O 8 proc. mogą zdaniem rządu wzrosnąć w przyszłym roku płace w sektorze przedsiębiorstw. Pracodawcy chcą, aby wskaźnik ten wyniósł 3,9 proc., zaś związki zawodowe - 15 proc. Takie propozycje padły dziś na posiedzeniu plenarnym Komisji Trójstronnej.

Członkowie Komisji Trójstronnej nie doszli do porozumienia w tej sprawie. Nad wskaźnikami będą więc trwały prace w zespołach roboczych.

"Zaproponowaliśmy rozwiązanie kompromisowe, ale minister finansów musi jeszcze raz przeliczyć skutki poszczególnych propozycji" - powiedziała przed środowym posiedzeniem Komisji Trójstronnej Jolanta Fedak, minister pracy i polityki społecznej.

Pracodawcy: wzrost płac w sektorze przedsiębiorstw nie może przekroczyć 3,9 proc.

Pracodawcy podkreślali natomiast, że wzrost płac w sektorze przedsiębiorstw nie może przekroczyć 3,9 proc. "Wynika to z prostego wyliczenia matematycznego. Jest to wielkość planowanej na przyszły rok inflacji - 2,9 proc. plus 1 proc. Większy wzrost byłby niecelowy, chociażby ze względu na pojawiające się symptomy spowolnienia gospodarczego" - wyjaśnia Adam Ambrozik z Konfederacji Pracodawców Polskich.

Business Centre Club już nawet ów dodatkowy 1 proc. ponad inflację ocenia jako "ukłon w stronę pracowników". "Aby wzrost wynagrodzeń mógł być większy niż 3,9 proc., musiałaby najpierw wzrosnąć wydajność pracy" - mówi Maciej Gralowski z BCC.

Na proponowany przez związkowców wzrost wskaźnika wynagrodzeń do 15 proc. absolutnie nie zamierza zgodzić się PKPP Lewiatan. "Oznaczałoby to znacznie szybszy wzrost płac niż wydajności pracy. Bardziej skłonni jesteśmy już rozważyć rządową propozycję 8 proc." - twierdzi Jeremi Mordasewicz z Lewiatana.

NSZZ "Solidarność": ustanawianie jakiegokolwiek wskaźnika jest sprzeczne z naszym stanowiskiem

Stosunek "Solidarności" do negocjacyjnego systemu przyrostu przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw jest niezmienny - zapewnia Janusz Śniadek, przewodniczący NSZZ "Solidarność". "Występujemy o jego zniesienie, więc ustanawianie jakiegokolwiek wskaźnika jest sprzeczne z naszym stanowiskiem. Obecna propozycja rządu pokazuje jedynie, że oszukuje on partnerów społecznych. Dowodzi, że uchwalenie ustawy znoszącej ograniczenia wzrostu płac prezesów i kadry zarządzającej w przedsiębiorstwach państwowych nie był przypadkiem przy pracy, lecz celowym działaniem" - powiedział Śniadek.

Za odejściem od negocjacyjnego systemu przyrostu wynagrodzeń opowiedziało się dziś również Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych.

"Wystarczy wypłata nagrody jubileuszowej czy podwyżka pensji dla kadry kierowniczej, żeby cały wzrost wynagrodzenia przewidziany na dany rok dla pracowników został skonsumowany, tym bardziej, że miałby on wynosić w sektorze przedsiębiorstw niecałe 3 proc. Nie wyobrażamy sobie też, żeby płace w budżetówce miały w 2009 r. wzrosnąć, jak proponuje rząd, tylko o 2 proc. To mniej niż ma wynieść przyszłoroczna inflacja" - stwierdził Eugeniusz Sommer z OPZZ.

Broniarz: związek będzie występował o to, aby w ciągu 2 lat pensje nauczycieli dyplomowanych wzrosły o 50 proc.

Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz podkreślał natomiast, że jego związek będzie występował o to, aby w ciągu dwóch lat pensje nauczycieli dyplomowanych wzrosły o 50 proc. "Nauczyciele nie podlegają ustawie o negocjacyjnym systemie przyrostu wynagrodzeń i choć przekraczają wprawdzie planowany na przyszły rok wskaźnik ponad dwukrotnie, to i tak kropla w morzu potrzeb. Mają prawo oczekiwać, że ich płace wzrosną nie o 100 zł, jak proponuje rząd, ale dwa razy tyle" - powiedział prezes ZNP.