Minister pracy Jolanta Fedak uważa, że roczny urlop na przekwalifikowanie dla 40-50-latków, którzy potem mieliby pracować dłużej, np. do 67. roku życia, to zły pomysł. W wielu wypadkach taka przerwa w pracy może prowadzić do trwałego bezrobocia - wyjaśniła Fedak. Z pomysłem urlopu wystąpił minister w kancelarii premiera Michał Boni.

"Jeżeli wiek emerytalny zostałby przesunięty, to lepiej byłoby dać komuś roczny urlop w wieku 66 lat, czyli tuż przed odejściem na emeryturę. Wtedy pracowałaby osoba młodsza, sprawniejsza" - powiedziała Fedak. Przypomniała, że obecnie z rocznego urlopu mogą korzystać np. nauczyciele, ale ze względów zdrowotnych. "Jest to jednak regulacja wyjątkowa. W każdym innym wypadku pracownik, który jest chory może przejść na rentę, także czasową" - dodała.

"Być może w propozycji rocznego urlopu chodzi o pojawiający się czasem pogląd, że ludzie ok. czterdziestki czy pięćdziesiątki czują się wypaleni, zniechęceni do tego, co robili dotychczas. Jednak w takim wypadku należy raczej starać się o poprawę warunków pracy, a nie usuwać takie osoby z rynku" - powiedziała minister.

Jej zdaniem urlop na przekwalifikowanie byłby raczej potrzebny osobom w wieku ok. 25 lat, które w tym czasie wychowają dziecko. "Za kilkanaście lat zacznie ono pracować i będzie płacić składki na nasze przyszłe emerytury" - wyjaśniła.

Pomysłu Boniego nie rozumie ekspert PKPP Lewiatan Jeremi Mordasewicz

"Podnosząc wiek emerytalny nie należy stosować sztucznych mechanizmów, że niby pracujemy dłużej, ale przedtem mamy jakieś długie przerwy" - powiedział Mordasewicz. Jego zdaniem wiele osób po rocznym urlopie nie miałoby już szans na ponowne zatrudnienie, bo ich kwalifikacje zawodowe mogłyby się obniżyć.



Ekspertka Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową Aleksandra Wiktorow uważa, że na przekwalifikowywanie czy dokształcanie jest czas w wieku 30-35 lat. "Całkowita zmiana rodzaju pracy po 20 czy 25 latach jest już bezsensowna. Lepiej żeby osoby 45-50-letnie wykorzystały swoje dotychczasowe doświadczenia, wiedzę" - wyjaśniła. Według niej należy zachęcać ludzi, by wcześniej myśleli o tym, jak będzie wyglądało ich życie zawodowe za 10 czy 15 lat i poszerzali wiedzę. "Jednorazowy roczny urlop nic tu nie pomoże" - dodała.

Wiktorow dostrzega też problem finansowania takiego urlopu

"Być może byłby on finansowany wprost z budżetu lub z Funduszu Pracy, czyli de facto przez pracodawców. Na pewno jednak niełatwo będzie o akceptację takiego rozwiązania zarówno przez pracodawców, jak i związki zawodowe" - wyjaśniła.

Paweł Kucharczyk z Zespołu Doradców Strategicznych Premiera zaznaczył w rozmowie z PAP, że szczegóły techniczne propozycji ministra Boniego, takie jak np. źródło finansowania rocznego urlopu, nie są jeszcze znane, ale sam pomysł jest bardzo dobry. "Jest wiele grup zawodowych, które sygnalizują potrzebę przekwalifikowania. Na przykład starszy policjant nie musiałby pełnić służby na ulicy. Po dokształceniu, mógłby pracować w administracji policyjnej. Trudno natomiast oczekiwać, żeby ktoś w ciągu roku całkowicie zmienił rodzaj pracy, np. z hydraulika stał się nauczycielem" - powiedział.

Kucharczyk nie widzi zagrożenia w tym, że ludzie starsi wypadną z rynku pracy i nie będą mogli wrócić. Uważa, że "za kilka lat, po kryzysie, pracodawcy znowu będą potrzebowali pracowników, także tych starszych, bardziej doświadczonych, ale dobrze, żeby mieli oni dodatkowe kwalifikacje".

Minister Boni mówił o pomyśle wprowadzenia rocznego urlopu emerytalnego w poniedziałek na konferencji zorganizowanej przez Forum Związków Zawodowych pt. "Profesjonalizm w dialogu społecznym". Podkreślił, że urlop taki ma się wiązać z wydłużeniem wieku emerytalnego, na początek do 67. roku życia. "Ma on pomóc zdobyć nowe kwalifikacje zawodowe osobom, które będą musiały pracować dłużej niż obecnie".