Już w przyszłym roku przedsiębiorcy powinni opłacać składki na ZUS od dochodu. Nie wiadomo tylko, na jakich zasadach, bo nie ma założeń do ustawy.
DGP
Nadal nie wiadomo, na jakich zasadach małe i średnie firmy osiągające niskie przychody będą płacić składki na ZUS. I czy faktycznie wysokość daniny zostanie ograniczona o 500 zł miesięcznie. Wczoraj w czasie posiedzenia sejmowej komisji gospodarki i rozwoju przedstawiciele resortów przedsiębiorczości i technologii, finansów oraz inwestycji i rozwoju mieli przedstawić posłom szczegółowe informacje o zmianach. Tak się jednak nie stało. Podano jedynie, że górna granica korzystania z nowej ulgi została ustalona przy przychodach 120 tys. zł rocznie, czyli 10 tys. zł miesięcznie.
– Takie rozwiązanie umożliwi małym i średnim przedsiębiorstwom odejście z systemu ryczałtowego w kierunku naliczania składek od dochodu – wyjaśnił Leszek Skiba, wiceminister finansów. To oznacza, że im niższy będzie dochód, tym niższa będzie składka.
W ocenie wiceministra Skiby taki mechanizm ma zagwarantować, szczególnie małym przedsiębiorstwom, zamortyzowanie podniesienia płacy minimalnej.
Właściciele małych firm wczorajszymi wydarzeniami są jednak oburzeni.
– Do końca roku zostało tylko trzy miesiące. A ja nadal nie wiem, czy będę mogła skorzystać z możliwości płacenia składek od dochodu – zauważa Dorota Wanda Wolicka, przedsiębiorca z Wrocławia. – A przecież trzeba zaplanować wydatki. Kiedy mam się o tym dowiedzieć? Po wejściu nowych przepisów? – pyta.
Wątpliwości ma także prof. Jan Klimek ze Szkoły Głównej Handlowej, przewodniczący zespołu ds. ubezpieczeń społecznych Rady Dialogu Społecznego.
– Brak szczegółów może niepokoić – podkreśla. – Przedsiębiorcy nie mogą mieć zaufania do rządu, który przedstawia nowe rozwiązania w czasie kampanii wyborczej. I mówi im, że mają wierzyć, że taka propozycja będzie korzystna dla firm. Każde kolejne wystąpienie powoduje, że pojawiają się nowe pytania, które pozostają bez odpowiedzi – dodaje prof. Klimek.

Niska emerytura

W czasie wczorajszego posiedzenia sejmowej komisji wróciła także sprawa wysokości emerytur dla przedsiębiorców.
– Rząd planuje obniżenie składek. Nie mówi jednak o zagrożeniach przy przechodzeniu na emeryturę – podkreślił w czasie dyskusji poseł Stanisław Lamczyk z Klubu Parlamentarnego PO-KO.
O tej sprawie informowaliśmy jako pierwsi („Pułapka w uldze na ZUS”, DGP nr 187/2019). Strona rządowa w czasie posiedzenia komisji nie złożyła żadnych deklaracji dotyczących sposobu liczenia emerytury dla przedsiębiorców. A to oznacza, że nadal będzie obowiązywać tzw. zasada proporcjonalności. ZUS zapytany przez DGP wyjaśnia, że przy ustalaniu stażu ubezpieczeniowego dla celów podwyższenia emerytury okresy składkowe przypadające po 31 grudnia 1998 r. uwzględnia się w taki sposób, że miesiące, w których składki na ubezpieczenia emerytalne i rentowe były obliczone od podstawy wymiaru niższej od kwoty minimalnego wynagrodzenia pracowników, przyjmuje się nie w całości, lecz w części odpowiadającej proporcji tej podstawy do kwoty minimalnego wynagrodzenia. Dzieje się tak dlatego, że okresy korzystania z „małego ZUS”, jak również inne okresy opłacania „preferencyjnych” składek nie zostały wymienione w art. 87 ust. 4 ustawy o emeryturach i rentach z FUS wśród wyjątków wyłączających zasadę ustalania okresów składkowych przewidzianą w ust. 3 tego artykułu. Oznacza to, że przy ustalaniu stażu pod kątem podwyższenia emerytury przedmiotowe okresy te uwzględnia się na zasadach ogólnych, tj. przy zastosowaniu proporcji podstawy wymiaru składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe do minimalnego wynagrodzenia. Jak wyjaśnia Wojciech Andrusiewicz, rzecznik ZUS, wyjątki od tej zasady są dopuszczalne jedynie w przypadkach wprost wskazanych w obowiązujących przepisach, a więc m.in. wówczas gdy zmniejszenie podstawy wymiaru składek poniżej minimalnego wynagrodzenia nastąpiło na skutek pobierania wynagrodzenia za czas niezdolności do pracy.

