Po sejmowej korekcie przepisów dotyczących zwolnienia z należności do ZUS powstały nowe wątpliwości. Wracają też znane już postulaty.
DGP
Tak jak pisaliśmy w poniedziałkowym wydaniu DGP, zmienione zostały przepisy, według których z trzymiesięcznego zwolnienia mogliby skorzystać mikroprzedsiębiorcy w rozumieniu ustawy z 6 marca 2018 r. – Prawo przedsiębiorców (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1292). Zgodnie bowiem z zawartą w tym akcie definicją chodzi o firmy, które zatrudniają średniorocznie mniej niż 10 pracowników.
– Wersja sprzed zmian w Sejmie była krzywdząca dla firm zatrudniających przede wszystkim na etatach, które byłyby w gorszej sytuacji niż ich konkurenci ograniczający etaty i bazujący głównie na zleceniach. Ten błąd naprawiono w izbie niższej parlamentu. Jednak odbyło się to na tyle niefortunnie, że w tej chwili z ulgi mogą skorzystać wszyscy płatnicy zgłaszający do ubezpieczenia mniej niż 10 ubezpieczonych – ocenia dr Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji UW. W konsekwencji, jak tłumaczy, niezależnie od wysokości przychodu z ulgi skorzystają niewielkie urzędy, zakłady miejskie czy np. osoby zatrudniające służbę domową.

Kontrowersje wokół kryteriów

Wątpliwości budzi też to, w jaki sposób liczyć zgłoszenia do ubezpieczeń.
– W zastosowanej w pierwszej wersji przepisów definicji mikroprzedsiębiorcy jest mowa o mniej niż 10 pracownikach zatrudnionych w firmie. Teraz (w wersji przyjętej przez posłów – przyp. red.) chodzi o taką liczbę zgłoszonych do ubezpieczenia. Zapomniano jednak, że przedsiębiorca będący osobą fizyczną też musi zgłosić się do ubezpieczenia, czym wyczerpuje dostępny limit. Takiego problemu nie mają spółki, które z niewiadomego powodu będą w ten sposób w lepszej sytuacji – wskazuje ekspert.
W jego ocenie liczba zgłoszonych osób jako warunek skorzystania ze zwolnienia jest dyskusyjna, ponieważ przekroczenie limitu o jedną osobę oznacza brak jakiegokolwiek zwolnienia, co w jego ocenie zaburza konkurencję.
– Zamiast traktować liczbę ubezpieczonych jako kryterium przyznania pomocy, należałoby raczej potraktować ją jako limit przyznawanej ulgi. Wówczas firma zatrudniająca 10 osób musiałaby opłacić składki tylko za jedną osobę. Jeszcze trafniejsze byłyby kwotowe limity umorzenia przysługujące płatnikom, które nie byłyby zależne od liczby ubezpieczonych, ale od wartości funduszu płac – sugeruje dr Lasocki.
Inne pomysły mają przedstawiciele przedsiębiorców.
Zwolnienie z ZUS powinno objąć wszystkie firmy mające problemy ekonomiczne w związku ze skutkami pandemii, i to bez ograniczeń co do ich wielkości. Trzeba pamiętać, że sytuacja mikrofirm jest silnie powiązana z kondycją średnich i dużych przedsiębiorstw – wskazuje mec. Joanna Torbé, ekspertka BCC ds. prawa pracy i ubezpieczeń społecznych.
W jej ocenie zwolnienie powinno być też automatyczne, na podstawie oświadczenia przedsiębiorcy o spadku obrotów w związku z koronawirusem, ewentualnie wraz z dołączeniem stosownych dokumentów.
– Dla firm liczy się teraz czas – wyjaśnia prawniczka.
A co z ryzykiem nadużyć?
– Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że ktoś nieuprawniony skorzysta w takiej sytuacji z tych regulacji. Można się jednak przed tym zabezpieczyć, wprowadzając np. sankcje karne za złożenie fałszywych oświadczeń, a po zakończeniu walki z pandemią kontrole. Teraz nacisk powinien być położony na automatyczne działanie, które przyniesienie korzyść przedsiębiorcom mającym problemy – wskazuje mec. Joanna Torbé.

Kolejne wątpliwości

Doktor Tomasz Lasocki zwraca uwagę, że jedyne ograniczenie przychodowe nałożono na przedsiębiorców, którzy do ubezpieczenia zgłaszają tylko siebie. Z czym wiążą się kolejne wątpliwości.
– Płatnikiem zgłaszającym niewielu ubezpieczonych może być zatem nieźle prosperująca firma informatyczna, która dobrze płacąc pracownikom, funkcjonuje w dobie kryzysu bez zakłóceń. Wobec takich podmiotów wykażemy jako społeczeństwo dużą hojność, ale będziemy się uważnie przyglądali właścicielowi osiedlowego sklepu, który ubiega się o ulgę w wysokości 1,5 tys. zł. Trudno uzasadnić taką sytuację – komentuje dr Lasocki.
Wskazuje jednocześnie, że przepisy są tak skonstruowane, że trudno jednoznacznie powiedzieć, czy zwolnienie ze składek na ZUS uprawnia płatnika do potrącenia ich wartości z wynagrodzenia ubezpieczonego.
– Intencją prawodawców jest pozostawienie jak największych środków w dyspozycji zatrudniających. Jednak w przepisach nie ustalono tego jednoznacznie. Zatrudniający może mieć problem, jeżeli zatrudniony zauważy, że skoro nie będzie opłacona składka, to nie ma powodu do obniżenia jego wynagrodzenia, a zatem będzie domagał się większej wypłaty na rękę – podkreśla dr Tomasz Lasocki.
Z kolei Łukasz Kozłowski z Federacji Przedsiębiorców Polskich zwraca uwagę, że w Sejmie nie zmodyfikowano też procedury odraczania płatności należności do ZUS i rozkładania ich na raty. Jak wskazuje, chodzi o wprowadzenie jasnych kryteriów, w oparciu o które ZUS będzie automatycznie decydował o zawarciu umowy z przedsiębiorcą. Jednak w ocenie eksperta, mimo że w tarczy jest wiele do poprawy, to przedsiębiorcy muszą otrzymać pomoc jak najszybciej.
– Dlatego po uchwaleniu przepisów nie możemy osiąść na laurach, tylko dalej pracować nad lepszymi regulacjami – wskazuje.
Na część z tych problemów zwracali uwagę senatorowie. Do zamknięcia numeru nie zakończyło się jednak posiedzenie Senatu, dlatego nie wiadomo, czy któraś z tych kwestii została poprawiona.
Wniosek o zwolnienie ze składek ma zawierać
Etap legislacyjny
Prace nad ustawą w Senacie