W wyniku emigracji w szpitalach brakuje już prawie 20 proc. anestezjologów Lekarze nie chcą być anestezjologami, mimo zwiększenia miejsc specjalizacyjnych Brak specjalistów odczuwają oddziały ratunkowe i stacje pogotowia ratunkowego

  • W wyniku emigracji w szpitalach brakuje już prawie 20 proc. anestezjologów
  • Lekarze nie chcą być anestezjologami, mimo zwiększenia miejsc specjalizacyjnych
  • Brak specjalistów odczuwają oddziały ratunkowe i stacje pogotowia ratunkowego
ANALIZA
Z najnowszych danych Naczelnej Izby Lekarskiej wynika, że o zaświadczenia potwierdzające prawo do wykonywania zawodu za granicą najczęściej występują anestezjolodzy. Na ponad 4 tys. tych specjalistów 761 już wyjechało lub jest gotowych do opuszczenia kraju. To ponad 18 proc. wszystkich aktywnych zawodowo anestezjologów.
Dyrektorzy szpitali biją na alarm i twierdzą, że już teraz, zwłaszcza w małych miejscowościach, brakuje tych specjalistów. Na oddziałach są przesuwane terminy zabiegów planowych, bo brakuje lekarzy mogących znieczulać pacjentów. W przyszłości będzie jeszcze gorzej, bo młodzi lekarze nie są zainteresowani tą specjalizacją.
Za mało karetek
Brak anestezjologów jest szczególnie odczuwany w stacjach pogotowia ratunkowego i na oddziałach ratunkowych.
Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Łomży od zaraz chce przyjąć do pracy nawet dziesięciu anestezjologów.
- Anestezjologów z drugim stopniem specjalizacji, którzy mogą jeździć w karetkach i dysponujących odpowiednim doświadczeniem w systemie ratunkowym, jest zdecydowanie za mało - podkreśla Grzegorz Wasilewski, dyrektor stacji w Łomży.
Potwierdza to Stanisław Rybak, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Rzeszowie, gdzie funkcjonuje dziesięć karetek specjalistycznych.
- Jeżeli NFZ określi w warunkach kontraktowania świadczeń zdrowotnych na 2008 rok, że liczba karetek ma być większa, to będę mieć problem, bo nie znajdę specjalistów chętnych do pracy w karetkach - mówi dyrektor pogotowia w Rzeszowie.
Taka sytuacja to nie tylko wynik dużej emigracji zarobkowej wśród anestezjologów, ale także tego, że nie są oni szczególnie zainteresowani pracą w stacjach pogotowia.
- Większość anestezjologów jako główne miejsce zatrudnienia wybiera szpitalny oddział, bo dodatkowa praca w karetce wiąże się z brakiem wolnego czasu i bardzo dużym obciążeniem psychicznym - uważa Dariusz Kuśmierski, przewodniczący Związku Zawodowego Anestezjologów.
Ratownik zamiast lekarza
Między innymi z powodu braku anestezjologów już obecnie w części województw nie funkcjonuje wystarczająca liczba karetek specjalistycznych, w skład których musi wchodzić lekarz.
Jarosław Pinkas, wiceminister zdrowia, uspokaja jednak, że docelowo w karetkach specjalistycznych mają jeździć lekarze z zakresu medycyny ratunkowej, a nie anestezjolodzy. Tych też jednak brakuje.
Związek Zawodowy Anestezjologów szacuje, że już obecnie w rodzimych placówkach ochrony zdrowia brakuje nawet 20 proc. tych specjalistów.
- Lekarze anestezjolodzy najczęściej wyjeżdżają do Anglii, Szwecji i Holandii - mówi Dariusz Kuśmierski.
Dodaje, że będzie jeszcze gorzej, bo zainteresowanie robieniem tej specjalizacji wśród młodych lekarzy jest bardzo małe.
- Mimo, że czekają na nich wolne tzw. etaty rezydenckie - zauważa Dariusz Kuśmierski.
W związku z tym starzeje się kadra anestezjologów. Już teraz na niektórych oddziałach szpitali, gdzie brakuje młodych specjalistów, są zatrudniani emerytowani lekarze.
- Taka sytuacja doprowadzi do tego, że będą kłopoty z zabiegami czy operacjami - przestrzega Dariusz Kuśmierski.
Przychodnia na kółkach
Zgodnie z ustawą o ratownictwie medycznym stacje ratunkowe powinny mieć dwa rodzaje karetek - podstawowe (z ratownikami medycznymi) i specjalistyczne (z lekarzem). W tych ostatnich najczęściej pracują anestezjolodzy, interniści i chirurdzy. Większość województw nie jest jednak w stanie zapewnić odpowiedniego, do potrzeb mieszkańców, podziału tych zespołów. Albo mają tylko karetki o składzie podstawowym, albo przeważają ambulanse, w których pracują lekarze. To natomiast nie w pełni odpowiada wymogom ustawy o ratownictwie medycznym, która funkcjonuje od początku tego roku.
- Problem polega na tym, że w jednych województwach brakuje lekarzy specjalistów, a w innych ratowników medycznych, którzy mogą sami jeździć w karetkach - mówi Maciej Polasik, dyrektor Szpitala Specjalistycznego w Chojnicach (woj. pomorskie).
Wprowadzenie karetek bez lekarzy miało ograniczyć liczbę nieuzasadnionych wezwań ambulansów przez pacjentów. Nie udało się jednak tego osiągnąć. Wciąż 30 proc. z ogółu wezwań nie jest uzasadnione względami medycznymi.
- Pacjenci, którzy mają katar czy są przeziębieni, wolą zadzwonić po karetkę, niż udać się do lekarza rodzinnego - mówi Ewa Michałowska, dyrektor szpitala w Morągu (woj. warmińsko-mazurskie).
O tym, jaki zespół pojedzie do pacjenta, decyduje na podstawie przeprowadzonego z nim wywiadu dyspozytor medyczny. W sytuacji braku zagrożenia zdrowia lub życia wysyłana jest karetka z ratownikiem. Pacjenci wciąż nie wiedzą, że nie może on wypisać leków czy zwolnienia.
SZERSZA PERSPEKTYWA
Według danych NIL do końca sierpnia wydano ponad 6,1 tys. zaświadczeń potwierdzających kwalifikacje zawodowe lekarzy. Najchętniej, oprócz anestezjologów, wyjazdy za granicę wybierają: chirurdzy plastyczni (14,84 proc.), chirurgii klatki piersiowej (14,8 proc.) i specjaliści medycyny ratunkowej (10,05 proc.). Podstawowym powodem wyjazdu wciąż pozostają niskie wynagrodzenia. Zarobki anestezjologa (w zależności do stopnia specjalizacji i doświadczenia) w Anglii wynoszą od 35 tys. zł. Chirurg plastyczny w Niemczech może zarobić ponad 80 tys. zł miesięcznie.
DOMINIKA SIKORA
Jarosław Pinkas, wiceminister zdrowia, zapewnia, że anestezjologów obecnie jeżdżących w karetkach zastąpią lekarze z zakresu medycyny ratunkowej / DGP
Wyjazdy lekarzy do UE / DGP