Pracownicy Urzędów Wojewódzkich z całej Polski domagają się podwyżek płac o co najmniej 500 złotych brutto. Związkowcy zapowiadają, że jeśli ich żądania nie zostaną spełnione, 10 lipca zostanie powołany Ogólnopolski Komitet Protestacyjny.

W Łodzi spotkali się dziś przewodniczący związków zawodowych działających w 11 Urzędach Wojewódzkich i dyskutowali o możliwych formach protestu.

Jak poinformował przewodniczący NSZZ "Solidarność" w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim Robert Barabasz, w stanowisku skierowanym do szefa MSWiA związkowcy żądają m.in. realizacji uzgodnień z sierpnia 2007 roku o podwyższeniu wynagrodzeń w budżetówce o 8,3 proc. co - ich zdaniem - nie jest realizowane. Domagają się także wzrostu wynagrodzeń dla pracowników poprzez uruchomienie rezerwy budżetowej dla służby cywilnej, średnio o 500 złotych brutto dla każdego pracownika.

Związkowcy chcą odstąpienia od projektu likwidacji delegatur urzędów wojewódzkich w terenie

Związkowcy chcą także odstąpienia od projektu likwidacji delegatur urzędów wojewódzkich w terenie. "Naszym zdaniem nie przyniesie to żadnych oszczędności, a wręcz oddali urząd od obywatela" - powiedział Barabasz. W swoim stanowisku związkowcy domagają się także zmiany zasad tzw. wartościowania stanowisk w służbie cywilnej.

"Metody, styl oraz wstępne wyniki nas nie zadowalają. Jest to przeprowadzone nieobiektywnie i przyjęto błędne założenia. Potrzeba jest poprawienia tego dokumentu. Jest to ważne, bowiem wyniki wartościowania miały zdecydować o uruchomieniu rezerwy budżetowej" - podkreślił szef "Solidarności" w łódzkim UW.

Związkowcy zapowiadają, że jeśli ich postulaty nie zostaną spełnione, 10 lipca w Warszawie zawiązany zostanie Ogólnopolski Komitet Protestacyjny.

Pracownicy administracji państwowej, w tym urzędów wojewódzkich, nie mogą strajkować. W ramach protestu rozważają m.in. branie tzw. urlopów na żądanie. Podkreślają, że w urzędach jest kilka newralgicznych wydziałów jak np. wydziały paszportowe, w których brak w pracy większej części załogi może stanowić poważny problem. "Takie formy protestu byłyby jednak ostatecznością, bo nie chcemy protestować tak, żeby odczuli to obywatele" - zaznaczył Barabasz.

Jego zdaniem, formą protestu może być także np. przychodzenie urzędników do pracy w "luźnych" strojach. "Możemy przyjąć formy niegolenia się urzędników czy też przychodzenia do pracy nie w garniturze czy garsonce, ale w luźniejszych strojach" - zaznaczył Barabasz. Nie wykluczył, że decyzja o takiej formie protestu w Łodzi zapadnie już w najbliższy wtorek.

Według związkowców pracownicy z kilkunastoletnim stażem pracy zarabiają ok. 1,2 - 1,3 tys. zł na rękę

Według związkowców, płace urzędników są bardzo niskie. Pracownicy z kilkunastoletnim stażem pracy zarabiają ok. 1,2 - 1,3 tys. zł na rękę. Wielu z nich, w tym także doświadczonych fachowców, odchodzi z urzędu. "Takie wynagrodzenia są niemoralne. Jak można od urzędnika, który kształtuje wizerunek rządu, wymagać jakiejś skuteczności czy zaangażowania przy takiej wysokości zarobków" - zaznaczył Barabasz.

W ocenie związkowców, protest praktycznie zaczął się kilka miesięcy temu, kiedy urzędnicy lawinowo zaczęli zwalniać się z urzędów. Podkreślają, że w niektórych wydziałach zaczyna "brakować rąk do pracy". Jako przykład Barabasz podał łódzki wydział geodezji, z którego zwolniło się prawie 50 proc. zatrudnionych.