Wydłużenie wieku emerytalnego jest nieuchronne, ale trzeba to zrobić stopniowo - uważa minister pracy Jolanta Fedak. Czterdziestolatkowie nie mogą się nagle dowiedzieć, że będą musieli pracować np. 10 lat dłużej - powiedziała szefowa resortu pracy. Pomysł popierają eksperci ubezpieczeniowi i pracodawcy; krytykują związkowcy.

"Reformę związaną z wydłużaniem wieku emerytalnego trzeba przeprowadzać systematycznie. Na początek należy zapowiedzieć ją pracującym, którzy są jeszcze stosunkowo młodzi i mają nie więcej niż 40 lat. Wiedząc, że wiek emerytalny zostanie wydłużony lepiej zaplanują swoją karierę zawodową. Osoby starsze pracowałyby tak jak obecnie - kobiety do ukończenia 60 lat, a mężczyźni 65 lat" - powiedziała Fedak.

Podkreśliła, że w ten sposób reformuje się systemy emerytalne w większości państw europejskich. "Kanclerz Angela Merkel wydłużyła w Niemczech wiek emerytalny do 67 lat, ale pierwszy rocznik przejdzie na emeryturę w tym wieku dopiero w 2032 r." - zaznaczyła szefowa resortu pracy.

Zdaniem Fedak można by przyjąć, że osoby mające mniej niż 40 lat, pracowałyby stopniowo od 1 do 5 lat dłużej. W ten sposób kobieta, która w chwili reformy miałaby 39 lat odchodziłaby na emeryturę w wieku 61 lat. 37-latka prawo do emerytury nabyłaby w wieku 63 lat, a 35-latka w wieku 65 lat. "Podobnie, w sposób schodkowy, zostałby wydłużony wiek emerytalny mężczyzn" - powiedziała.

Minister przypomniała, że już został wydłużony, i to skokowo, wiek emerytalny

"Likwidacja od 2009 r. wcześniejszych emerytur, które przysługiwały 55-letnim kobietom z co najmniej 30-letnim stażem pracy i 60-letnim mężczyznom z co najmniej 35-letnim stażem pracy, spowodowała podwyższenie wieku emerytalnego o 5 lat, do 60. roku życia dla kobiet i 65. roku życia dla mężczyzn" - zaznaczyła Fedak.

Polski system emerytalny przewiduje, że - co do zasady - na emeryturę można odejść po ukończeniu 60 lat (kobieta) i 65 lat (mężczyzna). Niektóre grupy zawodowe, pracujące w szczególnych warunkach lub w szczególnym charakterze, są uprawnione do przejścia na emeryturę o 5 lat wcześniej. Jeszcze szybciej emerytami mogą stać się np. nauczyciele, piloci, policjanci czy żołnierze.

W sierpniu minister w kancelarii premiera Michał Boni mówił w mediach, że wydłużenie wieku emerytalnego jest koniecznością i trzeba zrobić to jak najszybciej. Mówił o granicy 65, 67, a nawet 70 lat.

Za wydłużeniem wieku emerytalnego opowiadają się także eksperci finansowi i ubezpieczeniowi

Na ubiegłotygodniowej konferencji prasowej, poświęconej przyszłym emeryturom, dr Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha i prof. Marek Góra z SGH argumentowali, że trzeba będzie pracować dłużej, chociażby z przyczyn demograficznych. W przeciwnym razie, według ich prognoz, za 15-20 lat może nie wystarczyć pieniędzy na wypłatę emerytur, a już na pewno będą one o co najmniej kilkanaście procent niższe od obecnych.



Ekspert PKPP Lewiatan i członek rady nadzorczej ZUS Jeremi Mordasewicz powiedział, że wiek emerytalny powinien zostać wydłużony do co najmniej 65 lat dla kobiet i 67 dla mężczyzn.

"W ciągu najbliższych 20 lat liczba emerytów w stosunku od osób pracujących zwiększy się dwukrotnie. Nie wydłużając okresu pracy zawodowej, trzeba byłoby wówczas dwukrotnie obniżyć emerytury albo podwyższyć składki płacone przez pracowników. Ponieważ nie zaakceptowaliby tego ani pracodawcy ani pracownicy, jest to niemożliwe. Jedynym rozwiązaniem pozostaje wydłużenie wieku emerytalnego i w efekcie skrócenie średniego okresu pobierania emerytury" - argumentował Mordasewicz.

Podkreślił, że aby emerytura była godna, to powinno się pracować co najmniej dwa razy dłużej niż ją pobierać. Oznacza to konieczność kontynuowania pracy zawodowej już teraz do 65. roku życia, a w przyszłości do 70. roku życia, i to zarówno przez mężczyzn, jak i przez kobiety.

Również dyrektor Centralnego Instytutu Ochrony Pracy prof. Danuta Koradecka uważa, że wiek emerytalny należy w Polsce wydłużyć do co najmniej 65 lat dla kobiet i 67 dla mężczyzn.

"Jesteśmy krajem, który ma jednych z najmłodszych emerytów w Europie. Średni wiek osoby odchodzącej w Polsce z rynku pracy wynosi 57 lat, a co gorsza stale się on skraca. Jest to tendencja odwrotna niż w krajach tzw. starej Unii Europejskiej, gdzie ludzie przechodzą na emerytury coraz później" - powiedziała Koradecka.

Ekspertka Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Wiesława Taranowska powiedziała PAP, że "związkowcy absolutnie nie zaakceptują propozycji podwyższenia wieku emerytalnego, obojętnie w jaki sposób miałoby to nastąpić".

"Profesorowie opracowujący reformę emerytalną, która weszła w życie od 1999 r. pomylili się w obliczeniach, a teraz chcą ratować system kosztem ludzi i to przeważnie tych najciężej pracujących" - zaznaczyła. Dodała, że proponując pracę do 65 czy 70 lat zapominają oni, że i bez reformy jest to możliwe.

"Pracownik, który ma komfort i bezpieczeństwo pracy zwykle nie chce odchodzić na emeryturę. Robi to wtedy, gdy staje przed nim widmo bezrobocia. Wystarczy więc, aby pracodawcy nie mówili, że człowiek po 50-tce jest już nieefektywny i nie zwalniali takich osób zatrudniając na ich miejsce młodych, dając im kilkakrotnie mniejsze wynagrodzenie" - powiedziała Taranowska.

Pomysł wydłużania wieku emerytalnego nie jest nowy

Pojawiał się on od początku reformy emerytalnej, która weszła w życie 1 stycznia 1999 r. Eksperci zaznaczali wówczas, że nieuchronne będzie wydłużenie lat pracy, a przede wszystkim zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. W 2004 r. był to także jeden z ważniejszych punktów reformy wicepremiera Jerzego Hausnera.

Zaraz po objęciu rządów przez PO, o wydłużeniu wieku emerytalnego mówiła minister Fedan, zapewniając, że w styczniu 2008 r. zostanie opracowany projekt w tej sprawie. Do tej pory ograniczono jedynie prawo do wcześniejszego przechodzenia na emeryturę dla ok. 750 tys. osób.