W latach 2003–2007 dochód polskiej rodziny wzrósł o 36,5 proc. W Polsce od 2004 roku powstało ponad 2,5 mln nowych miejsc pracy. Polska wciąż pozostaje, po Bułgarii i Rumunii, najuboższym krajem UE.
Ostatnie pięć lat ogromnie zmieniło sytuację na naszym rynku pracy, spowodowało też istotne zmiany w zamożności poszczególnych grup społecznych, nie pozostało bez wpływ na migracje Polaków. Bywa jednak, że przeceniana jest rola naszego przystąpienia do UE jako wyłącznej przyczyny zmian. Tak jest na przykład z opisem sytuacji na rynku pracy.
Z drugiej strony w niektórych aspektach rola UE jest wciąż niedoceniana. Prawie 10 mld euro, które trafiły w ostatnich pięciu latach na polską wieś, odmieniają jej obraz.
Wciąż też żyjemy stereotypami – na przykład biednych emerytów czy osób żyjących na wsi.

Rewolucja na rynku pracy

Według GUS, który od 1992 roku prowadzi Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL), w Polsce pracuje obecnie (IV kwartał 2008 r.) 16 mln osób. To najlepszy wynik w historii. Do tej pory najwięcej osób pracowało w sierpniu 1998 r. (15,61 mln). Później liczba pracujących malała, aby w I kwartale 2004 r., czyli w momencie przystąpienia Polski do UE, osiągnąć historyczne minimum – 13,47 mln osób. Od tamtego czasu w naszym kraju powstało więc 2,53 mln nowych miejsc pracy.
Przyczynia się to oczywiście do obniżenia wskaźnika bezrobocia. Od 2004 roku zmalał z 20,7 proc. do 6,7 proc. Podobnie jest z liczbą osób bezrobotnych. Na początku 2004 roku było ich 3,5 mln. Na koniec 2008 roku – 1,2 mln.
Profesor Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego wskazuje, że nie można, co się często robi, wiązać spadku bezrobocia w ostatnich latach wyłącznie z migracjami zarobkowymi.
– Pamiętajmy, że w Polsce powstało wiele nowych miejsc pracy. Spadek bezrobocia wiąże się z szybkim tempem wzrostu gospodarczego – mówi prof. Elżbieta Kryńska.
Zwraca uwagę, że do Polski napływają fundusze unijne, a firmy zyskały dodatkowe możliwości zbytu swoich towarów i usług. Jan Rutkowski z Banku Światowego podkreśla z kolei, że tak dynamiczna poprawa sytuacji na rynku pracy jest zjawiskiem bezprecedensowym.
– Na przykład w Hiszpanii bezrobocie z ponad 20 proc. do poziomu jednocyfrowego malało przez kilkanaście lat – zauważa Jan Rutkowski.
Coraz lepsza sytuacja na rynku pracy powoduje też wzrost tzw. wskaźnika zatrudnienia. Wskaźnik ten dla osób w wieku 15–64 lat, który ma zgodnie z tzw. strategią lizbońską wynieść w krajach UE w 2010 roku 70 proc., w IV kwartale ubiegłego roku wynosił 60 proc. To także najlepszy wynik w historii. W IV kwartale 2003 r. wynosił 51,4 proc. Mimo takiej poprawy wciąż pozostaje na niskim poziomie. Dla porównania: w 27 krajach UE wynosi on (dane 2007 rok) ponad 65,4 proc.
W ciągu ostatnich lat zmieniła się też na korzyść struktura zatrudnionych osób. Obecnie w rolnictwie pracuje 13,3 proc. osób, w przemyśle 32 proc., a w usługach 54,6 proc. W IV kwartale 2003 r. było to odpowiednio – 18,5 proc., 28,6 proc. oraz 52,9 proc. Najbardziej zmalał więc udział pracujących w rolnictwie i to mimo że ten sektor wytwarza zdecydowanie więcej dóbr niż przed pięciu laty.
Wciąż zmorą naszego rynku pracy pozostaje m.in. bardzo niski wskaźnik zatrudnienia starszych osób. W 2007 roku wynosił w krajach UE dla osób w wieku 55–64 lat – 44,7 proc. W Polsce zaledwie 29,7 proc. To jeden z najgorszych wyników w UE. Wskaźnik ten na przykład w Czechach wynosi 46 proc., a na Litwie i Łotwie ponad 53 proc.



