Polacy nie ufają sobie nawzajem do tego stopnia, że domaganie się ujawnienia zarobków osoby pełniącej funkcję publiczną traktują jak wstęp do ataku.
Podobno nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Pozwolę sobie dodać, że w cudzym także bywa trudno. Przekonywaliśmy się o tym wielokrotnie, a najczęściej, gdy pojawiała się kwestia jawnych płac. Temat tak emocjonujący, że uruchamia lawinę argumentów – za i przeciw. Gdy Sieć Obywatelska Watchdog Polska pierwszy raz zaproponowała, by organizacje społeczne budowały zaufanie do siebie przez ujawnienie płac, uznano nas za radykałów i „osobliwych watchdogów”. Dziś widzimy już nie tylko pobłażliwe spojrzenia, lecz otwarte zwalczanie jawności przez grupy, których wynagrodzenia są jawne z mocy prawa. Czy jednak wyrażanie tej niechęci zostało dobrze przemyślane?

Instynkt

Społeczeństwo trzeba czuć. Czasem widać, jak różnie myślą różne grupy, a może pokolenia. Na przykład stosunek do Wikipedii. Wiele osób uważa, że nie ma ona żadnej wartości – tworzona przez przypadkowe osoby, bez kontroli nad zawartością. Wikipedyści odpowiadają, że ma dwie podstawowe zalety: „gromadzi na ogół ludzi o zainteresowaniach «encyklopedycznych» i dzięki mechanizmowi ciągłej wzajemnej kontroli tworzy ducha wspólnoty. (…) W jej tworzeniu faktycznie uczestniczą «prawdziwi fachowcy», a wiele artykułów uzyskuje zadziwiająco wysoki poziom. (…) Wikipedia jest jednak unikatowa, gdyż nie ma tu podziału na «fachowców» i «amatorów», wszyscy wikipedyści mają równe prawa i nikt nie powinien się tu czuć gorszy. Czasem nawet wybitni fachowcy popełniają fatalne gafy...”.
Czujemy, że ta argumentacja pasuje nie tylko do Wikipedii. Że dla Polski bardziej korzystne byłoby kształtowanie w obywatelach umiejętności argumentowania i przyjmowania informacji zwrotnej niż próba zatrzymania procesu upadku autorytetów. Nie mamy na to dowodów ani badań naukowych. Mamy natomiast instynkt. I dużo jeździmy po Polsce, pomagamy prawnie ludziom, którym chce się zmieniać ich gminy.
Nie inaczej było z jawnymi płacami. Któregoś roku, zastanawiając się nad tym, jak zbudować zaufanie do naszej organizacji, pomyśleliśmy, że dobrze byłoby ujawnić nasze płace. Wydawało nam się to spójne z kierunkiem działalności Watchdoga i oczekiwane przez społeczeństwo. I chyba dobrze rozpoznaliśmy temat. W roku 2017 w nasze ręce trafiła broszura „Telling a better story about charities” poświęcona próbom zaradzenia kryzysowi wizerunkowemu brytyjskich organizacji dobroczynnych. A tam przeczytaliśmy „W ostatnich latach wzrosło zainteresowanie społeczne tym, jak działają organizacje dobroczynne. Wynagrodzenia osób zarządzających, metody zbierania pieniędzy oraz sposób zarządzania podlegają bacznej obserwacji. Spowodowało to odnowienie debaty publicznej na temat tego, jak organizacje działają, bardziej nawet niż na temat tego, co osiągają”.
Okazało się zatem, że kwestia tego, jak organizacja wygląda wewnątrz, jest istotna nie tylko dla osobliwych watchdogów. Polskie organizacje jeszcze tego nie odkryły. Ale już dyskutują o nierównościach, mobbingu, warunkach pracy. Temat podchwycił związek zawodowy Inicjatywa Pracownicza, który jako jedyny obecny jest w środowisku organizacji społecznych. Jawność płac ma na sztandarach. I podkreśla, że zapobieganie problemom w miejscu pracy mocno łączy się z jawnością płac.

