Nie tylko pracownicy będą mogli występować do sądów ze sprawami dotyczącymi dyskryminacji. Takie prawo zyska każdy obywatel, który spotka się z nierównym traktowaniem.
Sprawca dyskryminacji będzie musiał udowodnić, że jego zachowanie nie było zakazane prawem. Z kolei osoba, który wystąpi do sądu z roszczeniem w sprawie dyskryminacji, będzie jedynie musiała uprawdopodobnić, że była nierówno traktowana. Takie rozwiązanie zakłada projekt ustawy o równym traktowaniu, którym ma się zająć Rada Ministrów na następnym posiedzeniu.
Projekt miał zostać uchwalony do końca ubiegłego roku. Rząd nie zakończył jednak nad nim prac. Tymczasem Unia Europejska wymaga od Polski ich przyspieszenia. Projekt ma bowiem dostosować polskie prawo do dyrektyw europejskich.
Jak wyjaśnia Łukasz Bojarski z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, art. 32 konstytucji gwarantuje wprawdzie obecnie równe traktowanie obywateli, jednak jest to ogólny przepis, do którego nie ma aktów wykonawczych i na który w razie sporu przed sądem trudno się powoływać.
Projekt ustawy przewiduje, że każdy, kto naruszy tę zasadę, będzie podlegał karze grzywny nie niższej niż 3 tys. zł. To policja będzie wnioskować do sądu grodzkiego o ukaranie sprawcy dyskryminacji wspomnianą grzywną na wniosek ofiary dyskryminacji. Nie będzie to oczywiście zamykać poszkodowanemu możliwości dochodzenia wyższego odszkodowania w sądzie cywilnym.
Zakaz dyskryminacji w stosunkach pracy, zgodnie z projektem, zostanie rozszerzony na osoby uczestniczące w rekrutacji i szkoleniach, a także na osoby wykonujące dla pracodawcy zadania w ramach umów zleceń i umów o dzieło.