetowe, a na urzędy nakłada się nowe zadania, nie ma możliwości racjonalizacji zatrudnienia poprzez zmniejszenie liczby pracowników.
Jak ustalił DGP, podporządkowany Michałowi Boniemu Departament Analiz Strategicznych pracuje jednak nad innymi możliwościami redukcji etatów i poprawieniem efektywności pracy w urzędach administracji rządowej.

Audyt zamiast ustawy

Rząd chce sprawdzić stan zatrudnienia w poszczególnych urzędach i ustalić, czy jest on odpowiedni do wykonywanych zadań. Oznacza to, że nie byłoby 10-proc. redukcji zatrudnienia we wszystkich jednostkach, ale tylko w tych, w których byłoby to uzasadnione zbyt małą ilością obowiązków. Profesor Michał Kulesza z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że jest to dobre rozwiązanie. Jego zdaniem jednak na przeprowadzenia rzetelnego audytu potrzeba kilku lat i dużych pieniędzy, nie mniejszych od oszczędności z planowanych zwolnień. Z kolei Witold Gintowt-Dziewałtowski uważa, że audyt nie doprowadzi do redukcji zatrudnienia, ponieważ w Polsce i tak na jednego obywatela przypada mniej urzędników niż w innych unijnych krajach.
Z sondy przeprowadzonej przez DGP wynika, że audytu nie boją się także dyrektorzy generalni urzędów.
– Nie mamy żadnych obaw przed planowanym audytem zewnętrznym, który pozwoli na sprawdzenie racjonalności zatrudnienia, a także obiektywnie i rzetelnie oceni realizowane zadania – mówi Barbara Kondrat-Kawczak, dyrektor generalny Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Natomiast Bogumiła Stanecka, dyrektor generalny Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego, podkreśla, że byłaby to dobra inicjatywa, pozwalająca porównać obciążenie pracą poszczególnych urzędów.
Z kolei Robert Bartold, dyrektor generalny Ministerstwa Edukacji Narodowej, podkreśla, że próba przeprowadzenia scentralizowanego szybkiego audytu zatrudnienia może być obarczona dużym ryzykiem błędów i nie przynieść spodziewanych pozytywnych efektów.
Niektórzy dyrektorzy generalni uważają, że można również przeprowadzić audyt wewnętrzny. Tak zrobił m.in. Zachodniopomorski Urząd Wojewódzki i zracjonalizował zatrudnienie. W tym roku na mocy porozumienia stron rozwiązał umowy z 34 pracownikami. W tym samym czasie zatrudnił 42 osoby.



Kto będzie sprawdzał

W 2008 roku sami urzędnicy dokonali już wartościowania stanowisk we wszystkich urzędach. Bogumiła Stanecka zauważa jednak, że wówczas zwracano uwagę tylko na opis danego stanowiska, a nie jego obciążenie zadaniami. Ponadto wartościowanie nie objęło 1,7 tys. wyższych stanowisk, czyli dyrektorów. W efekcie kilkumiesięczna praca urzędników nie może być wykorzystana do racjonalizacji polityki kadrowej w urzędzie.
Zbigniew Dudziński z Hay Group wskazuje, że powielanie wartościowania na identycznych stanowiskach nie miało sensu. Jego zdaniem należało ocenić charakterystyczne urzędy oraz specyficzne stanowiska i na tej podstawie opracować standardy zatrudniania i wynagradzania dla całej administracji. Trzeba bowiem likwidować najmniej przydatne stanowiska.
Eksperci podkreślają, że sami zainteresowani nie mogą dokonywać audytu. Wskazują, że urzędnicy nie będą obiektywni, bo będą dbali przede wszystkim o swoje interesy.
Jednak profesjonalny audyt kosztuje, ale rząd może go sfinansować z Europejskiego Funduszu Społecznego. Na modernizację systemów zarządzania i podwyższanie kompetencji kadr może bowiem wydać w latach 2007–2013 prawie 103 mln euro.

Kłopoty z zatrudnianiem

Dyrektorzy generalni podkreślają, że większym problemem niż audyt i wynikająca z niego redukcja zatrudnienia jest pozyskanie i utrzymanie specjalistów. Większość urzędów wojewódzkich ma kłopoty z zatrudnieniem geodetów, architektów, audytorów wewnętrznych oraz inż. budownictwa drogowego. W Wielkopolskim Urzędzie Wojewódzkim tylko w tym roku zorganizowano aż 50 naborów na stanowisko geodety, ale tylko w dwóch wyłoniono kandydatów.
Janusz Olech, dyrektor generalny Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego, wskazuje, że urząd nie jest w stanie zaproponować specjalistom z uprawnieniami wynagrodzeń porównywalnych z oferowanymi przez sektor gospodarczy. Na wysokie pensje mogą liczyć jedynie osoby zatrudnione przy obsłudze funduszy unijnych. Zarabiają one nawet o 2 tys. zł więcej niż ich koledzy z innych wydziałów. Ich wynagrodzenia są bowiem współfinansowane przez Unię Europejską. Dzięki temu fluktuacja kadr zmniejszyła się z 25 proc. w latach 2004–2006 do 8 proc. obecnie.
Jednak w 2010 roku pracownicy służby cywilnej nie otrzymają znaczących podwyżek. Projekt budżetu przewiduje tylko 1-proc. wzrost wynagrodzeń. Ponadto rezerwa celowa na modernizację wynagrodzeń w administracji została zmniejszona o 163,9 mln zł w porównaniu z ubiegłegłym rokiem. Z niej m.in. pochodziły pieniądze na zlikwidowany dodatek specjalny.

Zły projekt

Kancelaria Prezesa Rady Ministrów wstrzymała prace nad projektem ustawy o racjonalizacji zatrudnienia w państwowych jednostkach budżetowych, który miał przynieść 2,3 mld zł oszczędności. Rząd nie miał innego wyjścia, bo został on skrytykowany przez wszystkich: ministrów, członków Rady Służby Cywilnej oraz przez związki zawodowe. Projekt przewidywał, że do 30 czerwca przyszłego roku urzędy powinny zredukować zatrudnienie o co najmniej 10 proc. Zwolnienia miały obejmować m.in. pracowników ministerstw, urzędów wojewódzkich oraz skarbowych.
120 tys. osób pracuje m.in. w ministerstwach, urzędach centralnych, wojewódzkich i skarbowych