Zaufanie

Wikipedyści piszą w artykule „Nasza odpowiedź na krytykę”: „W Wikipedii zakładamy, że świat jest pełen odpowiedzialnych i zdolnych ludzi, a wariaci, wandale i oszołomy są w znikomej mniejszości”.
Nam się wydaje, że dla opisania wspomnianych na początku odmiennych sposobów myślenia ważne jest właśnie to „zaufanie do świata”. My też ciągle słyszymy, jak „ludzie nie zrozumieją”, „pytają, bo chcą zaatakować”, „pyta specyficzna grupa ludzi”, „żyjemy w takich czasach, że jawność jest niebezpieczna dla jednostki”. Tymczasem odpowiedź Sieci Watchdog na tę krytykę jest następująca – nie mając wiedzy, ludzie faktycznie nie rozumieją. Budują swoją wiedzę na podejrzeniach, mitach, plotkach, własnym doświadczeniu. Trudno jest dostrzec, kto mówi prawdę, a kto manipuluje. Osoby, które mogłyby popierać, być adwokatami sprawy, nie mają argumentów. Jako społeczeństwo, które nie stawia spraw otwarcie – ponieważ obywatel nie ufa instytucjom, a instytucje nie ufają obywatelowi – tkwimy w okowach nieufności.
Weźmy jednak przykład praktyczny, czyli jawne pensje w Sieci Watchdog. Od sześciu lata dostępne są w Biuletynie Informacji Publicznej. Obejrzało je około 9 tys. osób. Reakcje? Prawie żadne. Raz lekko pogardliwy tekst, że mało zarabiamy i chyba się nie szanujemy. Raz szczecińska radna, o której wynagrodzenie w spółce miejskiej dopytywali się miejscy aktywiści, postanowiła podnieść kwestię wysokiego wynagrodzenia jednego z nas, ale internauci szybko zareagowali. Mieli wiedzę. Nie musieliśmy nic robić. W przytłaczającej większości jednak ludzie po prostu przyjmują rzetelną informację do wiadomości. Ale też ta informacja sprawia, że my sami musimy ufać, że nasze decyzje są dobre, że będziemy musieli umieć je wytłumaczyć. Wierzymy, że dzięki tej nieustanej autokontroli podejmujemy lepsze decyzje. Co wcale nie oznacza, że są one asekuracyjne. Często są ryzykowne i kontrowersyjne, ale działa reguła wzajemności. Ponieważ my ufamy ludziom, to większość z nich ufa nam.

Rzeczywistość

Przejdźmy jednak z poziomu stosunkowo niszowych innowacji na poziom społeczeństwa. Widać, że rządzi brak zaufania. Badania Centrum Badania Opinii Społecznej to potwierdzają. „Zbierane od 2002 roku deklaracje nieodmiennie wskazują, że w życiu społecznym Polacy są raczej nieufni. Tylko nieco ponad jedna piąta badanych (22 proc.) wychodzi z założenia, że większości ludzi można ufać, ponad trzy czwarte zaś (76 proc.) wyznaje zasadę zachowywania daleko posuniętej ostrożności i podejrzliwości w stosunkach z innymi” (CBOS, Komunikat z badań nr 35/2018, marzec 2018 r.). Ten brak zaufania przekłada się na coraz większe uwikłanie w podziały, nieracjonalne decyzje i ignorancję rządzących i rządzonych.
