Administracja powinna być oszczędna, ale nie tania, a urzędnicy muszą dobrze zarabiać i odpowiadać za podejmowane decyzje - to wnioski z wczorajszej debaty o Służbie Cywilnej.
Zasadniczym problemem administracji rządowej jest odpływ kadry do sektora prywatnego i samorządu, a przyjęty właśnie przez rząd projekt nowelizacji ustawy o Służbie Cywilnej go nie rozwiązuje - mówił wczoraj podczas debaty o nowoczesnej Służbie Cywilnej Mariusz Błaszczak, poseł PiS, były szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Adam Leszkiewicz, zastępca szefa KPRM i współorganizator dyskusji, zaznaczył, że rząd rozpoczął już reformę systemu wynagrodzeń. Wskazał, że chce m.in. znieść fikcyjne limity mianowań. Witold Gintowt-Dziewałtowski, poseł LiD, członek Rady Służby Publicznej, uważa, że to sztuczne rozwiązanie, które nic nie zmieni, jeśli rząd nie znajdzie pieniędzy na podwyżki. Wskazał, że urzędy walczą o jak największe limity, ale ich nie wykorzystują, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczają na zwiększenie pensji.
Rząd zapowiada, że przygotowuje kolejne zmiany.
- Chcemy zmniejszyć dysproporcje w zarobkach między poszczególnymi urzędami - mówił Adam Leszkiewicz.
Rząd przeznaczył na to 104 mln zł. Adam Leszkiewicz dodał, że w tym roku średnio wynagrodzenia w administracji wzrosną o 19 proc. Marek Dębicki z Uniwersity of Manitoba w Kanadzie, zauważył jednak, że administracja musi być skuteczna. Tymczasem zaproponowane w nowelizacji rozwiązania premiują pracę indywidualną, a nie zespołową. W ten sposób utrwalają rozwiązania, od których biznes już dawno odszedł. Profesor Antoni Kamiński, członek Rady Służby Publicznej, dodał, że trzeba wprowadzić odpowiedzialność osobistą urzędników za podejmowane decyzje. Takich przepisów w projekcie brakuje.
Rząd przyjął nowelizację ustawy o Służbie Cywilnej we wtorek. Jej pierwsze czytanie ma odbyć się na następnym posiedzeniu Sejmu, które rozpocznie się 28 maja.