Pracodawcy mogą wykorzystywać pakiet antykryzysowy i wysyłać pracowników na urlop po okresie, w którym obniżyli im pensje; za urlop zapłacą wtedy mniej - obawiają się związkowcy. Przedstawiciele pracodawców nie podzielają tego poglądu, a minister pracy Jolanta Fedak uważa, że pracownik może zrezygnować z urlopu, jeśli uzna go za nisko płatny.

Ustawa o przeciwdziałaniu skutkom kryzysu ekonomicznego dla pracowników i przedsiębiorców z tzw. pakietu antykryzysowego przewiduje m.in. 12-miesięczny okres rozliczeniowy czasu pracy. Pracodawca może wówczas na kilka miesięcy zmniejszyć pracownikowi liczbę godzin pracy w miesiącu, a w efekcie tego obniżyć mu wynagrodzenie. Warunkiem jest, aby pensja nie była niższa od płacy minimalnej - obecnie 1276 zł.

Ekspert Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Andrzej Radzikowski uważa, że pracodawcy wykorzystują kryzys w rozmowach z pracownikami czy związkami zawodowymi. "Łatwo przychodzi im stwierdzenie, że jeżeli pracownicy nie zgodzą się np. na ograniczenie czasu pracy i w efekcie obniżkę pensji, to stracą zatrudnienie. Związki niewiele mogą w takiej sytuacji pomóc, chyba że organizując strajk, ale przecież nie o to chodziło przy przyjmowaniu pakietu antykryzysowego" - powiedział PAP Radzikowski.

Podkreślił, że "nawet jeżeli pracodawca przejrzy sobie plan urlopów i świadomie obniży pensję pracownikom na kilka miesięcy przed szczytem urlopowym, to nie będzie możliwości zaskarżenia jego decyzji np. do Państwowej Inspekcji Pracy".

"Jakakolwiek skarga na pracodawcę byłaby możliwe tylko wtedy, gdyby złamał on prawo. Jeśli będzie krzywdził pracowników, wykorzystując przepisy pakietu antykryzysowego, nic nie da się zrobić" - wyjaśnił Radzikowski. Oczekuje on, że rząd zmieni przepisy dotyczące sprawy urlopów przy okazji najbliższej nowelizacji ustawy.

Ekspert NSZZ "Solidarność" Jerzy Langer jeszcze w trakcie prac parlamentarnych nad projektem ustawy o zapobieganiu skutkom kryzysu ekonomicznego podnosił problem możliwych obniżek pensji przed urlopami wypoczynkowymi. Nie wzięto ich jednak pod uwagę.

Minister pracy przyznała w rozmowie z PAP, że "osoba, która w związku z trudną sytuację finansową firmy będzie przez kilka miesięcy otrzymywała płacę minimalną, a potem pójdzie na urlop wypoczynkowy, może poczuć się skrzywdzona. Za miesięczny urlop dostanie bowiem tylko tyle, ile wynosi płaca minimalna".

Dodała, że ustawa o zapobieganiu skutkom kryzysu ekonomicznego na to pozwala. "Ale przecież nie ma przymusu pójścia na urlop. Gdy pensja była niższa, można z niego zrezygnować, a wziąć urlop dopiero wtedy, gdy wynagrodzenie wzrośnie" - wyjaśniła Fedak.

Zaznaczyła, że pracownik, który wie, że jego pracodawca skorzystał z 12-miesięcznego okresu rozliczeniowego czasu pracy, powinien przeanalizować, kiedy wziąć urlop. "Pracownicy muszą sami analizować skutki swoich decyzji, a okresowo można przecież zarabiać mniej, niekoniecznie w związku z kryzysem, i też iść potem na planowany urlop, który będzie gorzej płatny" - zauważyła Fedak.

Jej zdaniem przepisy ustawy o zwalczaniu skutków kryzysu ekonomicznego nie wymagają zmiany zapobiegającej ewentualnemu obniżaniu pensji pracowników na kilka miesięcy przed ich urlopem.

Ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich Henryk Michałowicz nie przypuszcza, by przedsiębiorcy najpierw obniżali pensje, a potem kierowali pracowników na urlop wypoczynkowy.

"Zmniejszenie czasu pracy, a co za tym idzie pensji, musi być wynegocjowane z działającymi w zakładzie związkami zawodowymi, a gdy ich nie ma, z przedstawicielami pracowników. Tak więc to związki powinny zadbać, by idąc na urlop pracownicy nie czuli się skrzywdzeni finansowo" - powiedział PAP Michałowicz.

Jego zdaniem możliwe jest np. zapisanie w protokole kończącym negocjacje, że przesuwanie urlopu przez pracodawcę będzie możliwe tylko w wyjątkowych okolicznościach, a do tego powinno być uzasadnione na piśmie. "Zresztą kodeks pracy i tak zabezpiecza pracowników przed zmianą terminu zaplanowanego urlopu; jest to dopuszczalne naprawdę wyjątkowo" - powiedział Michałowicz.