Szybka podwyżka płacy minimalnej, jaką proponuje PiS, może doprowadzić do obniżenia dynamiki wzrostu zatrudnienia.
Eksperymentu na rynku pracy, który zaproponował PiS, nie wykonał jeszcze nikt na świecie. W zaledwie pięć lat płaca minimalna ma urosnąć aż o 77 proc. Analitycy banku Credit Agricole (CA) sprawdzili, jakie będą skutki tak gwałtownego zwiększania najniższych wynagrodzeń na miejsca pracy w sektorze firm, które zatrudniają co najmniej dziewięć osób.
„Poziom zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw ukształtuje się w 2024 r. na poziomie o 3,5 proc. niższym niż w alternatywnym scenariuszu, w którym płaca minimalna rosłaby w takim samym tempie jak w 2019 r.” – czytamy w raporcie CA udostępnionym DGP. To przekłada się na około 200 tys. mniej pracowników.
Jaki będzie faktyczny wpływ na rynek pracy eksperymentu proponowanego przez PiS, zależy od tego, jak będą przebiegały procesy gospodarcze, na ile głębokie będzie spowolnienie tempa rozwoju. Z szacunków ekspertów CA wynika, że jeśli zatrudnienie przez cały czas będzie rosło, to zgodnie z wyliczeniami wzrost miejsc pracy będzie o wspomniane 200 tys. niższy. Ale jeśli nastąpi stabilizacja lub spadek miejsc pracy, to szybka podwyżka najniższych pensji jeszcze negatywne zjawiska pogłębi.
Z czego wynikają te wnioski? Analitycy założyli dwa scenariusze. W pierwszym przyjęli, że płaca minimalna rośnie tak, jak planuje rząd, czyli w przyszłym roku wyniosłaby 2600 zł brutto i do 2024 r. zwiększyła się do 4000 zł. To oznacza wzrost o 77 proc. Scenariusz alternatywny zakłada, że wynagrodzenie minimalne przez cały ten czas rośnie tak jak w 2019 r. Co daje dynamikę na poziomie nieco ponad 7 proc. rocznie. Przy takim założeniu za pięć lat wynosiłoby 3176 zł, a zatem zwiększyło się o około 41 proc. Porównanie makroekonomicznych skutków tych dwóch scenariuszy stało się podstawą wyliczeń.
Jak widać z porównania obu wariantów – podwyżki proponowane przez rząd powodują, że płace rosną o 25 proc. mocniej niż w scenariuszu alternatywnym. To z kolei oznacza wyższe koszty pracy, z którymi muszą się zmierzyć przedsiębiorcy. W takim przypadku mogą zareagować redukcją zatrudnienia, jeśli okaże się, że miałaby spaść produktywność pracowników. PiS liczy, że ewentualne negatywne skutki forsownej podwyżki płacy minimalnej zostaną zamortyzowane przez bardzo dobrą sytuację na rynku pracy.
Mamy historycznie najniższe bezrobocie i znajdujemy się w grupie krajów Unii Europejskiej, w których odsetek osób bez pracy też należy do najmniejszych. Rządzący liczą więc, że brak rąk do pracy spowoduje, że firmy nie będą mogły zareagować zmniejszeniem zatrudnienia, a będą musiały przystać na wzrost wynagrodzeń. Na razie zadekretował jedynie przyszłoroczną podwyżkę do 2600 zł. Przy kolejnych ruchach rząd będzie mógł na bieżąco oceniać skutki rosnących minimalnych płac i jeśli pojawią się negatywne konsekwencje, ograniczać dynamikę wzrostu.
Tempo podwyżek najniższych wynagrodzeń jest bezprecedensowe. Jednocześnie redukcja zatrudnienia czy brak jego wzrostu to niejedyne możliwości kompensowania rosnących kosztów pracy.