Wyjeżdża o 1 mln osób więcej

Według ostatnich danych GUS w 2007 roku na czasowej emigracji – ponad trzy miesiące – przebywało 2,27 mln Polaków. Rok wcześniej 1,95 mln, a w 2004 roku 1 mln.
Zdecydowana większość osób wyjeżdżających z Polski mieszka w krajach UE. Na koniec 2007 roku przebywało tam 1,86 mln osób. Liczba ta jest ponaddwukrotnie wyższa niż na początku okresu naszego członkostwa w UE. W 2004 roku liczba emigrantów przebywających w krajach UE wynosiła 0,75 mln. Szacunek ten uwzględnia jednak też tych Polaków, którzy od dłuższego czasu przebywali poza granicami Polski, w tym w krajach UE, bez względu na ich status pobytu.
Te liczby świadczą, że w krajach UE przebywa około 1 mln Polaków więcej niż przed akcesją. Nie można wyciągać wniosku, że są to osoby, które wyjechały z kraju na stałe. GUS podaje jednak, że blisko połowa z nich pozostaje tam dłużej niż rok. Osoby te tracą więc kontakt z krajem i coraz trudniej będzie im do niego wrócić.
Wśród krajów emigracji Polaków po naszej akcesji zdecydowanie wyróżniają się Wielka Brytania, Niemcy i Irlandia. W końcu 2007 roku w Wlk. Brytanii przebywało 690 tys. emigrantów z Polski, a w Niemczech 490 tys. Kolejne miejsca zajmują Irlandia (200 tys.), Holandia (98 tys.) i Włochy (87 tys.). Ze względu na skalę zjawiska emigracji i jej dynamikę szczególnym przypadkiem jest Irlandia. W stosunku do 2002 roku liczba emigrantów z Polski wzrosła tam 100-krotnie.
Większość polskich emigrantów przebywa za granicą w związku z pracą, choć coraz więcej jest też członków ich rodzin, tj. małżonków i dzieci, którzy pozostają na utrzymaniu pracujących. Także te dane świadczą o tym, że coraz więcej osób może rozważać pozostanie na stałe poza granicami Polski.
– Może to niekorzystnie wpłynąć na naszą sytuację demograficzną. Jeśli z Polski na stałe będą wyjeżdżać osoby młode, to nie tylko one będą mieszkać za granicą. Może się też zdarzyć, że podobnie będzie z ich dziećmi – mówi prof. Elżbieta Kryńska.
Eksperci zwracają ponadto uwagę, że emigracja może przyczyniać się do wzrostu płac w kraju wysyłającym swoich obywateli do pracy za granicą. Jest to korzystne w krótkim okresie dla ich obywateli, ale wcale nie musi oznaczać korzyści dla całej gospodarki. Jeśli płace rosną szybciej niż wydajność pracy, pogarsza to jej konkurencyjność. Szybki wzrost płac w okresie wyjazdów potwierdzają dane z Polski. W latach 2007–2008 wynagrodzenia w Polsce rosły w tempie ponad 10 proc. Taki wzrost jest m.in. efektem mniejszej liczby potencjalnych pracowników na danym rynku. A gdy jest ich mniej, mogą żądać wyższych pensji. Szczególnie dotkliwie wzrost ten odczuła w Polsce na przykład branża budowlana.

