Ustawa dotycząca zniesienia limitu składek ZUS zatrudnionych na podstawie umowy o pracę, która jest obecnie przedmiotem prac Trybunału Konstytucyjnego, zakłada, że składki na ubezpieczenia emerytalne i rentowne byłyby odprowadzane od całości przychodu, tak jak w przypadku ubezpieczeń chorobowego i wypadkowego. Dziś pułap odcięcia to 7806 zł na rękę miesięcznie. I choć na papierze teoretycznie wszystko wygląda dobrze – rosną bieżące przychody budżetu ubezpieczeń społecznych, a emerytury takich pracowników miałyby być w przyszłości wyższe, to gdy przyjrzymy się ustawie bliżej, okazuje się, że koszty wejścia w życie nowych regulacji są znacząco wyższe niż doraźne korzyści, o których mówi pomysłodawca ustawy. Co gorsza – przeciwne jej założeniom.
Rząd, który jest inicjatorem nowelizacji, deklaruje, że jej celem jest wzrost wpływów do budżetu państwa szacowany na 5,4–5,5 mld zł rocznie. Stanie się to jednak kosztem pracodawców i zatrudnionych na umowy o pracę i płacących już najwyższe podatki. Wprowadzone zmiany spowodują bowiem znaczące zmniejszenie wynagrodzenia specjalistów o wysokich kwalifikacjach (nawet o 11,7 proc.) oraz wzrost kosztów pracy zatrudniających ich firm (o 16,7 proc.). Zmiana dotknie przede wszystkim przedsiębiorstwa o najwyższym udziale kosztów pracy w kosztach całkowitych z takich branż jak: nowoczesne usługi biznesowe, sektor IT i nowoczesnych technologii. Czyli wszystkie te sektory, które w ostatnich latach w dużym stopniu definiowały tempo rozwoju gospodarczego i sukces gospodarczy Polski.
W Polsce funkcjonuje dziś ponad 1200 centrów usług, dających pracę niemal 280 tys. osób. Poziom zatrudnienia zwiększył się w ostatnich dwóch latach aż o 30 proc. Co warte podkreślenia, ośrodki usług biznesowych zatrudniają wysoko wykwalifikowanych i dobrze wynagradzanych specjalistów w takich obszarach jak: IT, finanse, księgowość, analityka, działalność badawczo-rozwojowa czy HR. Istotne jest również, że pracownicy ci są zatrudnieni na podstawie stabilnych i korzystnych dla budżetu państwa umów o pracę, a nie np. w wyniku samozatrudnienia. I to w nich uderzy nowa regulacja. Według szacunków ABSL dotknie ona ok. 35 proc. zatrudnionych, a w segmencie badawczo-rozwojowym – nawet do 80 proc. Taka skala zjawiska stanowi realne zagrożenie dla tempa rozwoju branży.
Nie jest to jedyny negatywny skutek planowanych zmian. Możliwy i realny wydaje się spadek konkurencyjności Polski jako miejsca lokowania najbardziej zaawansowanych profesjonalnych usług biznesowych. Możliwy i prawdopodobny jest spadek konkurencyjności samych działających dziś w Polsce centrów usług biznesowych. Według naszych danych blisko połowa istniejących w Polsce ośrodków działa w skali globalnej, świadczy usługi na rzecz klientów z różnych części świata. Utrzymanie wysokiej konkurencyjności na rynku globalnym wymaga zatrudniania wysokiej jakości specjalistów, inwestycji w badania i rozwój oraz technologie. Istnieje zagrożenie, że najbardziej innowacyjne funkcje czy projekty, które realizują dziś polskie centra usług, zostaną przeniesione do krajów z rozwiniętą już strukturą centrów usług wspólnych, gdzie koszty zatrudnienia nie rosną w tak szybkim tempie jak w Polsce.
Rządowa Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju zakłada, że w Polsce powinno powstawać jak najwięcej miejsc pracy wysokiej jakości, które w największym stopniu przyczyniają się do wzrostu gospodarczego. Innymi słowy – firmy powinny zatrudniać dobrze wykwalifikowanych specjalistów i ekspertów. Osoby te siłą rzeczy powinny być bardzo dobrze wynagradzane. A to właśnie w takich pracowników uderzą proponowane zmiany.
Nowa ustawa ma objąć wyłącznie osoby zatrudnione na podstawie umowy o pracę, zatem całkiem możliwe, że pracownicy zdecydują się szukać innej formy zatrudnienia w celu utrzymania dotychczasowego poziomu dochodów (np. samozatrudnienie). To niedobra sytuacja, ponieważ takie osoby stracą korzyści i świadczenia wynikające z kodeksu pracy. Przechodzenie na samozatrudnienie spowoduje również obniżenie wpływów budżetu państwa z tytułu PIT oraz wpłat do ZUS. W takim przypadku cel ustawy znoszącej limit odprowadzania składek do ZUS, aby zwiększyć przychody do budżetu, nie zostanie osiągnięty.
To nie wszystko. Dobrze wykształceni, znający języki obce specjaliści bez trudu znajdą pracę w swojej specjalizacji w innych krajach, gdzie zarobią więcej. Z Polski może odpłynąć duża fala młodych osób (poniżej 35. roku życia), biegle władających językami obcymi, po dobrych studiach – w wielu przypadkach ekspertów z branży IT. Spadek realnych wynagrodzeń może też zniechęcić do powrotu do Polski osoby wysoko wykwalifikowane, które dziś przebywają na emigracji i pracują za granicą, o których powrót zarówno rząd, jak i przedstawiciele biznesu bardzo zabiegają.
Ponieważ zniesienie limitu składek na ZUS ma dotyczyć wyłącznie pracowników zatrudnionych na umowę o pracę, to przez pracodawców zostanie to odebrane jako swego rodzaju kara za zatrudnianie na warunkach najbardziej atrakcyjnych dla pracownika. Dodatkowo nowa ustawa uderzy w pracodawców bezpośrednio – przez wzrost kosztów zatrudnienia. To spowoduje spadek rentowności bądź konieczność poszukiwania oszczędności gdzie indziej. Oba przypadki są niekorzystne – w pierwszym doprowadzić to może nawet do przeniesienia działalności do innego, tańszego kraju, w drugim zaś – ograniczy np. wydatki na prace badawczo-rozwojowe.