Po ubiegłorocznych kontrolach NIK w zakładach pracy chronionej okazało się, że firmy te wykorzystują środki, z których powinna być finansowana rehabilitacja niepełnosprawnych pracowników, m.in. na budowę sauny w domu prezesa albo wczasy zagraniczne całej jego rodziny.
Takie sytuacje wciąż się zdarzają, choć rzadziej niż w złotych czasach ZPChr, czyli w drugiej połowie lat 90. Mimo to wydaje się, że nie powinniśmy cieszyć się z tego, że w Polsce jest coraz mniej tego typu firm, a pracodawcy nie są zainteresowani pracą chronioną. Bo z ZPChr jest jak z demokracją - powinny działać, dopóki nikt nie wymyśli lepszego sposobu na aktywizację zawodową niepełnosprawnych. Zwłaszcza że zatrudnienie w nich wciąż znajduje większość niepełnosprawnych. A nie każdego z nich chciałby zatrudnić pracodawca z otwartego rynku.