Rozmawiamy z WIKTOREM WOJCIECHOWSKIM ekonomistą z fundacji FOR - Rząd, przygotowując w ubiegłym roku ustawę budżetową na ten rok, przyjął, że w 2009 roku wynagrodzenia wzrosną o 6,6 proc., a zatrudnienie o 2 proc. Te dwa wskaźniki są oparte na zbyt optymistycznych prognozach.
● O ile spadnie liczba pracujących w tym roku?
- W grudniu 2008 r. rząd zakładał w ustawie budżetowej, że będziemy rozwijać się w tempie 3,7 proc., a liczba pracujących zwiększy się o 2 proc. Dzisiaj większość prognoz makroekonomicznych wskazuje, że tempo wzrostu w Polsce wyniesie ok. 1-2 proc. Ponadto, zamiast wzrostu liczby pracujących, prognozy przewidują spadek popytu na pracę. W ostatnim cyklu koniunkturalnym średnioroczne tempo wzrostu wydajności pracy wyniosło około 3,5 proc. Przy obecnych prognozach skali spowolnienia gospodarczego w Polsce, oznacza to, że liczba pracujących w naszym kraju może zmniejszyć się na koniec 2009 roku nawet o 2 proc., czyli do około 15,7 mln osób. To nie będzie jednak żadna katastrofa! Jeszcze rok temu pracowało u nas 15,5 mln osób. Nie unikniemy jednak wzrostu bezrobocia. W grudniu tego roku stopa bezrobocia rejestrowanego może wzrosnąć nawet do 13 proc.
● Czy sytuacji na rynku pracy nie poprawi to, że obowiązuje już ustawa o emeryturach pomostowych?
- Obawiając się utraty przywilejów, wiele osób uprawnionych do wcześniejszych emerytur odeszło z rynku pracy już w zeszłym roku. W tym roku korzyści z wprowadzenia w życie ustawy o emeryturach pomostowych dla poziomu zatrudnienia są stosunkowo niewielkie. Będą one widoczne dopiero w dłuższej perspektywie.
● W których branżach zatrudnienie będzie spadać?
- Największe zwolnienia będą głównie w przemyśle. Jest to branża szczególnie silnie zależna od eksportu, który pod koniec 2008 roku gwałtownie się załamał. Nie rekompensuje go spadek złotego. Recesja w wielu krajach Europy Zachodniej drastycznie ograniczyła zapotrzebowanie na nasze produkty, chociażby na samochody, meble czy tekstylia. W efekcie, firmy eksportowe i ich kooperanci zmniejszają zatrudnienie. Zwolnienia dotknęły też sektor bankowy. Ograniczenie akcji kredytowej spowodowało, że banki i firmy zajmujące się pośrednictwem finansowym mają obecnie zbyt wielu analityków kredytowych.
● A może są branże, w których pracujących będzie przybywać?
- Na wzrost zatrudnienia można liczyć w branżach usługowych, które nie są bezpośrednio zależne od eksportu. Na pracę mogą liczyć np. handlowcy. W okresie słabej koniunktury firmy poszukują specjalistów, dzięki którym wielkość ich sprzedaży się nie obniży. Gorsze czasy są prawdziwym testem umiejętności pracowników. Szczególnie w kryzysie wszyscy muszą przekonywać swoich szefów, że są naprawdę potrzebni.
● Czy w tym roku grozi nam, że będą maleć pensje?
- Mimo pogorszenia sytuacji na rynku pracy, przeciętne wynagrodzenia wciąż będą rosły. Będzie to jednak wolniejszy wzrost niż ponad 6 proc., które rząd założył w budżecie. Szacuję, że w tym roku płace zwiększą się przeciętnie o ok. 3 proc. Nie ma jednak mowy o absolutnej redukcji wynagrodzeń.
● Skąd te niewielkie podwyżki?
- Gdyby tempo wzrostu płac w tym roku utrzymało się na dwucyfrowym poziomie, jaki odnotowaliśmy w ostatnich latach, wiele firm po prostu by zbankrutowało. Dotychczasowa dynamika wynagrodzeń nie była do utrzymania, nawet gdybyśmy wciąż rozwijali się w tempie zakładanym przez rząd. Od co najmniej dwóch lat płace w Polsce rosły szybciej niż wydajność pracy. To odbiło się na spadku rentowności firm i ograniczyło możliwości zwiększania inwestycji. Obecnie przyszedł czas na korektę. Jeżeli jednak teraz nie wprowadzimy reform, które w sposób systemowy wzmocnią bodźce do pracy, to gdy nadejdzie ożywienie gospodarcze, firmy znów będą miały problemy kadrowe i będą musiały szybko podnosić płace. Wtedy jednak to ożywienie, na które teraz tak mocno czekamy, szybko się skończy.
● WIKTOR WOJCIECHOWSKI
ukończył SGH. Jest wicedyrektorem działu analitycznego Fundacji FOR
Wzrost płac / DGP
Ilu Polaków pracuje / DGP