Prowadzenie jednoosobowej działalności gospodarczej nie wchodzi w grę, gdy ryzyko działalności ponosi nie indywidualny przedsiębiorca, ale jego jedyny kontrahent, a wynagrodzenie z tytułu wykonywania usług na jego rzecz – np. prowadzenia sklepu – jest ustalone w stałej kwocie i nie ma nic wspólnego z zyskiem, obrotem, wielkością utargu itp.
W sprawie tej pozew o ustalenie istnienia stosunku pracy złożyła Sylwia C., kierująca sklepem należącym do sieci handlowej zarządzanej przez małopolską spółkę O. Mimo że kobieta była zarejestrowana w ewidencji działalności gospodarczej jako indywidualny przedsiębiorca, umowa o współpracy handlowej, jaką zawarła ze spółką O., pozostawiała jej stosunkowo niewielkie pole manewru. Przewidywała ona (oraz ogólne warunki umów zawieranych pomiędzy spółką a prowadzącymi placówki handlowe w sieci) ścisłe zasady urządzania sklepu, warunki sprzedaży i dostaw, ale także określała – dla prowadzącej sklep – wynagrodzenie w stałej kwocie miesięcznej, niezależnej od obrotu czy utargu placówki.
Poza tym prowadząca sklep była też zobowiązana do otwierania go w określonych godzinach i sama miała też wtedy wykonywać w nim prace.
Dodatkowo kwestie zatrudnienia pracowników placówki także powinny być konsultowane z kierownikiem regionalnym spółki.
W tym układzie umownym sąd I instancji stwierdził istnienie między stronami stosunku pracy, a umowę zakwalifikował jako umowę o pracę. Innego zdania był jednak sąd II instancji, który apelację spółki uwzględnił a powództwo Sylwii S. – oddalił.
Sprawa trafiła więc do Sądu Najwyższego, który uchylił orzeczenie apelacyjne i nakazał ponowne rozpoznanie sprawy.
SN podkreślił, że co do zasady mogą być zawierane takie umowy, zgodnie z którymi placówkę handlową, funkcjonującą w ramach sieci, prowadzi samodzielny przedsiębiorca, na podstawie umowy o współpracy, zlecenia, ale też umowy agencyjnej czy franczyzy.
– Możliwości są różne, ale istotną kwestią w niniejszej sprawie było to, że jedynym kontrahentem powódki była pozwana spółka. A zasadą jest, że przedsiębiorca, prowadzący samodzielne interesy ma wielu klientów – powiedziała sędzia Katarzyna Gonera.
Tu tak nie było. Ale dodatkowo – na co zwrócił uwagę SN – problematyczną kwestią było ryzyko prowadzenia działalności i sposób określania zarobków prowadzącej sklep. Otóż umowa przewidywała, że praktycznie większość ryzyka gospodarczego – związanego z prowadzeniem biznesu, w tym ryzyka osobowego (zatrudniania pracowników), ekonomicznego czy technicznego, przejmowała spółka. W dodatku wynagrodzenie – co już wyraźnie wynikało z umowy – było oderwane od wyników finansowych placówki.
– W stosunkach pracy całe ryzyko obciąża wszak pracodawcę. Wynagrodzenie oderwane od wyników placówki też wskazuje nie na działalność gospodarczą, ale na zatrudnienie powódki. Przedsiębiorca powinien prowadzić interesy samodzielnie. Tymczasem powódka musiała prosić np. o zwolnienie na pogrzeb osoby bliskiej i takiego zwolnienia nie uzyskała od przedstawiciela spółki, który stwierdził, że nie jest ona pracownikiem. To wszystko budzi poważne wątpliwości, czy można mówić o współpracy między przedsiębiorcami. Ale na tym etapie postępowania nie można przesądzić, czy strony łączył stosunek pracy. Może też być i tak, że prowadzący sklep jest zatrudniony przez właściciela sieci, na różnych podstawach prawnych – niekoniecznie umowy o pracę; w grę może wchodzić także umowa zlecenia, kontrakt menedżerski itp. – powiedziała sędzia Gonera zamykając rozprawę.
Istotną kwestią w niniejszej sprawie było to, że jedynym kontrahentem powódki była pozwana spółka. A zasadą jest, że przedsiębiorca, prowadzący samodzielne interesy ma wielu klientów

orzecznictwo

Wyrok Sądu Najwyższego z 18 września 2019 r., sygn. I PK 142/18.