W piątek strajkowało - według PP - ok. 5 tys. osób. Nie działało ok. 180 urzędów pocztowych i trzy sortownie. Niektóre uruchomiły specjalne okienka, w których można odbierać emeryturę lub rentę.
Do pracy mają powrócić listonosze ze związku zawodowego listonoszy PP, który zawiesił udział w strajku. Zrzesza on ok. 1,2 tys. listonoszy z 25 tys. pracujących w Poczcie.
Przez dwie godziny strajkujący pocztowcy rozmawiali w piątek z przedstawicielami kierownictwa przedsiębiorstwa, jednak dyrektor firmy Andrzej Polakowski przerwał spotkanie, uzależniając wznowienie rozmów od odblokowania kilku ważnych placówek, m.in. sortowni we Wrocławiu i baz samochodowych w Warszawie. Rozmowy dotyczyły praw pracowniczych protestujących - zdaniem związkowców z "S", przedstawiciele kierownictwa PP grożą strajkującym wyrzuceniem z pracy (w środę "S" złożyła w tej sprawie doniesienie do prokuratury).
Będą zwolnienia?
Z konsekwencjami dyscyplinarnymi, łącznie ze zwolnieniem z pracy, mogą liczyć się ci, którzy przeszkadzają innym w wykonywaniu obowiązków. "Pozostali uczestnicy protestu nie otrzymają wynagrodzenia za czas strajku" - powiedział rzecznik prasowy PP Zbigniew Baranowski.
Związkowcy domagają się podwyżek - po 537,50 zł na jeden etat, począwszy od 1 stycznia br. Kierownictwo Poczty proponuje 400 zł brutto od 1 sierpnia plus 400 zł w bonach, niezależnie od wdrożonej już podwyżki w wysokości 137,50 na jeden etat.