Dostępność wyrobów wspomagających kurację jest uzależniona od zamożności pacjenta. Brakuje nadzoru nad bezpieczeństwem i jakością.
DGP
758 mln zł – tyle chorzy zapłacili z własnej kieszeni w 2017 r. za wyroby medyczne – wynika z badania NIK. Chodzi o wszystkie dostępne środki i urządzenia, które są uzupełnieniem terapii, wspierają leczenie, rehabilitację lub rekonwalescencję pacjenta, ułatwiając czy też umożliwiając jego codzienne funkcjonowanie. Ich stosowanie ma na celu poprawę efektywności leczenia. Na liście wyrobów medycznych są m.in. wózki inwalidzkie i aparaty słuchowe.
Narodowy Fundusz Zdrowia płaci za ich zakup osobom potrzebującym, ale tylko część kwoty. Resztę dopłaca sam chory. W 2014 r. te dopłaty wynosiły ok. 0,5 mld zł, trzy lata później już ok. 750 mln zł. W woj. mazowieckim urosły o prawie 40 proc., do 103 mln zł. W całym kraju średnio był wzrost o 35 proc.
NFZ także wydaje więcej na wyroby medyczne, ale jego koszty nie rosną tak szybko. Limity finansowania przez NFZ w wielu przypadkach od lat pozostają niezmienione, a czasem są nawet obniżane (tak było w przypadku wózków inwalidzkich).
Według Tomasza Michałka z Koalicji „Na pomoc niesamodzielnym” są takie wyroby, do których dopłaty z funduszu nie zmieniły się od 1999 r. – Pojawiają się nowe technologie, nowy sprzęt. Limity z NFZ powinny być do tego dostosowane – dodaje Michałek.
Jego zdaniem moglibyśmy wykorzystać przykład Niemiec. Tam jednym z rozwiązań jest wypożyczanie części wyrobów medycznych. Tak jest np. w przypadku wózków czy balkoników. – U naszych zachodnich sąsiadów dotyczy to 300 produktów. Dzięki temu jest również nadzór nad jakością. To system opłacalny zarówno dla państwa, jak i dla chorych – tłumaczy Michałek.
Standardy to kolejny powód do niepokoju dla kontrolerów NIK. Ich zdaniem szwankuje nadzór nad rynkiem zaopatrzenia w wyroby medyczne, co przekłada się na ryzyko dla bezpieczeństwa ich stosowania. Nadzór jest sprawowany przez prezesa Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Tyle że spośród spraw, które wpłynęły do urzędu w 2016 r., zakończono jedynie 27 proc. Później ten odsetek był podobny. Formalnej weryfikacji danych dotyczących wprowadzenia wyrobów do używania dokonywano nawet po upływie ponad pięciu lat.
NIK zwraca też uwagę, że przepisy uniemożliwiają zaopatrzenie hospitalizowanych pacjentów w wyroby medyczne tak, aby je mieli zaraz po wyjściu ze szpitala. Zamówić je można dopiero po zakończeniu hospitalizacji. „Co znacznie utrudnia dobranie i dopasowanie, a później także użytkowanie wyrobu medycznego” – piszą autorzy raportu.
Pacjenci mogą kupić potrzebny wyrób za pełną kwotę w każdym momencie. Aby dostać refundację z NFZ, trzeba jednak poczekać na wyjście ze szpitala.
– Problem jest także przy korzystaniu z wyrobów medycznych podczas pobytu w szpitalu. W przypadku pieluchomajtek – można albo korzystać ze szpitalnych, które są fatalnej jakości, albo kupować z własnej kieszeni, płacąc pełną cenę. I rodziny zazwyczaj to robią – przyznaje Tomasz Michałek.
Resort zdrowia przyznaje, że problem z korzystaniem z dopłat NFZ dla pacjentów szpitalnych istnieje.
– Trwają analizy dotyczące zmiany art. 35 ustawy o świadczeniach, która umożliwi wystawianie w czasie pobytu pacjenta w zakładzie leczniczym zlecenia na określone wyroby medyczne, jeśli są niezbędne do zachowania ciągłości leczenia lub są wykonywane na zamówienie – komentuje Maciej Miłkowski, wiceminister zdrowia.
Resort przekonuje, że były wprowadzane przepisy poprawiające dostępność wyrobów medycznych – np. w ustawie „Za życiem” przyznano dodatkowe uprawnienia pacjentom do 18. roku życia, u których stwierdzono chorobę, która zaczęła się w okresie prenatalnym lub w czasie porodu.
NIK rekomenduje, że MZ i NFZ powinny mieć większy wpływ na ustalanie cen. Jak przyznaje resort zdrowia, było to już analizowane i wywołało wiele kontrowersji. Na razie prace w tym kierunku zostały wstrzymane.