- Celem zmian jest ostateczne przekazanie zgromadzonych środków w prywatne ręce, co powinno wzmocnić rynek kapitałowy - mówi Szymon Ożóg, prezes Nationale-Nederlanden PTE.
DGP
Czy powszechne towarzystwa emerytalne są gotowe do przeprowadzenia zmian w OFE?
Proces przygotowania do zmian został w dużej mierze wstrzymany wraz z wycofaniem ustawy na początku roku. Teraz do tych prac wracamy i będziemy gotowi w przyszłym roku. Nadal opieramy się jednak na projektach legislacji, bo brak finalnej wersji ustawy, łącznie z rozporządzeniami.
Jakie korekty powinny być dokonane w ustawie, żeby ułatwić przekształcenie OFE w IKE?
Jako branża postulowaliśmy o dodatkowe 12 miesięcy w stosunku do pierwotnego harmonogramu. Gdyby ustawa została podpisana pod koniec tego roku, to mielibyśmy odpowiedni harmonogram, żeby wszystko przeprowadzić.
Jak by to wtedy wyglądało? Jakie byłyby poszczególne etapy?
Etap pierwszy to składanie deklaracji osób zainteresowanych przejściem do ZUS-u. W ostatnim znanym nam projekcie na 2020 r. był to czerwiec–lipiec. Potem mieliśmy czas na podsumowanie danych, przekazanie ich do ZUS. We wrześniu miało nastąpić przeniesienie do zakładu aktywów, a właściwie gotówki, członków OFE znajdujących się już na rok przed emeryturą (tzw. przyspieszony suwak). Następnie miały być przetransferowane do Funduszu Rezerwy Demograficznej aktywa osób, które wybrały ZUS zamiast IKE. Z kolei w październiku miała być zawiązana rezerwa na opłatę przekształceniową. Finalnie przekształcenie miało nastąpić w listopadzie. Idealnie gdyby identyczny harmonogram został wyznaczony na 2021 r. To gigantyczna operacja, która dotyczy 15 mln ubezpieczonych. Jednak ostatnie doniesienia medialne sugerują, że planowane jest przesunięcie pierwotnego harmonogramu o dziewięć miesięcy, czyli z przyjmowaniem deklaracji startowalibyśmy w marcu. Trzeba przyznać, że to dosyć ambitny plan. Niewątpliwie jednak cała branża, a na pewno ja osobiście, pozytywnie oceniamy założenia tej reformy.
Trudno się dziwić, to zmiana także w waszym interesie, zwiększy możliwości działania czy potencjał rynku finansowego.
Absolutnie tak. Wbrew wielu opiniom nie chodzi tu tylko i wyłącznie o pozyskanie ekstra podatku w postaci opłaty przekształceniowej. Celem reformy jest ostateczne przekazanie zgromadzonych środków w prywatne ręce, co powinno wzmocnić system emerytalny i rynek kapitałowy. Reforma uporządkuje system. Będziemy mieli tradycyjny filar emerytalny oparty na solidarności społecznej, do tego powszechny pracowniczy filar z obowiązkowym wsparciem pracodawców, czyli PPK i PPE, oraz dobrowolny filar indywidualny z podatkowymi zachętami państwa, czyli IKE i IKZE. Obok ZUS mielibyśmy dwa dodatkowe elementy dywersyfikujące system. To całkiem logiczny system, który wspierałby w przyszłości świadczenia emerytalne. Zarówno PPK, jak i IKE-IKZE będą budować krajowy kapitał, którego potrzebujemy. Gdyby ten system uporządkować, to stopniowo odbudowalibyśmy zaufanie do kapitałowych filarów, mocno nadszarpnięte po reformie z 2014 r.
Jaki będzie wpływ na giełdę?
Istotne jest wyeliminowanie możliwości nacjonalizacji OFE, a co za tym idzie nacjonalizacji wielu spółek giełdowych. Dopóki losy środków w OFE pozostają w zawieszeniu, politycy mogą mieć pokusę, żeby je przesunąć do ZUS. Uważam, że zachwiałoby to rynkiem kapitałowym. Gdy fundusze zostaną przekształcone w prywatne IKE, to ryzyko zniknie. Wzmocni to podstawową funkcję rynku kapitałowego, jaką jest dostarczanie kapitałów do firm. Dzisiaj wyraźnie dostrzegamy dysfunkcjonalność segmentu emerytalnego rynku polegającą na tym, że spółki niechętnie widzą OFE jako wiodących inwestorów, niektóre wręcz starają się ich pozbyć. A przecież fundusze emerytalne jako inwestor długoterminowy w normalnych warunkach powinny być najbardziej pożądanym partnerem, ich obecność przyczynia się do obniżenia kosztów kapitału dla firm. Poza tym łatwo sobie wyobrazić, że skoro OFE kontrolują ok. 40 proc. akcji w wolnym obrocie, to po takiej nacjonalizacji nastąpiłaby dalsza erozja wycen giełdowych. W ostatecznym rozrachunku, za kilka, kilkanaście lat portfel obecnych OFE trafiłby w ręce inwestorów zagranicznych i to po zaniżonych wycenach.
