Ministerstwo Zdrowia chce zachęcić lekarzy do kształcenia się w specjalnościach uznanych za deficytowe. Obecnie średnia wieku niektórych specjalistów zbliża się do wieku emerytalnego. Lekarz na etacie rezydenckim, który zdecyduje się zostać patomorfologiem czy pediatrą, otrzyma wyższą pensję.
Za kilka lat w Polsce może zabraknąć specjalistów w niektórych dziedzinach medycyny. Wśród młodych lekarzy dużą popularnością cieszą się takie specjalizacje, jak dermatologia estetyczna, alergologia, ginekologia, ale rozszerza się lista tych dziedzin medycyny, które są przez nich wybierane sporadycznie. Nie chcą być np. patomorfologami, anestezjologami czy pediatrami. Obecnie średnia wieku tych ostatnich przekracza 58 lat. Brak dopływu nowych specjalistów spowoduje powstanie olbrzymiej luki pokoleniowej.
Dla pacjentów może to oznaczać jeszcze większe utrudnienia w dostępie do świadczeń zdrowotnych. Dlatego resort zdrowia chce zachęcić lekarzy do wybierania specjalizacji trudnych i nie zawsze najlepiej opłacanych. Oprócz zmian polegających na skróceniu czasu robienia specjalizacji, resort zdrowia proponuje, żeby lekarze, którzy wybiorą jedną z deficytowych specjalności, zarabiali więcej na tzw. etatach rezydenckich od tych, którzy wybrali popularne specjalizacje.

Lepsze rezydentury

O tym, ilu lekarzy w ciągu roku może rozpocząć specjalizacje w ramach tzw. etatów rezydenckich, decyduje resort zdrowia. Wśród lekarzy cieszą się one szczególną popularnością, bo są finansowe z budżetu państwa. Wynagrodzenie młodego rezydenta nie stanowi więc bezpośredniego obciążenia dla szpitala, w którym pracuje lekarz. Tylko w tym roku Ministerstwo Zdrowia przeznaczy na sfinansowanie etatów rezydeckich ponad 170 mln zł. Dzięki nim zawodu uczy się kilkanaście tysięcy przyszłych specjalistów.
Obecnie wynagrodzenie lekarza rezydenta wynosi miesięcznie 2473 zł brutto (bez dyżurów). To jednak, zdaniem samych rezydentów, za mało, żeby zapewnić utrzymanie sobie i rodzinie.
- Dodatkowo lekarz rezydent musi brać udział w kursach i szkoleniach. Udział w nich jest bezpłatny, ale jeśli odbywają się one poza miejscem zamieszania, lekarz musi z własnej kieszeni opłacić nocleg czy wyżywienie - mówi Dorota Mazur, pełnomocnik ds. rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Dlatego samorząd lekarski proponował wprowadzenie możliwości odliczenia od podatku części ponoszonych na ten cel wydatków. Na to jednak nie chce zgodzić się resort finansów.

Wyższe pensje

Mimo niskich płac lekarzy rezydentów doceniają oni zalety pracy na takich etatach. Przede wszystkim za możliwość zrobienia specjalizacji.
- Młodzi lekarze chcą specjalizować się w takich dziedzinach medycyny, które za kilka lat zapewnią im godziwe wynagrodzenie czy łatwość zdobywania pacjentów - mówi profesor Jerzy Kruszewski, przewodniczący Komisji Kształcenia Medycznego przy Naczelnej Radzie Lekarskiej.
Coraz mniej z nich chce zostać w przyszłości lekarzami sądowymi, anestezjologami czy pediatrami. Tych ostatnich w kraju jest około 6 tys. Jeszcze kilka lat temu było ich ponad 10 tys. Anestezjologów jest jeszcze mniej, bo tylko 3 tys. Ministerstwo Zdrowia określiło już listę kilkunastu tzw. priorytetowych dziedzin medycyny, czyli takich, w których zaczyna brakować specjalistów.
- Aby zachęcić młodych lekarzy do uczenia się trudnych specjalizacji, a nie zawsze najlepiej opłacanych lub wiążących się z pracą w trudnych warunkach, jak w przypadku np. patomorfologów czy specjalistów z zakresu medycyny sądowej, chcemy zaproponować podwyższenie wynagrodzenia na tzw. etatach rezydenckich - mówi Roman Danielewicz, dyrektor departamentu nauki i szkolnictwa wyższego Ministerstwa Zdrowia.
Resort nie zdecydował jednak jeszcze, o ile może wzrosnąć wynagrodzenie rezydentów w deficytowych specjalizacjach.

Szybsza specjalizacja

Sami lekarze podkreślają, że podniesienie płac rezydentów to dobra propozycja.
- Efektem tego rozwiązania może być zwiększenie liczby specjalistów, których obecnie brakuje - mówi Anna Dobrzańska, konsultant krajowy ds. pediatrii.
Jednak tylko podwyższenie pensji niektórym lekarzom rezydentom to za mało, żeby rozwiązać problem braku specjalistów. Należy także zwiększyć liczbę tzw. placówek akredytowanych, które mogą ich szkolić. Poza tym lekarze mogą robić specjalizację tylko w szpitalach.
- Oznacza to, że specjalizację można robić w dużych miastach, bo niewiele jest np. szpitali powiatowych, które mają akredytację - podkreśla Bolesław Piecha, były wiceminister zdrowia w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Resort zdrowia zaproponował także skrócenie czasu trwania specjalizacji. Obecnie, żeby zostać alergologiem, należy kształcić się osiem lat - pięć lat trwa zrobienie specjalizacji podstawowej, a kolejne trzy szczegółowej. Zgodnie z propozycją resortu zdrowia taki podział zostanie zlikwidowany. Specjalizacja będzie trwała około pięciu lat. Nowe przepisy powinny wejść w życie jeszcze w październiku.
6 tys. pediatrów pracuje w placówkach ochrony zdrowia
Ministerstwo Zdrowia chce zachęcić lekarzy do kształcenia się w specjalnościach uznanych za deficytowe / ST