Flagi NSZZ "Solidarność", ogłuszające gwizdy, okrzyki i transparenty nawołujące do reformy oświaty i spełnienia obietnic - tak manifestowali w piątek przed siedzibą MEN nauczyciele w ramach ogólnopolskiego protestu "Solidarności".

Przed ministerstwem pikietowało około 150 osób. Nauczyciele mieli transparenty z hasłami: "Chcemy być dobrze opłacani, zgodnie z Platformy hasłami", "Żądamy większych nakładów na oświatę i godziwych płac".

Podczas manifestacji delegacja związkowców przekazała minister edukacji petycję z żądaniem "radykalnego zwiększenia wynagrodzeń nauczycieli i pracowników administracji i obsługi szkół". Jak powiedział PAP jeden z członków delegacji, Wojciech Kotarba z prezydium Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność", petycję odebrała szefowa gabinetu politycznego w MEN, Ligia Krajewska.

Protestujący nauczyciele nieśli m.in. kukłę Kaczora Donalda z napisem: "Czy ja wam coś obiecywałem?".

"Ta pikieta jest bardzo potrzebna, bo jak inaczej mamy wyrazić swoje niezadowolenie?" - tłumaczył w rozmowie z PAP nauczyciel przedmiotów zawodowych z Aleksandrowa Kujawskiego, Sławomir Kisielewski.

"W oświacie ma być lepiej, ale tylko podczas wyborów. Mówi nam się, że będą pieniądze na dydaktykę, na doszkolenia, na szkoły zawodowe - przecież tyle jest mowy o tym, że w kraju potrzebujemy fachowców, ale to tylko okłamywanie nas" - powiedział Kisielewski.

"Nie chcemy 5 proc., ale 50 proc. wzrostu płac; to, co nam proponuje minister Hall, to jest kpina" - mówił PAP Dariusz, nauczyciel geografii z Krakowa.

"We Francji nauczyciela stać na godne życie. Moja koleżanka, która tam pracuje jako nauczycielka geografii, samodzielnie zarabia na dom i ma piękne wakacje" - dodał, podkreślając jednocześnie, że piątkowa manifestacja jest całkowicie apolityczna.

"Boję się zwolnień. W mojej szkole, która liczy 160 nauczycieli, już zwolniono 10 osób. Gdyby wszystko było dobrze, nie byłoby mnie tutaj" - wyjaśnił Krzysztof, nauczyciel wychowania fizycznego z Dębicy.