W związku z następstwami koronawirusa na popularności zyskały postulaty skracania czasu pracy.
DGP
Jednym z głównych założeń i postulatów stawianych wobec pracy po pandemii jest większa elastyczność. Firmy i instytucje wdrożyły nowe rozwiązania, ułatwiające pracę zdalną. Według części komentatorów to właśnie telepraca może być jednym z trwałych dziedzictw koronawirusa.
Wiele wprowadzanych na całym świecie pakietów antykryzysowych rozluźniło rygory prawa pracy po to, by ratować firmy przed upadkiem na skutek lockdownu. Tak stało się m.in. w przypadku Polski, gdzie w ramach przepisów kolejnych tarcz ułatwiono redukcje etatów, przeforsowano m.in. możliwość wysyłania pracowników na zaległe urlopy w terminie wskazanym przez pracodawcę czy zawieszania funkcjonowania Zakładowych Funduszy Świadczeń Socjalnych. W dużo większym stopniu prawa pracownicze zawieszono np. w Indiach, gdzie z inicjatywy rządzącego ugrupowania premiera Narendry Modiego na poziomie poszczególnych stanów uchylono większość kluczowych procedur dotyczących rozwiązywania sporów w przedsiębiorstwach, umożliwiono wydłużanie czasu pracy nawet do 12 godzin i ułatwiono zwalnianie. Przeciwko tego typu zmianom protestuje część związków zawodowych, uelastycznianiu prawa pracy towarzyszą obawy pracowników, że raz wprowadzone niekorzystne dla nich wyjątki i luki mogą się zadomowić na rynku na stałe.
Inne postulaty stawiane w kontekście pandemii wskazują jednak, że elastyczność nie musi wcale działać na niekorzyść zatrudnionych. Jednym z nich jest podniesiona ostatnio przez premier Nowej Zelandii Jacindę Ardern propozycja, by część firm przestawiła się na czterodniowy tydzień pracy. Zgodnie z jej pomysłem powinno to być ustalane między przedsiębiorcami a pracownikami. – Jest bardzo wiele rzeczy, których nauczyliśmy się w związku z pandemią i jedną z nich jest lekcja o elastyczności pracy i wydajności, jaka może z tego wynikać – mówiła Ardern, wskazując na korzyści z przyjęcia tego modelu m.in. z punktu widzenia krajowej branży turystycznej. Inni wskazują, że skracanie czasu pracy jest też dobrym rozwiązaniem problemu rosnącego w związku z kryzysem bezrobocia.
Telepraca może stać się trwałym dziedzictwem po epidemii
Z badań i programów pilotażowych prowadzonych na poziomie firm wynika, że krótszy czas pracy może sprzyjać także wydajności. Eksperyment taki przeprowadziła w ub. roku m.in. japońska filia Microsoftu. Krótszy czas pracy przy zachowaniu wynagrodzeń na niezmienionym poziomie przyniosła mu, jak podano później, aż 40-proc. poprawę wyników sprzedażowych. Na potencjalnie korzystny wpływ skróconego czasu pracy na wydajność oraz zdrowie fizyczne i psychiczne pracowników wskazują również wyniki badania przeprowadzonego na próbie ponad 250 brytyjskich przedsiębiorstw. Jak twierdzą autorzy pracy, pozytywne konsekwencje związane z wdrożeniem 4-dniowego tygodnia odczuły blisko dwie trzecie eksperymentujących z nim firm. Według ich szacunków dzięki temu rozwiązaniu brytyjskie firmy mogłyby zaoszczędzić łącznie ponad 100 mld funtów rocznie. Na dobre notowania pomysłu 4-dniowego tygodnia w wielu krajach wskazują także sondaże – ostatnio pozytywnie odniosło się do niego ponad 80 proc. przebadanych Amerykanów, przy czym popierali oni krótszy tydzień nawet za cenę wydłużenia pracy w pozostałe 4 dni tygodnia.
Dane organizacji międzynarodowych dotyczących wydajności i czasu pracy wskazują, że między wydajnością a czasem pracy nie ma bezpośredniej korelacji. Najwyraźniej widać to, gdy zestawimy pierwszą dziesiątkę pod względem wydajności (mierzonej w PKB przypadającym na pracownika), w której królują wysoko rozwinięte kraje Europy Zachodniej ze zdominowanym przez Amerykę Łacińską, Azję i peryferie Europy rankingiem najbardziej zapracowanych. W tej ostatniej grupie można znaleźć także Polskę, której obywatele pracują dziś, obok Greków i Czechów, najwięcej w UE.
Nowa Zelandia, która uznawana jest za jeden z krajów, które najlepiej poradziły sobie z pandemią (łącznie COVID-19 spowodował tam 22 zgony, w tej chwili nie ma nowych potwierdzonych zarażeń), to nie jedyne państwo, gdzie postulaty skracania czasu pracy wypłynęły na nowo, jako potencjalne remedium dla następstw pandemii. Do skróconego tygodnia pracy jako jednego z możliwych elementów „nowej normalności” pozytywnie odniosła się w ostatnim czasie m.in. pierwsza minister Szkocji Nicola Sturgeon czy Andrew Yang, do niedawna jeden z kandydatów ubiegających się o nominację Partii Demokratycznej do startu w amerykańskich wyborach prezydenckich. W przeszłości był to również jeden ze sztandarowych elementów programu brytyjskich Labourzystów w czasie, gdy partią kierował Jeremy Corbyn. W Polsce postulat 4-dniowego tygodnia nie zyskał na razie większego rozgłosu. Skracanie czasu pracy proponowała do tej pory tylko Partia Razem, jednak prowadzona przez to ugrupowanie kilka lat temu obywatelska inicjatywa ustawodawcza w tej sprawie nie zgromadziła wystarczającej liczby podpisów, by trafić do Sejmu.
Krytycy podnoszą jednak wątpliwości, wskazując m.in. na to, że 4-dniowy dzień pracy, wprowadzany w poszczególnych firmach, tak jak to proponuje szefowa nowozelandzkiego rządu, na mocy porozumień przedsiębiorców i pracowników może zwiększyć i uwypuklić nierówności na rynku pracy.