W zeszłym roku udało się odzyskać od dłużników 41 proc. środków wypłaconych na świadczenia dla ich dzieci. W tym roku ten wynik może być trudny do utrzymania.
DGP
Ponad 1,13 mld zł kosztowała w ubiegłym roku budżet państwa wypłata świadczeń z funduszu alimentacyjnego (FA). Natomiast łączna kwota wyegzekwowana od dłużników wynosiła 462 mln zł, co oznacza, że udało się odzyskać 41 proc. Jeszcze nigdy w historii funkcjonowania FA nie było tak wysokiej ściągalności. Jednak poprawienie lub powtórzenie takiego odsetka zwrotów może być problematyczne, bo – jak wskazują niektóre gminy – kwoty wpłacane przez komorników oraz samych dłużników są obecnie niższe. Wpływ na taką sytuację może mieć epidemia koronawirusa.

Stagnacja przełamana

Od wprowadzenia świadczeń z FA w październiku 2008 r. procentowy wskaźnik kwot odzyskiwanych od dłużników utrzymywał się na praktycznie na tym samym poziomie 12–13 proc. Sytuacja zaczęła się powoli zmieniać dopiero w 2016 r. (patrz infografika).
Taki efekt udało się uzyskać dzięki kilku czynnikom. Jednym z nich była dobra sytuacja na rynku pracy i niskie bezrobocie. Wtedy bowiem są większe szanse, że komornik na poczet zaległych i bieżących alimentów będzie mógł zajmować część wynagrodzenia pracującego legalnie dłużnika. Poprawić ściągalność pomogła też zmiana art. 209 kodeksu karnego w zakresie ścigania za przestępstwo niealimentacji. Obecnie przewiduje on, że osoba uchylająca się od płacenia na dzieci, która ma zaległości stanowiące równowartość trzech miesięcznych świadczeń alimentacyjnych, podlega karze – nawet do dwóch lat pozbawienia wolności – jeśli naraża dziecko na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych (wcześniejszy zapis był na tyle nieprecyzyjny, że pozwalał łatwo uniknąć sankcji za niepłacenie alimentów).
Wreszcie na rosnący odsetek zwrotów wpływa też to, że z roku na rok maleje liczba dzieci objętych świadczeniami z FA i tym samym spadają wydatki budżetu na ich wypłatę. Jak pisaliśmy w DGP („Mimo podwyżki kryterium liczba świadczeń ciągle spada” nr 107/20), w 2019 r. wsparcie z funduszu trafiało do 233 tys. dzieci, podczas gdy jeszcze w 2016 r. było to 307 tys.

Koronawirusowa wymówka

Wydawało się, że ten wzrostowy trend będzie utrzymany również w tym roku, ale może okazać się to trudne. W wielu gminach już odnotowany został spadek kwot odzyskiwanych od rodziców niepłacących alimentów. Na przykład w Krakowie wpłaty związane z zaległościami dłużników wynosiły od stycznia do maja tego roku 2,41 mln zł. Rok wcześniej w tym samym czasie wyegzekwowano 2,63 mln zł. Podobnie jest w Opolu, gdzie wpłaty od stycznia do maja wynosiły 0,47 mln zł, podczas gdy rok wcześniej 0,62 mln zł. W Białymstoku zwroty za pierwsze pięć miesięcy 2020 r. wynosiły 1,23 mln zł i były o 0,2 mln zł niższe w porównaniu z analogicznym okresem 2019 r.
– W efekcie spadł trochę wskaźnik zwrotów z 42,58 proc. do 39,20 proc. – mówi Halina Pietrzykowska, kierownik działu świadczeń rodzinnych Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej (MOPS) w Białymstoku.
Damian Napierała, zastępca dyrektora Poznańskiego Centrum Świadczeń, zwraca uwagę, że mniejsze kwoty z tytułu egzekucji należności zaczęły wpływać na konto miasta od marca. – Łącznie w marcu, kwietniu oraz maju wpłaty były niższe o 0,14 mln zł w porównaniu z tymi trzema miesiącami 2019 r. – wylicza.
Z kolei w Gdańsku spadek zaczął się w kwietniu i był kontynuowany w maju (wpłaty obniżyły się odpowiednio o 5 proc. i 18 proc. w stosunku do zeszłego roku.
Zdaniem samorządów na razie jednak nie można mówić o jakimś drastycznym załamaniu wskaźnika zwrotów, niemniej, widać jego pogorszenie, co jest przede wszystkim skutkiem epidemii koronawirusa i tego, że część osób traci pracę lub przejściowo ich dochody ulegają obniżeniu.
– Na razie trudno przewidzieć, na ile spadkowy trend będzie stały, zwłaszcza że w poprzednich latach zdarzały się miesiące bardzo zróżnicowane pod kątem wielkości wpłat. Z pewnością to, czy rzeczywiście epidemia stała się przyczyną utraty zatrudnienia uniemożliwiającą płacenie alimentów będzie widać przy przeprowadzaniu wywiadów alimentacyjnych z dłużnikami, gdy będziemy przyznawać FA na nowy okres świadczeniowy – podkreśla Damian Napierała.
Magdalena Rynkiewicz-Stępień, zastępca dyrektora Miejskiego Centrum Świadczeń w Opolu, dodaje, że niektórzy dłużnicy faktycznie odczuwają negatywne konsekwencje wywołane koronawirusem, ale są i tacy, którzy wykorzystują obecną sytuację jako pretekst do tego, aby uchylać się od regulowania zobowiązań.
– Gdy tylko pojawiła się epidemia, jako pierwsi z pismami, że nie są w stanie płacić należności z powodu COVID-19, zaczęli się zgłaszać nie właściciele małych firm czy fryzjerzy, lecz właśnie dłużnicy alimentacyjni – potwierdza Robert Damski, komornik, członek zespołu ds. alimentów RPO. Dodaje, że koronawirus stał się więc dla nich kolejną wygodną wymówką, choć faktycznie i on dostrzega zmniejszenie wpłat.
Są jednak i takie samorządy, które takiego trendu wciąż nie zaobserwowały. – Wręcz przeciwnie, mimo stanu epidemii procentowy wskaźnik zwrotów wzrósł. W okresie od stycznia do maja br. wynosił 44,49 proc., natomiast w takim samym okresie 2019 r. było to 41,26 proc. – wskazuje Katarzyna Fus, dyrektor MOPR w Lublinie.
Również Kamila Popiela z Toruńskiego Centrum Świadczeń Rodzinnych informuje, że wprawdzie na przełomie marca i kwietnia było mniej przelewów, ale potem sytuacja wróciła do normy i wskaźnik spłat utrzymuje się na poziomie 40 proc.