Platforma chce obniżyć podatki i składki obciążające prace, nie wyklucza likwidacji ulg, jeśli wybrany zostanie bardziej radykalny wariant propozycji – Rzońca opowiada o pomysłach partii na gospodarkę.
Kiedy poznamy projekt ustawy proponujący zmianę podatków?
Nie wykluczam, że wszystkie projekty ustaw złożymy jeszcze w tym parlamencie. Tak postępowaliśmy do tej pory, jeśli wychodziliśmy z jakimiś propozycjami gospodarczymi. Przedstawiliśmy 15 projektów ustaw rozwiązujących najpilniejsze problemy gospodarcze, z którymi nie radzi sobie rząd PiS: od ustaw tworzących zachęty do wczesnego wchodzenia na rynek pracy i późnego z niego wychodzenia przez ustawy mające zatrzymać regulacyjne tsunami po ustawę obniżającą akcyzę na prąd i w ten sposób łagodzącą wzrost jego cen. PO przygotowuje gruntowną przebudowę podatków i składek. Nie ograniczy się ona tylko do zmian podatków osobistych, będzie też dotyczyła opodatkowania przedsiębiorstw. Chcemy dokonać przebudowy sytemu, ale zmiany będziemy pokazywali w kolejnych odsłonach.
Czemu dawkujecie informacje, a nie położycie na stół propozycji, by można było je omówić?
Mamy 10 miesięcy do wyborów i wprawdzie nie zajmuję się strategią polityczną, ale uznaję, że pokazanie całości pomysłów teraz doprowadziłoby do zużycia tego dobrego projektu. Pokazujemy to, co najważniejsze.
A co jest najważniejsze?
W programie „Wyższe płace” dwie rzeczy: zmniejszenie opodatkowania i oskładkowania pracy dla wszystkich oraz zmniejszenie ciężarów fiskalnych dla osób najniżej zarabiających. Ich praca jest najbardziej wrażliwa na wysokość opodatkowania.
Co w praktyce ma oznaczać zmniejszenie danin dla wszystkich?
Obciążenie wynagrodzenia podatkiem dochodowym i składkami ma nie przekraczać 35 proc., dziś przewyższa 40 proc. Choć na stole leży jeszcze radykalniejsza propozycja, która to obciążenie zmniejszy do 33 proc.
Mówimy o obciążeniu po stronie pracownika?
Te 35 proc. to suma wszystkich obciążeń: PIT, składki na NFZ i składek na ubezpieczenia społeczne zarówno po stronie pracownika, jak i jego pracodawcy.
Sama składka emerytalna pracownika to prawie 10 proc. tzw. dużego brutto. Składki będą zmniejszane?
Również. Jakkolwiek składka emerytalna, jeśli w ogóle, to w minimalnym stopniu.
Ale to oznacza w przyszłości niższe emerytury?
Nie, i to z dwóch powodów. Jeśli zachęcimy Polaków do dłuższej aktywności, to świadczenia nie będą niższe. Ale ważniejszy jest drugi powód. Ten system ma sprawić, że dużo więcej Polaków będzie pracowało na umowach o pracę. Dzięki czemu przez cały czas aktywności zawodowej będą opłacali składki. Dziś z tym jest różnie. Celem tego systemu jest upowszechnienie zatrudnienia, od którego odprowadza się składki, bo lepiej jest odprowadzać nieco mniejsze składki, niż w ogóle ich nie płacić, jak dziś często się zdarza.
Czy ta preferencja dla umowy o pracę oznacza, że w ten sposób zostaną opodatkowane wszelkie formy zatrudnienia?
To, co pokazujemy, dotyczy umów o pracę. Dziś wiele osób wybiera inne formy ze względu na opodatkowanie. Radykalnie obniżając obciążenia dla najsłabiej zarabiających, chcemy tę patologiczną sytuację przeciąć, ale nie chcemy ograniczać ludziom swobody wyboru. Liczymy, że ten mechanizm zachęci do zatrudniania na etat. Wprowadzamy coś, czego brakowało, czyli progresję. Tylko nie w ten sposób, że opodatkowujemy dodatkowo najbogatszych, ale radykalnie zmniejszamy obciążenia dla osób zarabiających najmniej. A to jest grupa podatników, której praca jest najbardziej wrażliwa na zmiany klina podatkowego. Nie chcemy wprowadzać jednego rodzaju umów na zatrudnienie, ale jeśli ktoś będzie chciał otrzymać wsparcie, musi pracować na umowie o pracę.
Nie ma pomysłu likwidacji zbiegu tytułu ubezpieczeń, czyli wprowadzenia zasady, że składka emerytalna jest płacona od wszystkiego?
Przyglądamy się lukom w systemie, ale to, co położyliśmy na stole, ogranicza się do dwóch typów zmian: obniżki klina i wsparcia dla osób zarabiających do dwukrotności minimalnej pensji, czyli w warunkach przyszłego roku 4500 zł – około 1000 euro.