Zyskują rolnicy, biedne rodziny

Wzrost wynagrodzeń przyczynia się m.in. do spadku liczby osób zagrożonych ubóstwem. W 2003 roku poniżej minimum egzystencji (zwanym też minimum biologicznym, bo osiąganie niższych dochodów nie pozwala na zaspokojenie podstawowych potrzeb) żyło w Polsce 11,7 proc. osób. W 2007 roku (najnowsze dane, jakimi dysponuje GUS) – 6,6 proc. To spadek o prawie 44 proc. Najszybciej osób zagrożonych ubóstwem ubywa wśród pracujących na własny rachunek i rolników. Wciąż najbardziej narażonych na ubóstwo są rodziny wychowujące dzieci.
Także dane o dochodach świadczą o wzroście zamożności Polaków. W 2003 roku średni dochód na członka rodziny wynosił 680,5 zł. W 2007 roku wzrósł do 928,9 zł, tj. o 36,5 proc. Biorąc pod uwagę stosunkowo niską inflację z tego okresu, oznacza to, że dochody Polaków wzrosły realnie o ponad 20 proc. Najszybciej rosną dochody rolników. W okresie 2003–2007 wzrosły o 78,5 proc. Trzeba też zauważyć, że dochody emerytów i pracowników najemnych rosną niemal w takim samym tempie. Przeczy to obiegowej opinii o dyskryminacji dochodowej emerytów.
Eksperci wskazują, że podstawą zmian, jakie zaszły w zakresie ubóstwa po 2004 roku, jest wysokie tempo wzrostu gospodarczego. Jedynie po części jest to związane z akcesją Polski do UE.
– W tym zakresie można mówić o pośrednim wpływie przystąpienia Polski do UE, choć trzeba zwrócić uwagę, że w latach 2004–2007 we wszystkich grupach społeczno-ekonomicznych spadła stopa ubóstwa skrajnego – podkreśla Anna Kurowska z Fundacji FOR.



Podkreśla, że maleje ona szybciej wśród rolników niż pracowników najemnych i znacznie szybciej wśród małżeństw z jednym lub dwojgiem dzieci niż wśród rodzin wielodzietnych. Tłumaczy, że polityka społeczna powinna skupić się na pomocy rodzinom wielodzietnym (czworo lub więcej dzieci), dla których stopa ubóstwa skrajnego wynosi 25,4 proc.
– 4 proc. emerytów żyje poniżej minimum egzystencji i są to osoby, obok pracujących na własny rachunek, najmniej zagrożone biedą – mówi Anna Kurowska.
Julian Zawistowski z Instytutu Badań Strukturalnych zwraca z kolei uwagę, że duża część pomocy unijnej wędruje do niewielkiej grupy rolników i dlatego w różnym stopniu korzystają oni ze wzrostu dochodów na wsi. Na przykład dopłaty bezpośrednie trafiają przede wszystkim do osób posiadających duże gospodarstwa rolne. Jego zdaniem trudno jest więc przesądzić, czy istotna poprawa w zakresie dochodów rolników dotyczy ich wszystkich. Dodaje, że najbardziej na naszej akcesji zyskali ci, którzy są bezpośrednimi beneficjentami funduszy unijnych.
– Ta grupa jest bardzo różnorodna. Są to zarówno osoby bezrobotne, firmy zajmujące się ich szkoleniem, podziałem funduszy strukturalnych, inwestycjami infrastrukturalnymi czy wreszcie rolnicy – wylicza Julian Zawistowski.
Eksperci zgodnie podkreślają też, że rozwój Polski w ostatnich latach, szybki wzrost wynagrodzeń i malejące bezrobocie to nie tylko efekt przystąpienia Polski do UE.
– Nie chciałbym, abyśmy deprecjonowali nasz własny sukces z ostatniego okresu, taki jak szybki wzrost gospodarczy czy ogromny wzrost zatrudnienia. Na pewno było to związane z naszym przystąpieniem do UE, ale nie jest tak, że to się stało wyłącznie dzięki Unii – konkluduje Julian Zawistowski.
UNIJNE ŚWIADCZENIA RODZINNE
Rośnie liczba Polaków korzystających z unijnych świadczeń rodzinnych. W pierwszym roku naszego członkostwa korzystało z nich zaledwie 4,3 tys. osób. W 2007 roku już 54,8 tys., a w 2008 roku – 61,8 tys. Duże zainteresowanie zagranicznymi świadczeniami wynika m.in. z tego, że są one zdecydowanie wyższe niż w Polsce. Na przykład w Irlandii zasiłek rodzinny na jedno dziecko wynosi 166 euro (723 zł), w Niemczech 164 euro (714 zł), a w Norwegii 970 koron norweskich (481 zł). Z kolei w Anglii tzw. child benefit to 20 funtów (97 zł) tygodniowo. W Polsce zasiłek rodzinny w zależności od wieku dziecka i tego, czy rodzina spełnia kryterium dochodowe (504 lub 583 zł), wynosi 48, 64 lub 68 zł.
Rynek pracy w krajach UE / DGP