Będzie lepiej

Adam Abramowicz, rzecznik małych i średnich przedsiębiorców, także oczekuje zmian w sposobie płacenia składek. Jak powiedział DGP, przedsiębiorcy powinni mieć możliwość opłacania składek nie tylko od dochodu, ale także sami decydować o ich odprowadzaniu. I dlatego konieczna jest dyskusja nad zmianami w systemie podlegania ubezpieczeniom przez przedsiębiorców.
– I nie można w czasie takiej debaty szafować argumentami, że obniżenie wpływów ze składek płaconych przez przedsiębiorców doprowadzi FUS do zapaści – zauważa minister Adam Abramowicz. – Wpływy ze składek od przedsiębiorców płacących pełny ryczałt to ok. 12 mld zł – dodaje.
W ocenie rzecznika w stosunku do całego FUS, który wynosi ok. 200 mld zł, to ok. 6 proc. Spadek wpływów byłby niższy niż te 12 mld zł.
– Z badań wynika, że dobrowolnie składki do ZUS odprowadzałoby 50 proc. przedsiębiorców, czyli ubytek wyniósłby 6 mld zł na początku, w funkcji malejącej do zera na końcu, ponieważ ZUS nie wypłacałby nieubezpieczonym świadczeń – wyjaśnia Adam Abramowicz. – W przypadku objęcia wszystkich systemem proporcjonalnym do dochodu ubytek będzie jeszcze mniejszy. Ktoś, kto dokończy rozpoczętą reformę, przejdzie do historii gospodarczej Polski. Takiego nieefektywnego, niesprawiedliwego sytemu nie ma w żadnym innym europejskim państwie – dodaje.
Pracodawcy krytycznie o płacy minimalnej
Skokowy wzrost najniższego wynagrodzenia wymusi proporcjonalne podwyżki także dla zatrudnionych, którzy zarabiają więcej niż ustawowe minimum. Więcej firm będzie zatrudniać w szarej strefie, co oznacza nieuczciwą konkurencję w stosunku do tych przedsiębiorstw, które funkcjonują zgodnie z prawem. Takie skutki – zdaniem organizacji pracodawców – wywoła zapowiedziany przez rząd wzrost minimalnej płacy (docelowo do 4 tys. zł w 2024 r.). Przedstawili je w trakcie posiedzenia sejmowej komisji gospodarki i rozwoju. – Skoro niewykwalifikowana pomoc kuchenna ma zarabiać co najmniej 4 tys. zł, to kucharzowi z doświadczeniem trzeba będzie zapewnić dwa razy więcej, więc ok. 8 tys. zł – tłumaczył Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan. Przedstawiciele firm podkreślali, że skokowa podwyżka minimalnej pensji, niedostosowana do wzrostu produktywności, wywoła problemy w szczególności w mniejszych przedsiębiorstwach funkcjonujących poza dużymi miastami. – Zaplanowany wzrost wypełni zobowiązanie rządu Donalda Tuska z 2009 r., zgodnie z którym najniższa pensja powinna wynosić połowę przeciętnego wynagrodzenia – tłumaczył z kolei Leszek Skiba, wiceminister finansów. Przyznał, że minimalne wynagrodzenie zarabia ok. 70 tys. osób zatrudnionych w sektorze publicznym. Im też trzeba będzie podwyższyć pensje.