Andrzej M. jest podejrzany o składanie fałszywych zeznań. Ma to znacznie w kontekście kryzysu, w jakim znalazła się Rada Dialogu Społecznego.
Prokuratorski zarzut to pokłosie postępowania prowadzonego przez Instytut Pamięci Narodowej (IPN). Dotyczyło ono autentyczności teczki tajnego współpracownika służb PRL o pseudonimie Roman.
– W Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Śródmieście w Warszawie prowadzone jest postępowanie przeciwko Andrzejowi M. podejrzanemu o popełnienie czynu z art. 233 par. 1 kodeksu karnego. Zarzut obejmuje zachowanie polegające na składaniu 5 i 9 lipca 2019 r. fałszywych zeznań, po pouczeniu o odpowiedzialności karnej, w toku postępowania prowadzonego przez Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie – wskazuje prokurator Aleksandra Skrzyniarz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Instytut badał

Przypomnijmy, że 14 lutego 2020 r. IPN umorzył śledztwo w sprawie rzekomego sfałszowania teczki tajnego współpracownika o pseudonimie Roman. Według instytutu dokumenty w niej zgromadzone są prawdziwe oraz potwierdzają, że Andrzej M. współpracował ze służbami PRL.
Z postanowienia o umorzeniu śledztwa wynika, że prezydent Pracodawców RP w trakcie postępowania złożył zeznania. Zaprzeczył, że był świadomym tajnym współpracownikiem, i podkreślił, że nie zna struktury służb ani oficerów (z którymi – według dokumentów – współpracował). Odmówił pobrania próbek pisma ręcznego i podpisów do badań grafologicznych.
Jego zeznania były sprzeczne z wynikami przesłuchania innego świadka oraz opinią biegłego grafologa (z tej ostatniej wynika, że wszystkie przebadane zapisy zostały nakreślone przez Andrzeja M.). Sprawą zajęła się warszawska prokuratura. Przypomnijmy, że składanie fałszywych zeznań jest zagrożone karą pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do ośmiu lat.
– Podejrzany nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu oraz odmówił składania wyjaśnień. Postępowanie przygotowawcze znajduje się na końcowym etapie – wyjaśnia prokurator Skrzyniarz.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy Andrzeja M. (za pośrednictwem Pracodawców RP). – Po raz kolejny powtarzam: nie byłem współpracownikiem służb PRL. Wytworzone dokumenty zostały użyte przeciwko mnie, by pozbawić możliwości skutecznego działania. Nie udało się! RDS działała w minionym roku konsekwentnie i aktywnie. A ja spokojnie czekam na rozstrzygnięcie wymiaru sprawiedliwości – oświadcza prezydent Pracodawców RP.

Trudna przyszłość

Cała sytuacja może wpłynąć na funkcjonowanie Rady Dialogu Społecznego, czyli forum konsultacji rządu i partnerów społecznych – organizacji pracodawców i związków zawodowych. Andrzej M. jest jej członkiem i szefem jednego ze zrzeszeń w niej reprezentowanych. W okresie październik 2019 r. – październik 2020 r. był przewodniczącym RDS. Informacje o współpracy ze służbami PRL (według IPN) były powodem zawieszenia udziału w prezydium rady przez dwie inne organizacje – NSZZ „Solidarność” oraz Związek Przedsiębiorców i Pracodawców (w okresie gdy Andrzej M. przewodniczył RDS).
– Powaga i wiarygodność całej instytucji wisi na włosku. Przez najbliższe trzy miesiące dajemy sobie czas na przeanalizowanie naszego dalszego zaangażowania w prace rady. Jeśli rząd chce odbudować dialog społeczny, to powinien poważnie go traktować i prowadzić realne konsultacje oraz doprowadzić do usunięcia z rady osób, które współpracowały ze służbami PRL i mają zarzuty prokuratorskie – uważa Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP.
Podobne stanowisko przedstawia Solidarność.
– Dokumenty w Instytucie Pamięci Narodowej są jednoznaczne, a teraz jeszcze zarzuty stawia prokuratura. Andrzej M. nie powinien być członkiem RDS. Rząd ma narzędzia do usunięcia go z rady. Wprowadził – przy sprzeciwie ze strony partnerów społecznych – przepis, który w okresie stanu epidemii umożliwia premierowi odwołanie każdego członka RDS, w tym przedstawicieli organizacji pracodawców lub związków zawodowych. I to bez konieczności przedstawiania wniosku przez organizację reprezentowaną w Radzie – podkreśla Marek Lewandowski, rzecznik prasowy komisji krajowej NSZZ „Solidarność”.
Obie organizacje od dłuższego czasu apelują o zmianę przepisów, która uniemożliwiałaby uczestnictwo w pracach rady osobom, które współpracowały ze służbami PRL (partnerzy społeczni domagają się też zmiany przepisu dotyczącego odwoływania członków RDS w okresie epidemii). Przypomnijmy, że RDS ma istotne prerogatywy – m.in. opiniuje projekty aktów prawnych i sama może występować z wnioskami np. o zmianę konkretnych ustaw.
Personalno-legislacyjny konflikt w RDS wciąż trwa. Z informacji medialnych wynika, że prezydent Pracodawców RP wezwał Cezarego Kaźmierczaka i Piotra Dudę, przewodniczącego NSZZ „Solidarność”, do zwrotu ryczałtów pieniężnych, skoro m.in. nie uczestniczyli w posiedzeniach prezydium i plenarnych RDS. Druga strona odpowiedziała, że według przepisów pieniądze te należą się za pracę w RDS, a nie za uczestnictwo w posiedzeniach (a były przewodniczący nie jest upoważniony do żądań zwrotu). Solidarność zasugerowała też, że w takim razie można sprawdzić uczestnictwo na posiedzeniach wszystkich członków RDS i rozliczyć pieniądze. 26 października 2020 r. skierowała też do marszałka Sejmu pismo, w którym krytycznie ocenia ostatni rok rok funkcjonowania rady (pada w nim określenie, że był to „rok totalnej dewastacji rady”).
Problemy z porozumieniem się na forum rady ujawniły się też np. w trakcie wyłaniania przedstawicieli polskich partnerów społecznych do Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego (EKES).