Lekarze nie muszą udowadniać, że doznali uszczerbku na zdrowiu, domagając się zadośćuczynienia za pracę ponad limit. Dyrektorzy szpitali obawiają się, że ostatni wyrok Sądu Najwyższego spowoduje wzrost liczby pozwów cywilnych lekarzy. Nie chcąc łamać przepisów o czasie pracy, dyrektorzy szpitali namawiają specjalistów do przechodzenia na kontrakty.
Domaganie się przez lekarzy skumulowanego czasu wolnego za pracę ponad unijne limity nie jest dobrym rozwiązaniem. Tak orzekł Sąd Najwyższy. Właściwą drogą dochodzenia przez nich roszczeń jest domaganie się od szpitali zadośćuczynienia finansowego.
Ich dyrektorzy obawiają się, że może to spowodować lawinę pozwów cywilnych. Dochodzenie roszczeń przez lekarzy może być łatwiejsze, bo jak wynika z orzeczenia sądu, mogą oni uzasadnić swój pozew jedynie zagrożeniem utraty zdrowia w wyniku pracy ponad limit bez prawa do odpoczynku, a nie faktycznie poniesionym uszczerbkiem. W ostatnich latach do sądów trafiło nawet 20 tys. pozwów lekarzy, którzy domagali się rekompensat za pracę ponad unijne limity. Gdyby w przypadku ich wszystkich sądy zasądziły odszkodowanie we wnioskowanych wysokościach, to mogłoby to kosztować szpitale nawet 3 mld zł.

Bez dodatkowego wolnego

Z wyroku Sądu Najwyższego z 24 czerwca tego roku (sygn. akt II PK 287/08) wynika, że domaganie się zadośćuczynienia przez lekarzy to jedyny sposób na uzyskanie pieniędzy od szpitali za brak wolnego po dyżurach. Sąd uznał bowiem, że szpital nie może udzielić lekarzom skumulowanego czasu wolnego od pracy za brak należnego wcześniej odpoczynku. Jego zdaniem, takie działanie jest sprzeczne z prewencyjnym charakterem przepisów unijnej dyrektywy, która reguluje czas pracy, a także odpoczynku lekarzy. Nie ma również, jak podkreśla SN, podstawy prawnej do wypłacania lekarzom rekompensaty za niewykorzystany czas wolny. W przypadku nieprzestrzegania przez szpital norm czasu pracy, lekarze mają bowiem prawo do rozwiązania z nim umowy bez wypowiedzenia lub po prostu odmówić wykonywania pracy bez prawa do odpoczynku.
– To orzeczenie potwierdza po raz kolejny, że dyrektywy UE w sprawie czasu pracy lekarzy mają bezpośrednie zastosowanie, ponieważ Polska jako państwo należące do UE nie wdrożyło w pełni w odpowiednim czasie przepisów o czasie pracy do prawa krajowego – podkreśla Wojciech Kozłowski, radca prawy w Kancelarii Salans.
Dodaje, że takie zaniechanie ze strony państwa spowodowało, iż krajowe przepisy prawa były nieskuteczne, bo nie zapewniały lekarzom udzielenia czasy wolnego od pracy w odpowiednim momencie, czyli np. po zakończonym dyżurze.

7 tys. zł zadośćuczynienia

Od 2007 roku toczy się proces, w którym lekarka z województwa pomorskiego domaga się zadośćuczynienia od szpitala za to, że po wejściu Polski do UE, ale jeszcze przed implementacją unijnych przepisów o czasie pracy, przepracowała 300 tzw. dniówek bezpośrednio po dyżurach bez odpoczynku. Lekarka domagała się 17 tys. zł zadośćuczynienia, sąd pracy przyznał jej 7 tys. zł. Sprawa nie została jeszcze zakończona, bo szpital odwołał się od wyroku i złożył skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego.
Również w przypadku innych lekarzy, którym została przyznana gratyfikacja finansowa za prace w nadgodzinach bez odpoczynku, sąd zazwyczaj przyznaje kwoty niższe od tych, których się domagali.
– Dochodzenie zadośćuczynienia stwarza mniejsze szanse uzyskania naprawdę wysokich kwot, ale z drugiej strony jest łatwiejsze dowodowo – uważa Wojciech Kozłowski.



Zdaniem SN naruszanie prawa do odpoczynku po dyżurze lekarza jest wystarczającą przesłanką do zasądzenia zadośćuczynienia, przy czym nie musi powstać szkoda na zdrowiu, a jedynie zagrożenie jej wystąpienia.
– Lekarze nie będą musieli udowadniać w sądzie, że ponieśli szkodę. Prawo do ochrony zdrowia ma charakter powszechny oraz bezwzględny i podlega szczególnej ochronie – mówi Czesław Miś, lekarz, który jako pierwszy w kraju domagał się rekompensaty za prace ponad unijny wymiar.

Szpitale będą płacić

– W wyniku orzeczenia SN można spodziewać się zwiększenia liczby roszczeń lekarzy wobec szpitali. To oczywiście wiąże się z określonymi skutkami finansowymi – mówi Przemysław Paciorek, dyrektor ds. lecznictwa w Szpitalu Uniwersyteckim im. Antoniego Jurasza w Bydgoszczy.
Podobnego zdania są również inni przedstawiciele szpitali.
– Pozwów przeciw szpitalom na pewno nie będzie mniej, choćby dlatego, że mimo obowiązywania unijnych przepisów o czasie pracy lekarzy, zdarzają się przypadki, że pracują oni ponad określone normy albo nie korzystają z należnego im odpoczynku – dodaje Jerzy Sokołowski, dyrektor Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej w Otwocku.
To wynika przede wszystkich z braku odpowiedniej liczby specjalistów. Od przystąpienia Polski do UE z kraju zdążyło wyjechać kilka tysięcy lekarzy do pracy za granicą. Oprócz tego polscy specjaliści starzeją się. Tylko z danych warszawskiej izby lekarskiej wynika, że zaledwie 10 proc. lekarzy z Mazowsza ma poniżej 31 lat. Niemal tyle samo jest specjalistów, którzy przekroczyli 70 rok życia. Szpitale mają coraz większy problem ze znalezieniem odpowiedniej liczby anestezjologów, kardiologów, internistów czy pediatrów.
– Mamy bardzo trudną sytuacje np. na oddziale radiologii czy neurologii. Nie chcąc jednak łamać przepisów prawa pracy, proponujemy lekarzom albo przejście na tzw. kontrakty, albo wyrażają oni zgodę na pracę w wydłużonym wymiarze czasu – mówi Andrzej Motuk, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 w Bydgoszczy.
30 tys. lekarzy pełni dyżury w placówkach ochrony zdrowia