Emeryci i samozatrudnieni to jedyne grupy, dla których różne opcje polityczne mają korzystne propozycje. Dla pracowników i zleceniobiorców nie tylko ich brakuje, ale prawie wszyscy chcą sięgać do ich kieszeni. Także PiS, który właśnie wygrał wybory.

okładka TGP 18 października 2019 r / Dziennik Gazeta Prawna

Za nami kampania wyborcza, w trakcie której prawie każda partia chciała zmniejszać składki, a zwiększać świadczenia. Tak się niestety nie da i teraz przed zwycięskim ugrupowaniem stoi niewykonalne w zasadzie zadanie pogodzenia sprzecznych interesów różnych grup społecznych. Zanim jednak nowy rząd przymierzy się choćby do próby ich realizacji, warto podsumować to, co w ostatnich miesiącach się wydarzyło. Miniona kampania obfitowała bowiem w wiele ciekawych pomysłów na to, jak ulepszyć ubezpieczenia społeczne czy uczynić je bardziej przystępnymi dla obywateli.

Licytowanie się w obietnicach dotyczących płacenia na ZUS ośmieliło także partnerów społecznych – związki zawodowe oraz organizacje pracodawców – do podbicia stawki i przypomnienia propozycji od dawna już przez nich postulowanych.

Kampanię mamy już za sobą, a tym samym emocje z nią związane. Warto więc chłodnym okiem spojrzeć na najpopularniejsze ostatnio propozycje zmian w ubezpieczeniach społecznych, wynikające z programów wyborczych większości komitetów, zapowiedzi polityków różnych opcji, a także informacji medialnych niezdementowanych wyraźnie przez rządzących. Z naszej analizy wynika jasno, że gdyby wprowadzano wszystkie proponowane zmiany, i to bez względu na barwy polityczne, to niewątpliwie zyskaliby na nich głównie emeryci i samozatrudnieni, a więcej zazwyczaj zapłaciłyby osoby pracujące na etacie i umowach cywilnoprawnych oraz zatrudniający ich przedsiębiorcy.

Emeryci mogliby bowiem spodziewać się dodatkowych pieniędzy, a samozatrudnieni obniżenia składek. Zgoła inaczej rysuje się sytuacja przedsiębiorców zatrudniających np. zleceniobiorców. Oni bowiem musieliby liczyć się z tym, że umowy zlecenia, które były dotychczas nieoskładkowane, zostaną obciążone składkami. Z kolei firmy zatrudniające dobrze wynagradzanych specjalistów musiałyby także brać pod uwagę zwiększone koszty ich pracy, bo PiS nie rezygnuje całkowicie z pomysłu likwidacji limitu składek, choć zamiast o zupełnej likwidacji zaczyna się mówić o jego zwiększeniu. A to oznaczałoby z jednej strony mniejsze zarobki, z drugiej zaś w konsekwencji wyższe emerytury dla zatrudnionych.

TO TYLKO FRAGMENT TEKSTU. CAŁOŚĆ PRZECZYTASZ W "TYGODNIKU GAZETY PRAWNEJ" >>>>>