Wybuch epidemii spowodował mocne uaktywnienie się Skarbu Państwa, który zaczął rozdawać dotacje. Dla wielu podmiotów była/jest to pomoc dająca możliwość przetrwania trudnych czasów. Inni niekoniecznie jej potrzebowali, lecz skoro można było wziąć, to czemu nie. Teraz nadszedł czas rozliczeń imogłoby się wydawać, że będzie już zgórki. Okazuje się jednak, że –cytując Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego –skończyły się żarty, zaczęły się schody.
Nastał lipiec, a z nim wakacje. Bardzo dziwne wakacje. Zamiast korzystać z ich uroków, siedzimy w pracy i walczymy z tarczą antykryzysową. Bo praca na tarczy jest walką. Naszym orężem jest wiedza, logika i doświadczenie. Przeciwnik stosuje natomiast teorię chaosu. Przepisy są niespójne i przypominają trochę pole minowe – co chwila znajduje się pułapki i niewypały.
Kalendarz wskazuje, że lipiec jest po czerwcu – w bieżącym roku ma to istotne znaczenie. Pierwsze wnioski o dofinansowania z art. 15g specustawy o COVID-19 (ustawy z 2 marca 2020 r., Dz.U. poz. 374; ost.zm. Dz.U. poz. 1086) były bowiem składane w kwietniu, a że przyznawane są na trzy miesiące, to czerwiec jest ostatnim dofinansowywanym miesiącem i w lipcu trzeba przystąpić do rozliczeń.
Na mocy par. 3 umowy zawartej między dyrektorem wojewódzkiego urzędu pracy a pracodawcą w terminie do 30 dni po upływie okresu dofinansowania (czyli np. do 30 lipca, w przypadku gdy dotacja przysługiwała na okres kwiecień – czerwiec) beneficjent składa do właściwego WUP dokumenty potwierdzające:
1) prawidłowość wykorzystania środków;
2) zatrudnienie pracowników, na których otrzymał świadczenie, przez okres dofinansowania.
I tu zaczynają się te schody. Po pierwsze, do niedawna nie było przygotowanych wzorów dokumentów rozliczeniowych. Co prawda resort pracy 8 lipca zamieścił na stronie imienny formularz rozliczeniowy dotyczący dotacji z art. 15g specustawy o COVID-19, lecz… formularz zniknął szybciej niż się pojawił (nieoficjalnie mówi się, że zawierał błędy). Tymczasem niektórzy kadrowcy mają do rozliczenia po kilka tysięcy osób, więc czasu już w tej chwili brakuje, jeżeli mieliby się z tym uporać do 30 lipca. A dokumenty ostatecznie zostały uzupełnione o brakujący wykaz pracowników dopiero 20 lipca 2020 r.
Delikatnie mówiąc, to trochę wstyd, że tak długo nie było informacji, w jaki sposób dokonać rozliczenia. No dobrze, po drodze były wybory. Ale wybory wyborami, a państwo musi dalej funkcjonować. Rząd nie powinien angażować się w kampanię, tylko robić to, co do niego należy. Tak więc na kampanię tego zrzucić nie można. Również szybkie tempo prac nad rozwiązaniami antykryzysowymi nie będzie usprawiedliwieniem – były trzy miesiące na przemyślenie sprawy. Zostaje zatem tylko opieszałość osób odpowiedzialnych za tę kwestię.
Po drugie, jeżeli wynagrodzenie za czerwiec (ostatni miesiąc objęty dofinansowaniem) zostało wypłacone na początku lipca, sytuacja robi się jeszcze ciekawsza. Zgodnie bowiem z art. 15g specustawy o COVID-19 pracodawcy przysługuje także dodatkowe świadczenie na pokrycie składek ZUS od kwoty dofinansowania. Problem jednak w tym, że urzędy wymagają potwierdzenia zapłaty składek, a w przypadku wynagrodzenia za czerwiec wypłaconego w lipcu składki są płatne do 17 sierpnia (15 sierpnia to sobota i święto, a 16 sierpnia – niedziela), a więc już po terminie, w którym trzeba złożyć dokumenty. Teoretycznie można by składki te zapłacić przed terminem, ale to znaczne utrudnienie. Co ciekawe, takie rozwiązanie proponują właśnie urzędy pracy, co jest trochę kuriozalne, bo żeby dostać pieniądze, trzeba zapłacić składki pół miesiąca wcześniej. Dodatkowo firma może przecież wystąpić z wnioskiem o odroczenie terminu płatności. W takim przypadku składki są należne, ale ich zapłata nastąpi w terminie późniejszym, uzgodnionym z organem rentowym. Także w tym przypadku pracodawca może mieć problemy z rozliczeniem dotacji, gdyż nie będzie miał możliwości wykazania zapłaty składek. I znowu wszystko w rękach urzędników, którzy potrafią twierdzić, że, jak ktoś wystąpi o odroczenie składek, to nie powinien dostać do nich dofinansowania, bo ich nie zapłacił. Ze stanowiskiem tym nie sposób się zgodzić – on je zapłaci i na dodatek zrobi to zgodnie z obowiązującym prawem, tyle że w indywidualnie ustalonym terminie.
Analogiczna sytuacja jest z podatkiem dochodowym – termin zapłaty PIT od wypłat dokonanych w lipcu (w naszym przykładzie za czerwiec) upływa 20 sierpnia. Sugerowanie dokonania płatności prawie miesiąc przed terminem jest co najmniej nie na miejscu. Również w tym przypadku możliwe jest też uzyskanie odroczenia terminu płatności.
Powyższe to przede wszystkim skutek nadgorliwości urzędników połączonej z brakiem wiedzy praktycznej na temat zatrudniania pracowników. Byłoby dużo, dużo lepiej, gdyby każdy urzędnik musiał obligatoryjnie poprowadzić przez rok firmę i zatrudniać oraz rozliczać co najmniej jednego pracownika. Dzięki takiej praktyce uniknęlibyśmy wielu zawirowań, a przepisy tarczy na pewno stałyby na wyższym poziomie. Dodatkowo tam, gdzie tarcza – z uwagi na braki regulacji – nie sięga, np. gdy chodzi o zasady rozliczania, urzędnicy stosowaliby bardziej rozsądne zasady. Obecnie zaś w praktyce wszelkie wymogi stawiane przez urzędy pracy w tym zakresie mają wątpliwą podstawę prawną. Co więcej, czasami urzędnicy żądają od pracodawców wręcz rzeczy niemożliwych albo działania na swoją niekorzyść (zapłata danin publicznych przed terminem może oznaczać naruszenie płynności finansowej), co raczej do działań rozsądnych zaliczyć nie można.
Dokumenty jednak to nie wszystko – ważna jest jeszcze urzędnicza mentalność. Przepisy nie wymagają zapłaty podatku i składek, a tym samym do rozliczenia powinna wystarczyć sama lista płac (ewentualne dowody zapłaty danin publicznych można przecież donieść później). Taka procedura rozliczeń powinna jednak wynikać z ustawy. Tymczasem ta milczy na ten temat, dając pole do popisu urzędnikom. A to po prostu proszenie się o problemy.