To dobrze, że ustawa znosząca limit płacenia składek na ZUS została uznana za sprzeczną z konstytucją. Szkoda, że tak późno – komentują przedsiębiorcy
Trybunał już kilkukrotnie przekładał ogłoszenie orzeczenia w tej sprawie. To, które zapadło wczoraj, nie było jednogłośne. Podstawą do uznania niekonstytucyjności ustawy znoszącej limit 30-krotności składek ZUS stał się przebieg głosowania w Senacie. W jego trakcie senatorowie opozycyjni wyjęli karty do głosowania i okazało się, że nie ma kworum. Stwierdziła to nawet prowadząca obrady wicemarszałek Senatu Maria Koc. Po chwili jednak zarządzono przerwę i liczenie, ilu senatorów zarejestrowały kamery na sali. Na tej podstawie marszałek uznała, że kworum jednak było.
– Na żadnym etapie procesu legislacyjnego nie powinno być wątpliwości, czy doszło do uchwalenia aktu, czy nie. W przypadku zaskarżonej ustawy takie wątpliwości powstają i Trybunał Konstytucyjny nie ma możliwości ich rozwiania – wskazał sędzia sprawozdawca Justyn Piskorski.
Jak podkreślał, nie znaczy to, że trybunał sankcjonuje obstrukcję w głosowaniach. Przeciwnie: jak wynika z konstytucji, obowiązkiem senatorów i posłów jest udział w podejmowaniu decyzji przez obie izby. Tyle że w tym przypadku nie zostało ustalone z całą pewnością, ilu senatorów brało udział w kluczowych głosowaniach.
Dlatego TK uznał ustawę za niezgodną z art. 7 konstytucji. Mówi on: „Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa”.
– Skoro ustawa jest niezgodna z art. 7, to znaczy, że jest niezgodna z całą konstytucją i już od momentu ogłoszenia wyroku nie korzysta z domniemania konstytucyjności, czyli nie wejdzie w życie – wyjaśnia konstytucjonalista Ryszard Piotrowski.
W tym punkcie trybunał wyszedł poza wniosek prezydenta. Andrzej Duda nie podnosił kwestii przebiegu głosowania. Ale, jak zaznaczył sędzia Piskorski, TK ma prawo do takiej kontroli ustawy.
– W kontroli prewencyjnej trybunał bardziej niż w każdym innym przypadku ma obowiązek zadbać, by do obrotu prawnego nie weszły akty normatywne, które nimi nie są – podkreślał sędzia. Dodał, że jak wynika z rozprawy, prezydent był świadomy tych wątpliwości i liczył się z tym, że TK może zbadać ten aspekt z urzędu.
Tej argumentacji nie podzieliła trójka sędziów, w tym prezes TK Julia Przyłębska. Ich zdaniem trybunał nie powinien wychodzić poza wniosek Andrzeja Dudy.
W odniesieniu do innych zarzutów, jakie były podstawą wniosku prezydenta, TK nie stwierdził naruszenia konstytucji. Tak było w przypadku argumentu, że szybkie tempo prac nie dało możliwości konsultacji organizacjom pracodawców i związkom zawodowym. Trybunał uznał, że w toku prac organizacje społeczne mogły się wypowiedzieć na temat propozycji zniesienia 30-krotności. Artykuł 2 konstytucji mówiący o zasadach demokratycznego państwa prawa nie został więc naruszony. Odnosząc się do zarzutu niezgodności z art. 59 dotyczącym praw do działania związków zawodowych, TK uznał, że nie mają one związku z procesem legislacyjnym.
– Szkoda, że trybunał nie podkreślił w orzeczeniu odpowiedniej roli dialogu społecznego w procesie stanowienia prawa. Konsultacje i dyskusje w Radzie Dialogu Społecznego, których zabrakło przy tej ustawie, służą temu, by prawo było lepiej dostosowane do realiów gospodarczych – mówi Grzegorz Baczewski, dyrektor generalny Konfederacji Lewiatan. Jego zdaniem porządnie przeprowadzone konsultacje minimalizują ryzyko konieczności szybkich nowelizacji ustaw – przykładem mogą być przepisy wprowadzające minimalną stawkę godzinową w umowach cywilnoprawnych. Baczewski dodaje, że w przypadku ustawy znoszącej 30-krotność strona społeczna nie miała okazji, by się wypowiedzieć.
– Projekt został przygotowany za późno, proces uchwalenia go był zbyt krótki, a czasu na przygotowania do wejścia w życie za mało. Wyrok trybunału też zapadł za późno. Część firm już przygotowała swoje budżety na przyszły rok i albo zaryzykowała, zakładając, że ustawa zostanie zakwestionowana, albo uwzględniła wzrost kosztów działalności na wypadek, gdyby jednak limit dla składek przestał obowiązywać – mówi dyrektor Baczewski. Podkreśla, że choć finał jest korzystny dla gospodarki, to przedsiębiorcom zafundowano wiele miesięcy niepewności, co nie służyło ich aktywności.
– Dobrze, że wyrok jest taki, jaki jest. Gdyby był inny i ustawa weszłaby w życie, to przede wszystkim polskie spółki córki miałyby duży problem, by wytłumaczyć swoim zagranicznym centralom, jak duża jest niestabilność otoczenia gospodarczego w Polsce – ocenia Baczewski. Mówi też, że zamieszanie z próbą zniesienia limitu 30-krotności mogło być jednym z powodów słabego wzrostu prywatnych inwestycji w gospodarce. Sprawa ciągnęła się prawie rok. Firmy do końca nie były pewne, jak bardzo wzrosną im koszty pracy (zniesienie limitu oznaczało zwiększenie obciążeń funduszu płac wyższymi składkami na ZUS). Takie warunki nie sprzyjają decyzjom o nowych projektach.
Rozstrzygnięcie trybunału nie wymaga zmian w projekcie budżetu państwa na 2019 r. Rząd, przygotowując go, nie uwzględnił dodatkowych wpływów ze składek do FUS, które pojawiłyby się, gdyby limit przestał obowiązywać. Według szacunków autorów ustawy byłaby to kwota rzędu 7 mld zł.
W dłuższym horyzoncie pozytywny wpływ zwiększenia składek na poziom deficytu okazałby się przejściowy. Z czasem zniesienie limitu zaczęłoby generować dodatkowy koszt w postaci wysokich emerytur wypłacanych tym, których zarobki dziś w ciągu roku przekraczają 30-krotność średniej miesięcznej płacy.