Po wczorajszej publikacji DGP dotyczącej wątpliwych praktyk kadrowych w Państwowej Inspekcji Pracy („PIP – Praca i Przyjaciele”, DGP nr 120/2019) żadnego stanowiska nie przedstawiły organy Sejmu, któremu podlega inspekcja. DGP udało się skontaktować z Januszem Śniadkiem, przewodniczącym Rady Ochrony Pracy przy Sejmie RP. Poprosił on jednak o czas na zapoznanie się z wczorajszą publikacją oraz przygotowanie komentarza (ze względu na liczne podróże służbowe).
Pomimo prób nie uzyskaliśmy opinii od Wojciecha Szaramy, przewodniczącego sejmowej komisji ds. kontroli państwowej (obaj przewodniczący są posłami PiS; kierowane przez nich jednostki nadzorują działalność PIP). Do momentu zamknięcia wydania praktyk kadrowych w PIP – pomimo prośby DGP – nie skomentowało też Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Inspekcja mu nie podlega, ale w praktyce – ze względu na cele działania i rodzaj zadań – obie instytucje muszą ze sobą blisko współpracować.
We wczorajszym wydaniu DGP opisaliśmy m.in. przypadki zatrudnienia w centrali PIP osób, które prowadzą aktywność polityczną (są radnymi z ramienia PiS) oraz szybkie awanse pracowników, którzy niedawno rozpoczęli zatrudnienie w inspekcji. Dla wybranych pracowników główny inspektorat zorganizował też w ubiegłym roku zaoczną, trzymiesięczną aplikację inspektorską (zwykły kurs trwa rok; kandydatów wskazywał sam główny inspektor i szefowie okręgowych inspektoratów). Organy nadzorujące działalność PIP mogły nie mieć pełnej wiedzy w tym zakresie, ale sygnały o wątpliwych praktykach kadrowych w inspekcji docierały do nich już wcześniej. Pytania w tej sprawie na posiedzeniach ROP, w tym m.in. te o zatrudnienie konkretnych osób w centrali PIP oraz o przyspieszony kurs inspektorski zadawała Izabela Mrzygłocka, posłanka PO-KO, członkini rady.
– Zaczęłam je zadawać od września ubiegłego roku. Łącznie było to kilkadziesiąt szczegółowych pytań dotyczących działalności inspekcji i prowadzonej polityki kadrowej. Otrzymywałam bardzo ogólne odpowiedzi, z których nic nie wynika. To żenujący sposób postępowania – wskazuje.
Jej zdaniem poprzez ostatnie działania PIP traci wiarygodność i wypracowywany latami autorytet. – Inspekcja jest upartyjniana. Organy nadzorujące jej działalność w razie sygnałów o możliwych nieprawidłowościach mają obowiązek o nie pytać, a nie bagatelizować sprawę – dodaje.
W trakcie zbierania materiałów do opublikowanego wczoraj tekstu wystąpiliśmy z pytaniami do ROP (m.in. czy do rady, jako organu nadzorującego PIP, trafiały skargi dotyczące zatrudniania osób wymienionych w tekście DGP). W oficjalnej odpowiedzi z 10 kwietnia 2019 r. Janusz Śniadek wskazał że od czerwca 2018 r. do ROP nie trafiła żadna skarga dotycząca sytuacji kadrowej w inspekcji. Przyznał jednocześnie, że niektóre kwestie, o które zapytał DGP, były przedmiotem pytań posłanki Mrzygłockiej do głównego inspektora pracy, na które odpowiadał on zarówno ustnie (w trakcie posiedzeń rady) jak i na piśmie. ROP zdecydowała, że jej interwencja będzie zasadna wówczas, gdy wątpliwości poruszone w pytaniach nie zostaną wyjaśnione, a ewentualne nieprawidłowości – potwierdzone. Uznała, że dotychczasowe wyjaśnienia udzielane przez GIP na posiedzeniach rady nie dają podstaw do twierdzenia, że wystąpiły nieprawidłowości, które uzasadniają podjęcie interwencji. Jednocześnie rada podkreśliła, że organem właściwym w kwestiach kadrowych PIP jest główny inspektor pracy, który ponosi odpowiedzialność za funkcjonowanie urzędu.
Opinia ta została jednak sformułowana jeszcze przed publikacją DGP, która zawiera wiele informacji potwierdzających wątpliwe praktyki kadrowe w GIP. Głos organów nadzorujących działalność inspekcji jest w tej sprawie potrzebny. W przeciwnym razie obywatele mogą mieć wrażenie, że instytucja, której celem jest kontrolowanie warunków pracy, sama nie podlega żadnemu nadzorowi.