W listopadzie 2019 r. zapadł wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Lublinie (sygn. akt II SAB/Lu 51/19) dotyczący wniosku o ujawnienie wynagrodzeń nauczycieli wraz z ich nazwiskami przez dyrektora szkoły w jednej z gmin województwa. W lutym wnioskodawca – wydawca gazety „Wspólnota Parczewska” – opublikował imienne listy nauczycieli wraz z wynagrodzeniami. To zaś spowodowało reakcję prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego. W wielu mediach ukazały się jego komentarze: „Publikowanie pensji w ten sposób to wyrządzanie nauczycielom krzywdy i może mieć katastrofalne skutki, zwłaszcza w małych społecznościach, gdzie nauczyciele w czasie strajku i tak byli zaszczuwani. Te kwoty, bez komentarza, np. w jakim wymiarze etatu dany nauczyciel pracuje czy informacji o ewentualnych nagrodach, są jak fotografia danej chwili”; „Całą tę walkę o jawność pensji odbieramy jako skutek nagonki na nauczycieli związanej z kwietniowym strajkiem” lub „Czemu nie potraktujemy podobnie innych grup zawodowych? Dlaczego akurat pensje nauczycieli mają być jawne?” (TVN24, 19 lutego 2020 r.).
W tych wypowiedziach uderzyło nas zwłaszcza przekonanie o złych intencjach pytających, jak też nieświadomość prawna. Zresztą znalazła ona swoje odbicie w tekście na Portalsamorzadowy.pl, gdzie napisano: „Wyrok, który zapadł w WSA dotyczy jednostkowej sprawy i nie jest wiążący dla wszystkich dyrektorów szkół w Polsce” (19 lutego 2020 r.). Tymczasem, wracając do naszego niszowego przykładu z życia organizacji społecznej, która codziennie wystawia się na ocenę i krytykę, można równie dobrze założyć, że o informację pytają sojusznicy nauczycieli albo po prostu osoby, które chcą się dowiedzieć, wyrobić sobie zdanie i denerwuje je przekaz propagandowy płynący z podzielonych mediów i dezinformacja płynąca z mediów społecznościowych. Jak to z przekąsem stwierdziła jedna z naszych koleżanek „Solidarność tak, jawność nie”. Takie wypowiedzi mogą tyko zniechęcić potencjalnych sojuszników i sojuszniczki.
Drugą sprawą jest nieświadomość prawna i to, że wyrok spadł na związek zawodowy reprezentujący nauczycieli jak grom z jasnego nieba. To chyba nawet bardziej obniża zaufanie niż oskarżenia o ataki. Bo rodzi pytanie, czy komunikacja jest uczciwa. Ustawą z 11 kwietnia 2007 r. o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz o zmianie niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2007 r. nr 80, poz. 542) wprowadzono do Karty nauczyciela zapis przyznający nauczycielowi status funkcjonariusza publicznego i wynikającej z tego tytułu ochronie. Zmiana weszła w życie 24 maja 2007 r. Artykuł 63 ust. 1 Karty nauczyciela stanowi, że „nauczyciel, podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, korzysta z ochrony przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych na zasadach określonych w ustawie z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny (Dz.U. z 2016 r., poz. 1137, z późn. zm.)”.
Nauczyciel pełni funkcję publiczną. Zgodnie zaś z art. 5 ust. 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej prywatność osób pełniących funkcję publiczną jest ograniczona. Zaś wyroki potwierdzające jawność płac takich osób, jak i nauczycieli zapadały na długo przed strajkiem. Na przykład wyrok z Wrocławia ze stycznia 2019 r., czyli jeszcze sprzed strajku.
„(…) Informacja o wynagrodzeniu osoby pełniącej funkcję publiczną, niezależnie od tego, że dotyka także prywatności osoby, ma związek z pełnieniem tej funkcji publicznej. Z pewnością takiego związku nie ma w odniesieniu do niektórych składników wynagrodzenia, wynikających ze statusu rodzinnego lub socjalnego pracownika (por. wyroki Naczelnego Sądu Administracyjnego: z dnia 18 lutego 2015 r. sygn. I OSK 695/14, z dnia 24 kwietnia 2013 r. sygn. I OSK 123/13). Natomiast taki związek zachodzi w odniesieniu do wynagrodzenia zasadniczego osoby pełniącej funkcję publiczną, czy dodatku motywacyjnego oraz w odniesieniu do sposobu ustalenia tego wynagrodzenia. Wynagrodzenie stanowi rekompensatą za wykonywanie przez osobę pełniącą funkcję publiczną jej obowiązków służbowych.