Efektem reformy będzie to, że osoby, które nie pójdą do ZUS, a przeniosą oszczędności do IKE, będą miały niższą emeryturę zusowską. Czy oszczędzanie na IKE będzie w stanie to zrekompensować?
Środki na subkoncie w ZUS są waloryzowane, ta waloryzacja jest powiązana z dynamiką wynagrodzeń. Żeby IKE było konkurencyjne, należałoby oczekiwać, że stopa zwrotu z rynków kapitałowych w dłuższym terminie będzie lepsza. Może będzie dużo lepsza, zwłaszcza jeżeli weźmiemy horyzont 10, 20, 30 lat, być może będzie trochę gorsza. Dzisiaj tego nie wiemy na pewno. Natomiast szacunki są takie, że regularnie oszczędzając w IKE czy IKZE, można podbić stopę zastąpienia (relację emerytury do ostatniej płacy – red.) o kilka – kilkanaście procent. Podobnie ma się sprawa z PPK. Najważniejsze nie są jednak stopy zwrotu, a kwestia dywersyfikacji oszczędności na starość, czyli niewkładania wszystkich jajek do jednego koszyka. Tak jak mamy niepewność co do rynków kapitałowych w przyszłości, tak w systemie publicznym powodem niepewności są zmiany demograficzne, wysokość waloryzacji czy opodatkowania emerytur. Moja opinia jest zbieżna z tym, co ostatnio mówiła prezes ZUS. Przytoczyła prognozy stopy zastąpienia, mówiąc, że dzisiaj wynosi ona prawie 56,4 proc., ale w 2040 r. będzie wynosiła 37 proc., a w 2060 r. – 24,6 proc. Według pani prezes oznacza to jednoznacznie, że potrzebujemy daleko idącej dywersyfikacji źródeł zabezpieczenia na starość.
A jeśli chodzi o kwestię daty wyceny aktywów osób, które z OFE nie idą do IKE, a przechodzą do ZUS, to obecnie w ustawie jest wpisany kwiecień 2019 r. Wtedy wartość WIG 20 to było 2300 pkt, w tej chwili to 1700. Jakie mogą być tego skutki?
To sedno problemu. Utrzymanie kwietniowej daty byłoby niefortunne. Jesteśmy po recesji wynikającej z pandemii, wyceny aktywów są w tej chwili istotnie niższe, co obrazują indeksy giełdowe. Tym samym także wyceny jednostek funduszy emerytalnych są kilkanaście procent niższe w stosunku do 15 kwietnia 2019 r. Mielibyśmy sztuczną i bardzo kosztowną dla finansów publicznych zachętę do przenoszenia aktywów z OFE do ZUS. Jeżeli pozostałby kwietniowa data, a wycena jednostek wyglądałaby tak jak dziś i np. połowa ubezpieczonych przeniosłaby się do ZUS, to wartość przejętych aktywów w FRD wyniosłaby ok. 66 mld zł. Natomiast wartość zapisów na kontach w ZUS, a więc nowego zobowiązania w systemie emerytalnym – 78 mld. Czyli wykreowalibyśmy 12 mld zł zobowiązania publicznego ponad wartość przejętych aktywów. Poza tym taka sytuacja wywróciłaby kompletnie cele tej reformy, bo zamiast prywatyzacji oszczędności, mielibyśmy nacjonalizację w postaci przeniesienia aktywów OFE do Funduszu Rezerwy Demograficznej.
W ostatnich dniach pojawiły się doniesienia medialne, które sugerują, że problem tej daty został dostrzeżony przez decydentów. Ustawa zagwarantuje minimalny poziom wartości zgromadzonych środków dla osób decydujących się na ZUS. Będzie to data wyceny zbliżona do daty wejścia w życie ustawy. Czyli ewentualne negatywne skutki reformy w postaci przeceny akcji (bo nie można tego wykluczyć, gdyby większość klientów decydowała się na ZUS) lub po prostu dekoniunktury nie wpłynęłyby negatywnie na interes ubezpieczonego. Oczywiście jeżeli na moment przeniesienia aktywów do FRD wyceny będą wyższe, to ubezpieczony będzie miał przepisane środki po wyższej wycenie.