Poproszę o szczegóły tych zmian w podatkach od wynagrodzeń?
Będą dwie stawki 10 i 24 proc. dla PIT. Suma PIT i wszystkich składek zostanie obniżona do 35 proc. lub niżej. Limit podstawy wymiaru składek emerytalno-rentowych zostanie zachowany i uspójniony z górną granicą przedziału pierwszej skali podatkowej. Odpowiednią ustawę Platforma już przedstawiła. Dzięki zachowaniu tego limitu i przybliżeniu go do poziomu z takich krajów jak Szwajcaria, Szwecja czy Norwegia, nie będzie kominów emerytalnych, będzie natomiast więcej dobrze płatnych miejsc pracy. Natomiast ukryte podnoszenie podatku dochodowego przez niewaloryzowanie progów podatkowych zacznie wiązać się z kosztem w postaci niższych wpływów ze składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe. Ujednolicamy podstawę wymiaru PIT i wszystkich rodzajów składek. Każde obciążenie będzie naliczane od jednej bazy. Dziś inną podstawę mają składki na ZUS, inną składka na NFZ, inną PIT. Żeby wyliczyć swój podatek osobisty, trzeba dokonać co najmniej 14 operacji. W naszym rozwiązaniu wystarczy jedna. Jeśli partnerzy społeczni opowiedzą się za najdalej idącą wersją naszego pomysłu, to pracodawca będzie mógł zrobić jeden przelew podatkowo-składkowy od całego funduszu płac. Załączy do tego listę osób z wysokością wynagrodzeń, by można było przyporządkować składki do poszczególnych osób. To jest radyklane uproszczenie.
A jak ma wyglądać ta druga część, czyli dopłaty do pensji?
Wsparcie w maksymalnej wysokości wyniesie 500 zł dla minimalnego wynagrodzenia, wraz ze wzrostem pensji brutto będzie się zmniejszać o 1 proc., aż do dwukrotności minimalnego wynagrodzenia. Dla minimalnej pensji, która w przyszłym roku wyniesie 2250 zł, płaca netto według obecnych zasad wyniesie 1653 zł. Gdyby wprowadzić naszą propozycję, płaca netto wzrosłaby do 1747 zł; do tego pracownik dostałby 500 zł wsparcia, więc zarabiałby 2247 zł. Zapłaciłby mniejszy podatek i dostał premię za aktywność, dzięki czemu łączny dochód byłby niemal równy pensji brutto. Dochód netto takiej osoby wzrósłby o 38 proc. Gdyby oprzeć wzrost jej dochodów wyłącznie na wzroście gospodarki, to na tego rzędu realną podwyżkę (a więc po odjęciu wzrostu cen) musiałby czekać 9 lat i to przy założeniu, że wydajność w gospodarce nadal będzie rosła równie szybko co przez ostatnie 25 lat. Z kolei osoba zarabiająca 3000 zł, dziś otrzymuje niecałe 2150 zł, dzięki obniżeniu opodatkowania jej płaca netto wzrosłaby do 2330 zł i uzyskałaby wsparcie na poziomie 333 zł; łącznie dostałaby 2663 zł. Bez programu „Wyższe płace” na tego rzędu realną podwyżkę przyszłoby jej czekać co najmniej 6 lat.
Jak dopłata trafi na konto?
Możliwe są dwa rozwiązania. Wypłata ze strony państwa jak przy 500 plus, czyli transfer albo degresywna kwota wolna. Uważam, że premia wypłacana przez państwo jest lepsza, bo pozwala na radyklane uproszczenie wyliczania wysokości podatku i wspomniany jeden przelew od pracodawcy.
Czy taki system nie będzie prowokował pracodawców i pracowników do ukrywania zarobków w szarej strefie, skoro państwo tyle dopłaca?
Nie. Są cztery powody, które minimalizują takie ryzyko. Po pierwsze, program „Wyższe płace” zmniejsza pozapłacowe koszty pracy, a tym samym bodźce do płacenia pod stołem. Po drugie, nie opłaca się obcięcie pensji, by otrzymać wsparcie, bo by je podwyższyć o 1 zł, trzeba zrezygnować z 4,5 zł wynagrodzenia. Który pracownik się na to zgodzi? Po trzecie, w przeciwstawieniu się takim ewentualnym „propozycjom” wspiera go sytuacja na rynku pracy i konieczność zabiegania przez firmy o pracowników. A po czwarte, nasz pomysł na generalną przebudowę podatków nie ogranicza się do programu „Wyższe płace”, lecz dotyczy także opodatkowania przedsiębiorstw. Będziemy promować wzrost firm. Chcemy wbudować w system podatkowy bodziec promujący zwiększanie skali działalności. Będzie się opłacało rosnąć, a nie spychać działalność do szarej strefy.