Spajając tę część rozważań, stwierdzić należy, że nie ma racji organ, kiedy wywodzi, że informacje o wysokości wynagrodzenia nauczyciela – w znaczeniu podanym wyżej – objęte są sferą jego prywatności. Ta przesłanka negatywna nie mogła bowiem zostać zastosowana w analizowanej sprawie z uwagi na fakt, że żądana informacja dotyczy nauczyciela, a więc osoby pełniącej funkcję publiczną i pozostaje w bezpośrednim związku z pełnieniem przez tę osobę funkcji publicznej. W konsekwencji Sąd uznał, że organ z naruszeniem art. 5 ust. 2 zd. 2 u.d.i.p. odmówił skarżącemu udostępnienia wnioskowanej informacji w powyższym zakresie” (sygn. akt IV SAB/Wr 196/19).
Podobnie orzekł WSA w Gorzowie Wielkopolskim (sygn. akt II SA/Go 640/18 ) jeszcze w roku 2018 i już po wielkim strajku nauczycieli WSA w Gdańsku (sygn. akt II SA/Gd 557/19). Trudno zatem zgodzić się z informacją rozpowszechnianą przez Portal Samorządowy, że lubelski wyrok jest odosobniony.
Niezależnie od tego, jak komunikują sprawę władze Związku Nauczycielstwa Polskiego, może być tak, że szeregowi nauczyciele, zwłaszcza ci z małych miejscowości, wolą przekłuć balon nieufności i rozmawiać o problemach. Dlatego postanowiliśmy zaprosić Związek do rozmowy. Pod koniec lutego przekazaliśmy list otwarty, w którym piszemy „Zdajemy sobie sprawę z tego, że w naszej kulturze politycznej otwarta dyskusja i zadawanie pytań wymaga odwagi cywilnej. Jednak nie ma innej drogi, jeśli chcemy tworzyć odpowiedzialną politykę. Obywatele – argumentując, jak powinno być zorganizowane państwo – wchodzą do sfery publicznej. A tam skupiają na sobie uwagę. Skoro postulaty strajkowe pojawiły się w sferze publicznej, to rodzą się wokół nich kontrowersje, pytania i kontrpostulaty. Z drugiej strony, dzięki temu bierzemy udział w podejmowaniu decyzji, nie oddając tego pola wyłącznie politykom. Kto inny, jak nie nauczyciele, ma kształtować świadomych swoich praw obywateli? Jak inaczej zdobyć wiarygodność w oczach uczniów i ich rodziców, jeśli nie przez otwartość na debatę? Jawność i związana z tym dyskusja, to okazja nie tylko do podtrzymania tematów obecnych w postulatach strajkowych, ale też do uzyskania sojuszników oraz wzmocnienia samoświadomości środowiska oświatowego. Ostatnie doniesienia prasowe o postulacie związania płac ze średnią krajową potwierdzają, że kwestia wynagrodzeń będzie jeszcze długo tematem debaty publicznej”.
Mamy nadzieję, że dojdzie do spotkania. Może faktycznie społeczeństwo trzeba zmieniać od szkoły? Ale nie tylko poprzez kontakt z uczniami, lecz także poprzez zmienianie instytucji. A w instytucjach są ludzie. Są tacy, jak cała reszta społeczeństwa. Jeśli oni się zmienią, otworzą, zechcą zaufać, to może i uczniowie wyniosą ze szkoły zaufanie do świata.
Katarzyna Batko-Tołuć, wiceprezes i dyrektor programowa Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska