Dostosowanie czasu pracy do produkcji będzie możliwe tylko w zamian za przyznanie przywilejów pracownikom. Jeśli przez rok od otrzymania dopłat do pensji firma zwolni pracownika, będzie musiała oddać całą pomoc z odsetkami. W 12-miesięcznym okresie rozliczeniowym czasu pracy pracodawcy i tak będą płacić pełne pensje i nadgodziny.
Skorzystanie z rozwiązań zawartych w Pakiecie Antykryzysowym może nie opłacać się wszystkim firmom. Będzie to dotyczyć firm korzystających z subsydiów płacowych ze względu na konieczność zwrotu środków w razie zwolnienia pracownika. Kłopoty mogą mieć też firmy wydłużające okresy rozliczeniowe czasu pracy.

Kosztowne subsydia

Z projektu ustawy, która realizuje Pakiet Antykryzysowy, wynika, że pracodawcy będą mogli ubiegać się o dopłaty do pensji pracowników, którzy w dobie kryzysu zgodzą się na obniżenie wymiaru czasu pracy. Przez pół roku podwładni otrzymają co miesiąc 70 proc. zasiłku dla bezrobotnych (402,50 zł). Z kolei w czasie przestoju dostaną 100 proc. zasiłku (575 zł). Firmy będą musiały zwrócić całą pomoc, jeśli w ciągu roku od pobrania dopłat zwolnią choćby jednego pracownika z przyczyn go niedotyczących.
– To zbyt restrykcyjne rozwiązanie, zwłaszcza wobec dużych przedsiębiorstw, które zatrudniają nawet kilka tysięcy pracowników – uważa Adam Ambrozik, ekspert Konfederacji Pracodawców.
Podkreśla, że w trakcie dalszych prac nad projektem ustawy pracodawcy będą postulować, aby firmy musiały zwracać Funduszowi Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych tylko kwotę pomocy pobraną przez zwolnionego pracownika. Firmy chcą także doprecyzowania warunków, jakie muszą spełnić, aby otrzymać subsydia. Zgodnie z projektem przyjętym przez rząd pomoc będzie przysługiwać firmom, które m.in. udokumentują odpowiedni spadek obrotów gospodarczych, w tym sprzedaży i zamówień.
– Niektóre firmy dotknięte kryzysem mogą odnotowywać znaczący spadek zamówień, ale jednocześnie mniejsze obniżenie sprzedaży, bo np. wyprzedają część swojego majątku. Nie powinny one być pozbawione możliwości skorzystania z subsydiów – mówi Adam Ambrozik.
Część firm dotkniętych kryzysem może nie otrzymać pomocy, bo już dziś nie spełnia warunków określonych w projekcie. Z subsydiów nie skorzystają pracodawcy, którzy np. mają zaległości w opłacaniu składek ZUS lub zaciągnęli zobowiązania przekraczające ich majątek (nawet jeśli na bieżąco je spłacają).



Kosztowne porozumienia

Do końca 2011 roku wszyscy pracodawcy – nie tylko ci dotknięci kryzysem – będą mogli wydłużyć okres rozliczeniowy czasu pracy do 12 miesięcy za zgodą związków zawodowych lub przedstawicielstwa pracowników. Dzięki temu będą mogli wydłużać czas pracy podwładnych w okresie wzrostu zamówień lub sprzedaży i proporcjonalnie zmniejszać go w okresie dekoniunktury.
– To rozwiązanie nie jest korzystne dla firm, bo przecież aby uzyskać zgodę związków na wydłużenie okresu rozliczeniowego, będą musiały ustąpić im w innych kwestiach lub przyznać pracownikom dodatkowe uprawnienia – mówi Arkadiusz Sobczyk, radca prawny i właściciel Kancelarii Arkadiusz Sobczyk i Współpracownicy.
Jego zdaniem doprowadzi to do tego, że związki w praktyce będą współzarządzać firmą. Mankamentem nowych przepisów może być też fakt, że w 12-miesięcznym okresie rozliczeniowym firmy będą musiały ustalać harmonogramy czasu pracy (czyli planować ten czas dla pracowników) z dwumiesięcznym wyprzedzeniem. W dobie kryzysu to ważne, bo krótsze harmonogramy umożliwiają pracodawcom łatwiejsze dostosowanie czasu pracy do aktualnego zapotrzebowania produkcji.
– Obecnie nie ma przepisów, które wprost regulują tę materię. Pracodawcy mogą w praktyce stosować nawet jednomiesięczne harmonogramy, tyle że w maksymalnie czteromiesiecznym okresie rozliczeniowym – mówi Arkadiusz Sobczyk.
Jego zdaniem po 31 grudnia 2011 roku, czyli po zakończeniu obowiązywania Pakietu Antykryzysowego, Państwowa Inspekcja Pracy może uznać, że harmonogramy czasu pracy powinny trwać tyle samo co okres rozliczeniowy czasu pracy (czyli cztery miesiące), skoro tylko ustawa mogła je skracać do dwóch miesięcy.

Kosztowne nadgodziny

Dzięki wprowadzeniu 12-miesięcznego okresu rozliczeniowego czasu pracy pracownicy będą mogli w niektórych tygodniach lub miesiącach pracować w wydłużonym lub skróconym wymiarze czasu pracy.
– Jeżeli okaże się, że w okresie rozliczeniowym pracownik pracował mniej, niż wynika to z jego normalnego wymiaru czasu pracy, pracodawca musi zapłacić wynagrodzenie nie niższe od wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę – mówi Grażyna Spytek-Bandurska z PKPP Lewiatan.
Z kolei zdaniem Arkadiusza Sobczyka w takiej sytuacji pracownikowi będzie przysługiwać jego pełne wynagrodzenie, bo przecież nadal obowiązuje go umowa o pracę z firmą.
– Można się jedynie zastanawiać, czy należy mu się po prostu cała płaca, czy wynagrodzenie proporcjonalne do skróconego czasu pracy oraz odszkodowanie z tytułu tego, że nie mógł świadczyć pracy w pełnym wymiarze nie z własnej winy – dodaje Arkadiusz Sobczyk.
Związki zawodowe chcą mieć jednak pewność.
– Będziemy postulować, aby w Pakiecie znalazł się przepis gwarantujący pracownikom wypłatę pełnej płacy – mówi Andrzej Radzikowski, wiceprzewodniczący OPZZ.
Jeżeli z kolei okaże się, że w 12-misięcznym okresie pracownik pracował więcej (ponad zwykłą normę), wówczas pracodawca wypłaci mu dodatek do wynagrodzenia za pracę w nadgodzinach albo udzieli mu czasu wolnego.