Co z systemem dotychczasowych ulg, np. na dzieci, zostają?
Chcemy uprościć system podatkowy. Na stole są różne wersje programu „Wyższe płace”: ogłoszono tę najmniej radykalną, ale przygotowano też alternatywne. Wybór jest prosty, albo decydujemy się na maksymalnie uproszczony wariant z najniższymi stawkami, ale wtedy trzeba zrezygnować z ulg, albo zostawiamy ulgi i to powoduje, że obniżka podatków jest nieco płytsza. Na razie został wybrany wariant z nieco wyższymi stawkami, przy której część ulg zostaje. Ostatecznego wyboru dokonamy w uzgodnieniu z partnerami społecznymi.
To rozwiązanie dla pracowników, co z emerytami?
Dla nich jest propozycja unettowienia emerytury i zwolnienia jej z PIT. Każdy emeryt, który będzie chciał dorobić, przestanie być wyżej opodatkowany niż inni pracownicy.
To brzmi bardzo dobrze, tylko ile będzie kosztować?
W wersji, która została przedstawiona, czyli zmniejszenia opodatkowania i dodatkowego wsparcia dla słabiej zarabiających, koszt ma wynieść 30 mld zł.
Nie za mało jak na tak duży ruch i tak spore korzyści?
Nie. Ten łączny koszt obniżenia PIT i oskładkowania dla wszystkich pracujących oraz dodatkowego wsparcia dla mniej zarabiających ma być w części skompensowany przez likwidację różnego rodzaju luk w systemie.
Których?
Mamy na tyle skomplikowany system podatkowy, że jest co upraszczać. O ujednoliceniu podstawy wymiaru PIT i wszelkich składek powiedziałem. Chyba wystarczy tych podpowiedzi dla rządzących – zwłaszcza że są oni na nie głusi. Jeśli nie chcę teraz zdradzać innych posunięć, to także dlatego, by dyskusji o tym, co jest naprawdę ważne, czyli o zmniejszaniu ciężarów nakładanych na pracowników, zwłaszcza tych słabo wynagradzanych, nie przysłoniły ataki różnych grup nacisku demonizujących to rozwiązanie, by zachować swoje przywileje kosztem całości społeczeństwa. Mogę tylko zapewnić, że nie planujemy likwidacji 50 proc. kosztów uzyskania przychodu od umów o dzieło.
À propos kosztów: po stronie rządowej pojawiły się szacunki, że cena tego rozwiązania to 50–60 mld zł?
Gruba przesada. Najwyraźniej rząd uważa, że w systemie podatkowo-składkowym nie ma żadnych patologicznych luk, które trzeba usunąć. Specjalnie mnie to nie dziwi, bo PiS ma problem z samodzielnym wypracowaniem jakichkolwiek pożytecznych zmian. Stąd nasza propozycja: skoro nie macie własnych pomysłów na rządzenie poza bezmyślnym rozdawnictwem, to wprowadźmy wspólnie program „Wyższe płace”
Ale nawet 30 mld zł to olbrzymia kwota. To 1,5 proc. PKB. Jeszcze niedawno PO kwestionowała możliwość wprowadzenia 500 plus. To nie zagrozi finansom?
Finanse publiczne trzyma w ryzach stabilizująca reguła wydatkowa, która nie pozwala wydać więcej, niż wynika z jej limitów. Na marginesie, przedstawiliśmy dwie ustawy mające ją jeszcze wzmocnić: jedną, która uniemożliwi jej obchodzenie – jak robi to obecny rząd – przez zawyżanie szacunków dochodów z uszczelnienia podatków, i drugą – zastępującą deficyt w wysokości 1 proc. PKB równowagą budżetową w definicji średniookresowego celu budżetowego.
Celem wszystkich naszych propozycji jest wspieranie wzrostu gospodarczego. To on ma być głównym źródłem finansowania programu „Wyższe płace”. By uświadomić sobie, jak ważny jest wzrost dla finansów publicznych, wystarczy porównać wydatki na program 500 plus, które wynoszą 23 mld zł z przyrostem dochodów budżetu państwa będącym efektem gospodarczego wzrostu. Wie pan, o ile zwiększyły się od 2015 r. dochody budżetu dzięki rosnącej gospodarce? Aż 68 mld zł!
Ale wiele wskazuje, że w kolejnych latach grozi nam gospodarcze spowolnienie, to nie jest zbyt ryzykowana strategia?
Dlatego program „Wyższe płace” ogłosiliśmy teraz i złożyliśmy ofertę PiS, żeby wprowadzić go wspólnie, gdy istnieje możliwość jego sfinansowania. Jeśli żadni lobbyści nie zablokują tej zmiany, to, wraz z innymi propozycjami podatkowymi Platformy, ma ona naprawdę szanse stać się kolejnym silnym prorozwojowym impulsem dla polskiej gospodarki.